Projektowanie ogrodów skoncentrowane na życiu
28 stycznia 202424 03 Gawęda o mistrzyni Agnieszce Hubeny-Żukowskiej [Gawędy Ogrodnicze]
19 marca 2024O tym, że chciałoby się być dobrym we wszystkim – ale się nie jest. | O tym, że chciałoby się wszystko wiedzieć od początku – ale się nie wie. | O tym że chciałoby się mieć siłę na wszystko – ale się nie ma. | I o pokorze, która wszystko te niemienia i nieposiadania spina w wartość na której można stać, żyć i planować – nie mniej niż Doskonale.
Czternasty odcinek audycji Gawędy Ogrodnicze
Posłuchaj na swoim playerze:
Przejdź do podstrony podcastu:
Transkrypcja podcastu
Cześć. Zimosień. To trochę coś takiego jak lipcopad. Zimno, pada, szaro, buro. To zwłaszcza w mieście jest dość deprecjonujące. Fajnie było, było śnieżyście, a teraz jest jakby na jesień, a przecież zima. Wstaję ostatnio wcześniej, więc jest mróz, jest szron. Tyle uroku. No, ale generalnie pogoda taka melancholijna. Pobudzająca do refleksji tym samym. Tym bardziej, że jest o czym myśleć.
Chciałbym być dobry we wszystkim. Ale nie jestem. Tutaj kłania się pokora. Życie stawia przede mną wyzwania, których nie byłem w stanie przewidzieć wcześniej. Im głębiej las, tym ciemniej. Już od 20 lat zajmuję się zakładaniem ogrodów. Właściwie dokładnie 20 stuka w tym roku. Przypominam sobie jakie myśli towarzyszyły mi, kiedy zaczynałem zarówno samą przygodę z ogrodami, jak i dekadę później przygodę z projektowaniem, bo najpierw zajmowałem się tylko realizacją. I to jest bardzo podobne i spójne z tym, jak inni ludzie z zewnątrz postrzegają ten zawód. No tak, też kiedyś byłem tym z zewnątrz.
Więc projektowanie ogrodów, zakładanie ogrodów, to zwykle wzbudza taką reakcję. O, naprawdę ma pan taki zawód? Jakie to urocze. Jaką ma pan wspaniałą pracę. No i te zewnętrzne opinie są bardzo dowartościowujące, nie powiem, ale też bardzo mijają się z prawdą. Ponieważ na wielu polach ta praca jest bardzo trudna, bardzo ciężka i bardzo obciążająca. Rozmawiałem niedawno z koleżanką po fachu, która mnie poleciła klientowi. Przeczytam Ci co napisała. “Wszystkim się wydaje, że piękna praca i że łatwa. Obydwoje wiemy, że tak to nie wygląda. Trzeba umarznąć, ubrudzić, trzeba zmęczyć się fizycznie, ale też psychicznie jak się robi wyceny, to czasami mózg już nie ogarnia.”
No ja dodam do tego jeszcze ten szalenie istotny aspekt ciężaru psychologicznego, związanego z tym, że nierzadko jesteśmy powiernikami problemów i nastrojów naszych klientów. Towarzyszymy im w ścieżce urządzania ich przestrzeni przez długi czas. Często przygoda i relacja zaczyna się na etapie planowania domu albo budowania go, czasami nawet kupowania działki. Jesteśmy mniej lub bardziej aktywni w wymyślaniu tej przestrzeni, w czasie kiedy człowiek dojrzewa do tego, w jaki sposób będzie się tam zjawiał ze swoim życiem, w tym nowym domu, w tej nowej przestrzeni. Zauważa ciągle nowe rzeczy, dostaje od nas nowe propozycje. One ewoluują, bo im dłużej trwa to rozeznanie, tym bardziej świadomy jest człowiek, który tą przestrzeń sobie planuje, my też zauważamy nowe rzeczy. Więc sam proces planowania, projektowania czasami bywa rozciągnięty na lata i jest takim towarzyszeniem człowiekowi w drodze jego samorozwoju, na temat w ogóle filozofii życia. Kiedy budowa się kończy, przystępujemy do pracy, przy zakładaniu ogrodu, te rzeczy oczywiście się mieszają, czasami dzieją się etapami, że trzeba odczekać jakiś czas z powodów budżetowych albo jakichś innych po zbudowaniu domu. Czasami ludzie wolą zrobić, i to jest bardzo rozsądne, pewien szkielet, zamieszkać, obyć się z tym wszystkim, popatrzeć i dopiero później uszczegóławiać koncepcję, jak tę przestrzeń dokładnie zagospodarować i to fajnie działa.
Ale to wszystko sprawia, że z jednej strony jesteśmy w tej relacji, z drugiej strony w tej relacji zacierają się też granice. Często po prostu kolegujemy się z naszymi klientami i przynajmniej kiedy byłem młodszy, bo dzisiaj też potrafię stawiać tę granicę wewnątrz siebie, przestaję brać odpowiedzialność za rzeczy, na które nie mam wpływu, tak jak kiedyś. Ale często np. po sezonie takiej intensywnej pracy, kiedy, no najlepszy przykład, ktoś już wprowadził się do domu i żyje codziennie w tej rzeczywistości przechodzenia przez pełen błota plac budowy, w którym powstają pewne wyobrażenia, załóżmy, że wymyślamy, że zrobimy ogród od marca do czerwca, do lipca, do sierpnia, ale to się nie udaje, bo lato okazuje się zbyt deszczowe, bo jakiś producent nie wyprodukował jakiegoś elementu, przez co straciliśmy termin do jakiegoś dostawcy, wykonawcy, który musiał pójść gdzieś indziej, więc wszystko nam się poprzesuwało. Na jesień, później jesienią, znowu coś się posypało, coś się zmieniło. My jako projektanci często jesteśmy w takiej roli koordynatora zmian, takiego ogarniacza całej tej rzeczywistości, nie dość, że właśnie musimy zajmować się wymyślaniem tej przestrzeni, co już samo w sobie jest trudne, dopasowaniem jej do tego człowieka, który zawsze jest inny. To jesteśmy też osobami zarządzającymi tym pełnym zmian, procesem budowlanym, który też sam w sobie jest bardzo wszechstronny. I to sprawia, że ta praca stawia przed nami ciągle nowe wyzwania.
Koleżanka zwracam na to uwagę, że każdy ogród jest inny, nie ma schematu. Ja również zdaję sobie z tego sprawę, aczkolwiek całe swoje życie zawodowe staram się te schematy wyłuskiwać i w jakiś sposób tworzyć standardy, wynajdywać takie dobre praktyki, które działają, taką kolejność wykonywania czynności, która przynosi najlepsze rezultaty, szczególnie w polskich warunkach, które też są ekstremalne. I nie wszystko u nas się nadaje, importowane z zagranicy czy po prostu wymyślone tutaj. To nie jest takie oczywiste, bo mamy potężną ilość wody w ciągu roku, z deszczu, śniegu i równocześnie potężne amplitudy temperatur, łącznie z dużymi mrozami, więc słońce rozgrzewa, powstają szczeliny, ta woda wchodzi, penetruje, później zamarza, rozsadza. Wszystko u nas się niszczy znacznie bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie, więc to wszystko wymaga wielkiej uważności, wymaga potężnej wiedzy i często rzuca na kolana, bo im dłużej jestem aktywny w tej pracy, tym więcej mam pokory i oczywiście chciałbym być dobry we wszystkim, ale tym lepiej zdaję sobie sprawę, że nie jestem. I chociaż z każdym rokiem jestem coraz lepszy, to jednak też z każdym rokiem jestem coraz bardziej pokorny i coraz więcej muszę powiedzieć, że nie wiem.
Podobnie chciałbym wszystko wiedzieć od początku, ale nie wiem. Nowe czasy stawiają przed nami nowe wyzwania. Jeśli miałbym robić statystykę tematów, jakie poruszam z innymi zawodowcami, ale też swoimi klientami, to jak dla mnie słowem roku 2024 będzie bioróżnorodność. Ta wrażliwość ekologiczna, która zawsze była mi bliska, teraz rozkwita w taki sposób niespotykany. Bardzo łączy się to z aspektem antropocentrycznym we mnie, który jest bardzo silny, tak naturalnie. Z czego to wynika? Nie wiem. Rozmawiam z różnymi znajomymi, którzy mają od dziecka zupełnie inne podejście, ja mam takie. Natomiast teraz wrażliwość ekologiczna i zwrócenie uwagi na bioróżnorodność zyskało nowy wymiar nawet w kontekście jakiejś głęboko zakorzenionej we mnie filozofii antropocentrycznej, ponieważ widzę, że to jest coś, co mi najbardziej służy. Tak jak najlepszą formą odpoczynku, jaką preferuję jest biwakowanie w absolutnej dziczy na łonie przyrody, gdzie nie ma żadnego śladu ludzkości, jest tylko natura, najlepiej las, strumyk.
Rozumiem też, że to właśnie najlepiej służy moim klientom. Jeżeli jestem naprawdę głęboko zorientowany na to, żeby im pomagać, to chciałbym, żeby przestrzeń, którą dla nich tworzę była jak najbardziej wartościowa. A największą wartością, jaką mogę wnieść w ich życie jest oczywiście zdrowie, co jeszcze bardziej doceniam z wiekiem. No ale zdrowie mojego klienta, jego rodziny, czyli moich mocodawców, którzy płacą mi za to, żebym stworzył przestrzeń dopasowaną do nich, to wartość właśnie na wskroś antropocentryczna, ale osiągam ją poprzez pozorne odejście od koncentracji na człowieku, a zorientowanie się na koncentrację biocentryczną.
Poprzez zwiększenie koncentracji na życiu w ogóle i na, ja sobie tak to wyobrażam, zwiększeniu potencjału życia w przestrzeni, w jednostce objętościowej powietrza. Żeby w tym powietrzu było jak najwięcej życia, jak najwięcej chi, jakby powiedzieli Chińczycy, albo prany, jakby powiedzieli Hindusi, albo tlenu i jonów ujemnych, jakby powiedzieli Europejczycy. Ale generalnie tej dobrej pozytywnej energii, której brakuje nam w momencie, kiedy jesteśmy zamknięci w budynkach, cierpiących na sick building syndrome, w klimatyzowanych pomieszczeniach, w klimatyzowanych samochodach, w tych sterylnych przestrzeniach, które są odkurzone, a teraz jeszcze odkażone, w których nie pozwalamy dzieciom jeść jabłka, które spadły na podłogę, ani wejść w zieleniec, bo się ubrudzi.
To jest właśnie ta zmiana myślenia, ta zmiana paradygmatu, z tego takiego wyraźnego antropocentryzmu, z orientacji na człowieka, który ma być wyraźnie oddzielony od przyrody, a przyroda ma być wyraźnie okiełznana poprzez równo koszony trawnik, poprzez rabaty. To jest odejście na rzecz takiego myślenia o człowieku i przyrodzie ko-egzystujących ze sobą, gdzie nadal orientacja na potrzeby człowieka jest na pierwszym miejscu, no bo przecież jak mielibyśmy zmienić naszą orientację, przecież jesteśmy ludźmi i musimy służyć sobie. Żaden gatunek z własnej woli nie poświęci swojego interesu dla cudzego interesu, więc dbałość o cudze interesy musi być wpleciona w nasz interes.
Dla mnie jest to nowa formuła antropocentryzmu, a nie odejście od niego, aczkolwiek jest to złamanie pewnego paradygmatu. No i co teraz? I to też jest nowe wyzwanie, tak? Chciałbym wszystko wiedzieć od początku, ale 20 czy 10 lat temu, kiedy zakładałem ogrody, no 20 lat temu miałem zupełnie inne podejście, 15 lat temu i tak dalej. Stosowaliśmy nagminnie włókninę, tak? Ale jakieś, nie wiem, 10 – 8 lat temu zorientowałem się, obserwując skutki swojej pracy, że ten plastik w glebie jest po prostu dziadostwem, tak? Że on powoduje, że rośliny gorzej rosną, że rozwijają się tam grzyby, że właśnie zabiera tą bioróżnorodność.
A później, kiedy, nie wiem, jakieś jałowce czy jakieś irgi posadzone w tym dziadostwie po prostu poprzerastają, no to wnoszą to wszystko do góry, chwasty i tak rosną, natomiast oddzielenie jednego od drugiego jest wręcz niemożliwe. Tak samo nie lubię siatki na krety, nie? To jest po prostu plastik przerośnięty ziemią, to budzi jakiś taki mój wewnętrzny sprzeciw.
No ale jeżeli nie lubisz siatki na krety, jeżeli nie lubisz włókniny, to co masz robić? Czy zmienisz swoje życie jako właściciel działki i nagle staniesz się człowiekiem intensywnie zajmującym się ogrodem? No nie, to się nie zmieni, więc musi się wydarzyć coś innego.
Musi się dokonać zmiana estetyki, a raczej postrzegania estetyki, tak? Zmiana na poziomie uznawania tego, co jest ładne i to jest właśnie ta trudna rewolucja, która się musi dokonać. To znaczy musimy polubić rabaty zarośnięte chwastami. Musimy polubić haszczowiska, które wyrosły gęste i są nieco przerażające. I możemy zrobić to na różne sposoby, tak?
Ja polecam, żeby zachować odrębność, bo ta odrębność od świata przyrody jest wpisana w naszą naturę, tak? Nie możemy się jej wyprzeć, więc nie chcę budować rewolucyjnego świata i jakby iść z sztandarem walki o zmianę, która nie jest realna. Chcę tak wpleść tą możliwą zmianę, żeby ona była wpasowana w człowieka i w jego naturalne preferencje. Więc skoro oddzielamy się od przyrody, nadal się oddzielajmy od przyrody, tak? Postaw w środku ogrodu luksusowe wnętrze ogrodowe. Zrób tarasik, postaw na nim pergolę, daj tam szkło, które odetnie cię od wiatru, zimna, insektów, daj rolety, które odetną cię od zachodzącego słońca, też może insektów, też może zimna. Wokół wykoś parę metrów szerokości trawnika, żeby mieć ten komfort. Może za tym trawnikiem daj gruby, betonowy border z płyty chodnikowej albo z jakiegoś tam centymetrowego obrzeża, ale żeby był taki konkretny, – centów, taki, żebyś czuł, że tu jest gruba linia, tak? Ona nie zarośnie bardzo szybko. Ogród zresztą potrzebuje zdecydowanych rozwiązań. Jakieś tam drobne borderki właśnie nie nadają się. One są do tych takich regularnie utrzymywanych ogrodów. Ale zrób tą część regularnie utrzymywaną wokół tego pokoiku, w którym będziesz spędzać czas.
Jak lubisz spędzać czas? Czy to będą raczej imprezki, jakieś biesiady? Czy to będzie, nie wiem, ćwiczenie jogi? Czy to będzie czytanie książek? Czy to będzie właśnie strefa spa z jakąś wanną, jacuzzi, z jakąś sauną i leżaczkiem? No to może takich wnętrz oczywiście być kilka. Ale, wiesz, nie potrzebujesz się rozepchać na, nie wiem, 10 arach działki, a nie na hektarze. Tak naprawdę potrzebujesz na to 20 – 30 metrów kwadratowych, 50 jak zapraszasz dużo ludzi. I to jest wszystko, co Ci w zupełności wystarczy. Więc ogranicz swoje przebywanie do tej małej przestrzeni. I zadbaj o tą właśnie taką czystość tego trawnika. No ja mówię, nawet niech to nie będzie idealnie czysty trawnik. Niech będą tam stokrotki. Ale jeżeli lubisz idealnie czysty trawnik, to zaspokój to. Zrób sobie 5 metrów wokół. Po co Ci więcej? Będziesz mieć trawnik, wejdziesz na bosaka. Będziesz mieć pewność, że żadne pszczoły tam nie latają do żadnej koniczyny. I spoko.
Daj później ten border. Za borderem posadź plamy roślin, które będą stanowić takie estetyczne oddzielenie. Laurowiśnia ostatnio jest bardzo popularna. Fajna roślina. Zimozielona i kwitnąca. Można z niej zrobić właśnie takie rozdzielenie. A za nią niech się dzieje dzicz. Bo ta dzicz będzie Ci służyć znacznie lepiej. Tak jak u Nicholasa Taleba. Niech ta dzicz będzie antykrucha. Niech chwas, który się tam wsieje, zwiększa wartość tej dziczy. A ta dzicz będzie dla Ciebie wartościowa właśnie przez ten potencjał bioróżnorodności. On będzie najbardziej wartościowy dla Ciebie, dla Twojej rodziny, dla Twoich bliskich, drogi klienci. On będzie najbardziej wartościowy w momencie, kiedy będzie jak najbardziej bioróżnorodny. Jeśli będzie tam jak najwięcej gatunków. I dlaczego tak jest? No, oczywiście są jakieś badania, które o tym mówią, że to jest dobre i tak jest. Ale nie wiemy. I to jest też kolejny punkt, który uczy nas wszystkich pokory. Ale jednak obserwacje i liczne dowody mówią o tym, że to jest po prostu dobre. Że to służy nam najlepiej.
Świetnym przykładem są właśnie kąpiele leśne, które zyskują popularność. Które też są udowodnione naukowo. Że jeżeli pójdziemy do lasu i zwrócimy uwagę na to, co w tym lesie się znajduje. I będziemy świadomie czerpać z tej przyrody. Ale nawet nieświadomie. To po prostu poczujemy się lepiej. To nasz stres się ograniczy. Nasza depresja zostanie podleczona. I to samo można osiągnąć w swoim ogrodzie. To samo można osiągnąć nawet na bardzo małej przestrzeni. Na przykład w Lasy Kieszonkowe Mijawakiego, 50 metrów kwadratowych. Możesz sobie założyć dziki zagajnik. I już nawet ten mały skraweczek pozostawiony właśnie takim dzikim, takim nienaruszonym, specjalnie zwrócony naturze, oddany w służbie bioróżnorodności jest źródłem dobra. Dla ciebie, ale też dla wszystkich wokół.
Na początku oczywiście pionierzy będą krytykowani. O, niezadbane, zaniedbane itd. Długo walczyliśmy o to, żeby nasze działki były zadbane, więc synonimem jest równo skoszony trawnik. Ale teraz paradygmat się zmienia. I teraz synonimem większego zadbania jest właśnie dbałość o naturę i właśnie ta odpowiedzialność środowiskowa. Ale też to wszystko przynosi nam większą wartość. Więc ten niekoszony teren, ten dziki teren zostawiony sobie, razem z pakietem edukacyjnym, będzie inspirujący. Tak samo i dla sąsiadów, którzy też zostawią takie kawałki dla siebie. I im więcej będzie takich kawałków, tym ten nasz świat, w którym będziemy żyć, będzie po prostu lepszy.
I to jest właśnie to. Chciałbym wszystko wiedzieć od początku. Ale nie wiem. Nie wiedziałem tego 20 lat temu. Nie wiedziałem tego 10 lat temu. Tak naprawdę wiem to teraz i czuję to z taką narastającą mocą i formuje tą swoją ideę ogrodu minimalnego, w którym właśnie człowiek jest ograniczony do minimum, a maksymalizujemy naturę i jej obecność na działce.
Ale w tym zimosiennym klimacie myślę sobie: Mój Boże. Czemu nie wiedziałem tego lat temu? Czemu dopiero teraz muszę na to wpadać? Więc nowe czasy, nowe wezwania. Trzeba wycofywać się z tego co jeszcze nie tak dawno było. I iść za nowym. Za tym co jest lepsze.
Chciałbym mieć siłę na wszystko. Ale też czasem nie mam. Czasem mam taką chęć, takie wewnętrzne pragnienie i motywację na poziomie postanowień, żeby być robotem. Żeby wejść w taki killer mode i po prostu realizować swoje plany i zamierzenia z taką niezmordowaną wydajnością. No ale. No ale nie da się. Są zmiany sezonowe. I właśnie przychodzi zimosień. I jak patrzę za okno. To myślę sobie: O mój Boże. Jak dobrze że jestem w domu. W sezonie potrafię wstawać o godzinie piątej, czwartej.I śpię po pięć godzin, sześć to maksimum. I to mi absolutnie wystarcza. Jest tyle energii. Tyle do zrobienia. Natomiast przychodzi ta zimosień i zapadam w sen zimowy jak jakiś niedźwiedź.
No ale z drugiej strony. To też ma swoją wartość. I tą sytuację też chcę przejmować z pokorą i z radością, bo dzięki temu pojawia się przestrzeń na przemyślenie. I zebranie tych wszystkich rzeczy, które przyszły do głowy, zapakowałem je do pudełeczek, poukładałem na półkach, bo oczywiście było za dużo pracy przy ogrodach, więc nie miałem czasu się nimi zająć,a teraz właśnie w tym okresie zimosiennym, mogę na spokojnie spojrzeć na nie. Porozpakowywać się i zastanowić się nad nimi, wyciągnąć z nich wnioski.
Więc co robić? Przygotować się na nowy sezon. Jest luty. Jest idealny czas na to, żeby myśleć o wiośnie, bo wiosna jest już tuż tuż. Już za miesiąc. A właściwie pogoda taka i słońce takie, że czasami wydaje się jakby już przyszła. No ale jeszcze nie przyszła. Więc jeszcze jest czas, żeby czytać i uczyć się. I przeglądać te zeszłoroczne historie i wyciągać z nich wnioski i zrobić plan na nowy rok. Z każdym rokiem lepszy plan, z każdym rokiem mądrzejszy. No i życzę sobie. I tobie. Żeby był też przefiltrowany przez sito pokory. Nie wiem jak ty, ale jak ja dojdę do jakichś wniosków, to wtedy wydaje mi się, jakbym pozjadał wszystkie rozumy. Myślę, że wszystko już wiem. Teraz to już osiągnąłem pułap najwyższej samoświadomości. Wpadłem w jakąś taką manię genialności. No i idę. I idę i realizuję ten swój plan. No aż do momentu, w którym nie walnę w ścianę. Albo się nie potknę. No i wtedy okazuje się, że muszę się zatrzymać.
Co robić? Co robić? Chciałbym być dobry we wszystkim. Nie jestem, ale staram się. Chciałbym wszystko wiedzieć od początku. Ale nie wiem. I pewnie nigdy nie będę wiedział. I chciałbym mieć siłę na wszystko. Ale też nie mam. I muszę wybierać. I ustalać swoje priorytety. Aczkolwiek idę cały czas do przodu. Ze swoją niezmienną maksymą na ustach: Nie mniej niż doskonale. Doskonale przez duże D. Tak jak uczył Tom Peters, bo poprzeczkę, zawsze warto stawiać wyżej. I to, że praca jest trudna. Warto też obrócić na swoją korzyść i powiedzieć: Ale nie jest nudna. I ciągle w niej się coś dzieje. Ciągle inspiruje do rozwoju. Ciągle inspiruje do eksplorowania. Jakichś nowych obszarów. I do zmian. I uczy pokory, a pokora jest dobra. Bo dzięki niej upadki i potknięcia są mniej bolesne. Bo pokora wpisuje w życie taką świadomość, że one po prostu będą, że z góry wiem, że nie wszystko mi się uda. Ale przez to przecież nie zaprzestaję starań, nie zaprzestaję dążeń, nie zaprzestaję stawiania ambitnych planów.
I nie rezygnuję też ze swojego antropocentrycznego poglądu na rzeczywistość. No nie wiem. może za czy lat zrezygnuję i będę miał inne poglądy. Ale póki co nie rezygnuję, póki co uważam, że jest on tak fundamentalnie wpisany w moją naturę, że lepiej, żebym wykorzystał go na korzyść niż żebym próbował z nim walczyć. Bo walka z samym sobą jest zawsze najbardziej kosztowna.
Dzięki Ci. Za dzisiaj. Życzę Ci pokory i pogody ducha. I miłej zimosieni. I wszystkim nam rychłej wiosny.
Wszystkiego dobrego. Do usłyszenia.
Jesteś projektantem?
Cenisz nasze merytoryczne publikacje? Zapraszamy Cię do wspólnego rozwoju, biznesu i integracji.
Jesteś właścicielem działki?
Szukasz wsparcia przy aranżacji ogrodu?
Zajmujemy się kompleksowo procesem projektowo – wykonawczym. Wypróbuj możliwości naszego zespołu.
Szukasz czegoś innego?