Czemu nie warto oszczędzać na projektancie?
17 czerwca 2024Badania naukowe dotyczące lasów Miyawaki
14 lipca 2024Opowieść o człowieku, który jest jednym z najlepszych polskich żyjących i aktywnych zawodowo architektów krajobrazu i równocześnie bardzo mało znany w naszym kraju. Mirosław Sztuka był i jest pionierem nowoczesnych rozwiązań pro krajobrazowych służących społeczeństwu. Poznaj lepiej jego postać i doświadczenia przeciekawego życia w najnowszej Gawędzie Ogrodniczej.
18 odcinek audycji Gawędy Ogrodnicze
Posłuchaj na swoim playerze:
Foto Mirosław Sztuka (c) Villa Constantin
Przejdź do podstrony podcastu:
Transkrypcja podcastu
Cześć, opowiem Ci dzisiaj o wyjątkowym człowieku, mistrzu ogrodnictwa i architektury krajobrazu, jakim jest Mirosław Sztuka. Długo rozpakowywałem tę rozmowę, którą odbyliśmy, w ogóle nasze zapoznanie się na żywo. Przyznam szczerze, że tak dwa bite dni tam myślałem intensywnie, jakie lekcje mogę wyciągnąć dla siebie dzięki jego opowieściom, dzięki obserwacjom, jakie poczyniłem.
A jest to człowiek, który znowu chętnie dzieli się, ale też trzeba z niego trochę wyciągać. Jest skromny, chociaż bardzo mądry. Nie szuka poklasku, chociaż mógłby właściwie stawiać się na piedestale. Nie chcę być żadnym pomnikiem ani bohaterem, ale udało mu się uczynić ze swego życia fascynujące dzieło. I tego życia już trochę przeżył. Konsekwentnie, mimo przeciwności, pozostając cały czas w branży, w swojej specjalizacji w architekturze krajobrazu, nie w ogrodach.
No i jest takim pięknym przykładem człowieka, który z tego dzieła, jakim jest jego życie, jest zadowolony. Chociaż to nie oznacza wcale, że odbyło się to bez kosztów i nosi w sobie ten ślad, cień zmęczenia. Myślę, że w dużej mierze wynika on z zaangażowania, które dla niego jest bardzo naturalne. To zdecydowanie nie jest człowiek, który robi coś na pół gwizdka. Jak coś idzie, to na 100 %, jak po prostu czołg, który się nie zatrzymuje i z pełną determinacją brnie do swojego celu. Podejmował w życiu potężne wyzwania, często większe niż mógł udźwignąć, a jednak je dźwigał i płacił za to.
To jest też taki punkt wspólny, bo nieraz przeszacowywałem swoje własne możliwości. Czuję, że doskonale to rozumiem i nigdy nie potrafię ocenić, że czegoś nie mogę. Jak to nie mogę? W ogóle całe to spotkanie było dla mnie bardzo wartościowe, bo jest ode mnie 20 lat starszy, a ma bardzo podobną konstrukcję energetyczną. I w wielu punktach czułem taką wspólnotę, czasami przestrogę, czasami inspirację.
Ten wiek w ogóle, dochodzę teraz do czterdziestki i zastanawiam się nad tym, jak będzie dalej wyglądało moje życie i jak je spędzę. Jak mam je zaprojektować, żeby być z niego zadowolonym i przykład Mirka jest tutaj dla mnie taki bardzo pouczający. No bo właśnie dostrzegam mnóstwo punktów wspólnych i na wiele aspektów rzeczywistości patrzę bardzo podobnie do mnie, no ale jest pewien ćwierć wieku do przodu, a więc na jego przykładzie mogę zaobserwować i wyciągnąć wnioski, jak może się skończyć to, co ja bym chciał robić, jeśli działałbym podobnie jak on.
Wzmocnił moją świadomość na tym obszarze, z którego już też zaczynam zauważyć, zdawać sobie sprawę, jak wiele zmienia się w nas z wiekiem, jak po prostu zmienia się sposób myślenia, chyba, nie wiem, konstrukcja mózgu w ogóle. Opowiadał, jak pracując w Chinach, pracowali po 36 godzin ciurkiem, a potem jeszcze mieli siłę iść na imprezę. Mówi, że po czterdziestce są najlepsze doświadczenia, bo jeszcze masz tą właśnie młodzieńczą energię, ale już masz też doświadczenie i możesz na tym fundamencie budować coś wspaniałego. Natomiast po pięćdziesiątce niestety tej siły zaczyna już brakować, co nie znaczy, że ona się kończy i Mirek zdecydowanie chce zawsze pracować. Koncepcja jakiejś bezczynnej emerytury zupełnie do niego nie przemawia, jest bardzo aktywny. Powiedziałbym nawet taki typ nabuzowany. Teraz na niego patrzę, to sobie wyobrażam, jaki musiał być te 20 czy 40 lat temu. Dlatego mówię o tej konstrukcji energetycznej, bo to właśnie też mam podobnie, chociaż ostatnio bardzo się uspokoiłem.
To, co mi się podoba i też czuję taką wspólnotę, to, że to jest człowiek, który ciągle dąży do rozwoju, do uczenia się, ale też do poprawy życia innych ludzi poprzez podniesienie poziomu. To jest człowiek, który wie, czego chce od życia i robi wspaniałe rzeczy, ale bez przegięcia. I cały czas wiedzie jego instynkt do rozwoju, dążenia do więcej i lepiej. I też jakby innych chce brać ze sobą, czy chce wkraczać w takie społeczności, które potrzebują właśnie takiego motoru, żeby je wyciągnąć do góry, żeby pchać do przodu. On absolutnie nie znosi stagnacji. Równocześnie to jest jeden z niewielu zawodowców w ogóle w naszej branży, który mówi o procesach jak o fundamentach swojej pracy, która dzięki procesom może być skalowana, wykonywana w grupie innych pod nadzorem.
Tak, żeby nie dać się tej pracy zjeść. To jest właśnie ta lekcja, którą Mirek wzmacnia dla mnie, że jeśli chce być maksymalną wersją siebie, to muszę się ograniczyć. To muszę samego siebie zminimalizować. Opowiadał o różnych okresach swojego życia i dobrze to czułem też w korelacji do swojego, taką właśnie skłonność do przesady, do zapracowywania się do upadłego, ale to nie prowadzi do dobrych rezultatów. A robiąc mniej, z większym skupieniem, koncentracją, bardziej racjonalnie, troskliwie traktując swoje ciało, dając sobie szansę na odpoczynek, tak naprawdę mogę osiągnąć znacznie, znacznie więcej. Przede wszystkim się po prostu nie przewrócić, nie złapać gdzieś po drodze, nie skończyć.
Inne słowa, które mi zapadły w pamięć. Piękny, sentencjonalny tekst rzucony w rozmowie -“Strach jest najgorszym doradcą”. To też jest lekcja, którą niedawno przerabiałem, że oczywiście nie jesteś w stanie zniwelować strachu wewnątrz siebie, ale możesz nie podejmować decyzji pod wpływem tej emocji, bo to zawsze zaprowadzi cię na manowce.
Miałem tą wielką przyjemność, że mogłem poznać Mirka, odwiedzić go, spędzić trochę czasu w jego posiadłości na Dolnym Śląsku, w jego najbardziej naturalnym środowisku, poznać go jako ogrodnika w jego własnym ogrodzie. Spotkanie w ogóle zaczęliśmy od takiej ekskursji po terenie, która jest dosyć dużą działką, dużym wyzwaniem na skarpie, gliniasty teren. Jest urządzonym w stylu bardzo formalnym, fantastycznie zgranym z architekturą, która jest zabytkowa, więc wymusza takie rozwiązania, ale może to też wynika z preferencji dotyczących stylu, które Mirek nosi w sobie.
Więc jest staw, jest posiadłość. Za posiadłością z tyłu jest ogród warzywny, który razem z niewielką ilością elementów typu strzyżone stożki z tui, które wyglądają jak cisy, świetne, gęsta zieleń, świetnie się tu tuja do tego nadaje, albo właśnie stożki z grabów, czy jakieś elementy architektoniczne typu trelisy, zrobione ze stali, bardzo fajny efekt. Tworzą taki szkielet dla tego założenia, równo wycięte kwatery i ścieżki trawiaste sprawiają, że wszystko jest takie absolutnie naturalne, delikatne, osadzone w tej rzeczywistości, w okolicy. Nic nie razi, wszystko jest takie wpasowane, takie jakby właśnie miało być.
I rośliny warzywne na grządkach, w ogóle fantastyczna sprawa, ponieważ od 15 lat mówi wykłada trawę do ściółkowania. Ja właśnie w tym roku zacząłem swój eksperyment, żeby trawę skoszoną kosiarką wykładać wśród krzewów i drzew, żeby zagłuszyć tę trawę. Więc on to robi i świetnie mu się to sprawdza. Mówi, że stosuje nawet 30 cm, żeby zagłuszyć chwasty i potem po deszczu to bardzo fajnie siada. Czasem, jeżeli ma i ma na to czas, to jeszcze pod tą trawę daje kartony.
No ale obrót jest przepiękny, mocno urządzony, ale wciąż urządzony. Oczywiście budżet jest czynnikiem ograniczającym. I to taki ból, że nasza branża niestety nie jest aż tak dochodowa, żeby można było sobie pozwolić na wszystkie pomysły. Ale to absolutnie nie zmniejsza wartości kompozycyjnej. Mirek też doskonale poprowadził taką chronologię pracy, ukształtował odpowiednio teren i obsadził go. A po prostu nie ma w nim takich detali, elementów architektonicznych, które mogą czekać na jakiś swój budżet. Jest ogrodnik, który to utrzymuje. I wszystko prezentuje się doskonale.
Sprawia mnóstwo przyjemności. To światło, które wczesnym rankiem spacerowałem, o piątej rano spacerowałem, o południe, kiedy przyjechaliśmy. Więc światło przychodzące w ten obrót robi doskonałą robotę. Też ten termin majowy odwiedzin. W maju światło jest naprawdę wspaniałe w Polsce, także w doskonałym momencie mogłabym obejrzeć ten ogród.
Mirek w ogóle jest bardzo odważnym hodowcą. Dużo ma takich odmian gatunków, których ja bym nigdy nie posadził. Na przykład uprawia u siebie mamutowca, cedry, sekwoje. Dużo właśnie jakichś bylin, które też… on na przykład sprawdza mrozoporność kaktusów, także ciągle eksperymentuje. W ogóle twierdzi bardzo stanowczo, że klimat się zmienia i nie ma już w ogóle w Polsce strefy szóstej, jest tylko siódma i ósma. Aczkolwiek tegoroczne przymrozki dotknęły mu te egzotyczne okazy. Może nie wszystkie wymarzły, niektóre tylko trochę podmarzły i tam puszczają, ale dostało im się. Ale to dostało się też zupełnie nie egzotycznym roślinom. W tym roku, to było jednak takie małe ekstremum, najpierw bardzo ciepło, później przyszły te przymrozki. Akurat w moim ogrodzie mało roślin straciłem. Wymroziło mi jedną brzoskwinka do zera, ale poza tym to nie tak dużo. No ale ja jestem w Krakowie, więc to zupełnie inne warunki niż tam na wsi.
Mirek nie stosuje w ogóle żadnej chemii. Wszystko robi metodami naturalnymi. Cały ten ogród wygląda bardzo naturalnie, jest wprowadzany bardzo naturalnie. Co też mi się podoba i robię bardzo podobnie. Trzyma etykiety wbite przy roślinach, także nie pamiętałem co to było, jaka odmiana, albo jaki gatunek zawsze można sobie tam pogrzebać i sięgnąć. Dużo było takich wątków, których bardzo nie rozwijaliśmy, wymieniając się po prostu uwagami, albo kiedy słuchałem jego jakiejś opowieści. No ale to takie właśnie wątki ogrodnicze. To jest przepiękne, że jest całym sercem ogrodnikiem.W ogóle powiedział, że jest bardzo wdzięczny za dobre komunistyczne wykształcenie, które odebrał na SGGW właśnie z ogrodnictwa.
Z jakich takich ciekawych rzeczy, którymi mógłbym się z Tobą podzielić? Na przykład mówi, że fajna jest ideologia no-dig, ale jeżeli masz w ogrodzie nornice i karczowniki i ślimaki, to jednak dobrze jest tą glebę przekopać, żeby wynieść do góry i wymrozić jaja i później tego jest znacznie mniej, a poza tym zniszczyć im strukturę tych chodników podzielnych. No i to jest taka metoda, która pozwala nam ograniczyć populację szkodników, nie używając właśnie żadnej chemii. A propos tego, też korzysta z kaczek nielatających, takich biegaczy indyjskich, które zjadają te ślimaki. No tam cztery młode sztuki, ale mówi, że całkiem sporo przetrzebiają populację tych nagich ślimorów.
To w ogóle też przekłada na swoją pracę. Uważa, że na terenach publicznych nie należy używać środków ochrony i co ma wymrzeć, to po prostu wymrze. Ale opowiadał taką anegdotkę, że prowadził kiedyś grzyby pasożytnicze na zarazę ziemniaczane. A ponieważ nie używa żadnych fungicydów, więc one zostały w glebie. I od tamtej pory, a to było wiele lat temu, nie mają już żadnych problemów z zarazą ziemniaczaną, chociaż sąsiedzi mają. A widzi to po liściach, dlatego że ta zaraza w momencie, kiedy atakuje liście, zmienia jej kolor, tworzy taki nalot. A kiedy grzyb wchodzi, zmienia kolor tego nalotu. Więc te grzyby ciągle tam muszą być i kiedy zaraza zaczyna atakować ziemniaki, no to ten grzyb w kolei atakuje zarazę. To jest wspaniały przykład tego, jak natura może zwalczyć problem, jeżeli jest jej dość dużo, jeżeli każdy szkodnik znajdzie swojego przeciwnika. Więc jest to piękny dowód na wartość bioróżnorodności, która teraz jest taka nośna i ja też głośno mówię, żeby ją angażować w ogrodach.
Mirek bardzo wiele podróżuje po świecie. Mieszka w połowie Berlinie, w połowie tutaj w Polsce. Opowiadał z wielkim entuzjazmem o takiej firmie Garden Academy z Berlina. Jest to miejsce, które prowadzą jego koleżanki, z którymi studiował w Wielkiej Brytanii. Historia jest taka, że kupiły stare budynki Królewskiej Akademii Ogrodniczej z XIX wieku. Kupiły właśnie szklarnię i na takiej koncepcji oparł cały marketing. Jest to miejsce, które jest i szkółką, i centrum ogrodniczym, i świadczy usługi.
Zresztą przeczytam Ci to bardzo ciekawe, co oni właśnie piszą na swojej stronie – “Wizją założyciela Królewskiej Akademii Ogrodniczej był wysokiej klasy ośrodek promujący kulturę ogrodniczą i sztukę ogrodniczą w Niemczech. Osiągnięto to przez zapewnienie lepszego zrozumienia sztuki ogrodowej wśród laików, profesjonalistów i miłośników ogrodów, a przede wszystkim poprzez przekazywanie wiedzy o roślinach, przyrodzie i designie oraz powiązaniach historycznych. Świadomy klient to lepszy klient, ponieważ wie czego się spodziewa. Klientami architektów ogrodów i krajobrazu na przestrzeni ostatnich lat były przede wszystkim osoby, które osiągnęły już życiowe cele i które do kończenia swoich prac szukają w ogrodach, aby tam cieszyć się i odpoczywać. Obecnie wielu właścicieli ogrodów jest w środku swojego życia i ogród nie jest już dla nich marzeniem o przyszłości, ale stanowi część ich stylu życia i dlatego w znacznym stopniu przyczynia się do ich codziennego dobrego samopoczucia. W Akademii Ogrodniczej możesz poszerzyć swoje rosnące zainteresowanie własnym ogrodem dzięki fachowym informacjom. Otrzymasz opcje i oferty, w jaki sposób możesz przekształcić swój mały skrawek zieleni w osobisty ogrodowy raj. Royal Garden Academy oferuje wszystkie aspekty sztuki ogrodowej w jej wielu aspektach. Tereny zewnętrzne ukazują szeroką gamę odmian w projektowaniu ogrodów. Szkoła ogrodnicza przekazuje niezbędną wiedzę teoretyczną i praktyczną. Sprzedaż obejmuje byliny, drzewa, cebulki jednoroczne, akcesoria ogrodowe, meble ogrodowe, doniczki i inne narzędzia ogrodowe. Kawiarnia w Akademii Ogrodowej oferuje klientom możliwość zregenerowania sił i relaksu przy filiżance kawy lub lampce wina po zakupach oraz zwiedzania obiektów.”
Jest to coś, co miód malina trafia w moje serce i jest punkt tym, co chciałbym realizować w ramach Organizacji Ogrodów Polskich. Jest też w wielu punktach tym, co Łukasz Kilarski z Adamem próbowali i później ja też próbowałem, kiedy dołączyłem do tej koncepcji, tworzyć jako Garden Pro w Krakowie na Zbrojarzy. Także jakiegoś rodzaju holistyczny koncept, w którym odnajdzie się koneser ogrodów, ktoś, kto marzy o tym, żeby w tym ogrodzie żyć, żeby w nim spędzać czas i się zainspiruje i kupi roślinę i znajdzie wiedzę i znajdzie wsparcie, kto może mu to zaprojektować i wykonać. Także absolutnie świat, który zaspokaja w sposób kompletny każdą ogrodową potrzebę, który nie pozostawia miejsca na niedopowiedzenie. Koniecznie muszę to miejsce odwiedzić, może w jakiś sposób bardziej zrozumieć, podłapać to, ponieważ jest to dla mnie pięknym takim budującym wzorcem.
No ale oczywiście ten wzorzec może bazować tylko i wyłącznie na potężnym know-how, na doskonałej wiedzy, na wspaniałym zespole, bardzo merytorycznym, więc jest to taka podbudowa, której ciągle brakuje. Natomiast jestem gdzieś na swojej własnej drodze z takim marzeniem kompletności, kompleksowości, w której nie wydarza się nic niewłaściwego. Wszystko, co się wydarza, dzieje się tak, jak powinno. W procesach nie ma żadnych błędów. Ludzie wiedzą, co mają robić i robią to. Nikt nie jest w jakiś nieprzyjemny sposób zaskakiwany na żadnym etapie procesu projektowego czy realizacji, zarówno po stronie wewnętrznej zespołu, jak i po stronie klienta. To wszystko dzieje się płynnie, tak jakby po prostu wchodziło w masło. To jest jakieś holistyczne właśnie marzenie, które noszę wewnątrz siebie i do którego zmierzam. I tak kreuję firmę.
No, ale rozmawiamy o Mirku. Firmą Mirka jest Sztuka i Partnerzy. Pod takim adresem sztukaipartnerzy.pl możesz go znaleźć. Przeczytam Ci to, co mają u siebie napisane w zakładce o nas: “Sztuka i Partnerzy. Architektura krajobrazu. SMP. Posiada biura w Warszawie i Jekaterynburgu.” O, nie napisali sobie, że jeszcze w Lublanie, na Słowenii. “Mamy doświadczenie w prowadzeniu projektów architektury krajobrazu w różnych regionach świata. W Chinach, Rosji i na Bliskim Wschodzie, a także w Północnej Afryce, w Polsce i innych krajach europejskich. W naszych projektach planistycznych, strategiach krajobrazowych i projektach architektury krajobrazu wykorzystujemy nasze umiejętności i doświadczenie w rozwiązywaniu najważniejszych problemów. Katastrofy klimatycznej, spadającej bioróżnorodności i jakości życia. W SMP wierzymy, że architektura krajobrazu to nie tylko tworzenie przestrzeni, w których wydarza się życie, ale także kreowanie społeczności, wspólnot i wzmacnienie ich identyfikacji kulturowej. Co robimy? Parki i przestrzenie publiczne, projekty mieszkaniowe, projekty biurowe, hotele i projekty rekreacyjne, parki historyczne i prywatne ogrody, centra handlowe, krajobrazowe strategie i opracowania planistyczne, konkursy.”
Odsyłam Cię do Portfolio, bo tam możesz przejrzeć, co oni praktycznie robią. Zobacz też film, który jest na stronie głównej jako intro, który razem z Hadartem prezentowali w Dubaju, na stoisku pod nazwą Return to Nature. Jest tam taki ciekawy detal, na który zwróciłem uwagę, że ludzie chodzą tyłem, a Mirek był niezadowolony z tej niedoskonałości, która nie zależała od niego. Jest też taki punkcik, w którym poczułem sympatię i dostrzegłem tę uważność na detale, że to jest po prostu człowiek, któremu nie jest wszystko jedno, który zawsze wypatrzy taki fragment status quo, który można by było wykonać lepiej.
Ta idea Return to Nature bardzo mi się podoba. Jeden z naszych bardziej przełomowych ogrodów pod Opolem o około 8 hektarach zatytułowaliśmy jako właśnie Zwracamy działkę naturze. I od tamtej pory bardzo jako projektant kieruje się w stronę ogrodów naturalnych, renaturyzacji świata, cały w ogóle w to idę. Ale, jeżeli jest takie rzucone hasło, to na potrzeby dyskusji i samego siebie, dla jakiejś takiej kreatywności, wejdę w rolę adwokata diabła i zadam pytanie gdzie jest granica w takim razie? No bo przecież do lasu nie wrócimy. Nie skrócimy życia do poziomu średniowiecza, tak? U Mirka właśnie dzieje się przeciwnie. Tereny, które on projektuje, które projektuje jego pracownia, zawsze wynoszą użytkowników do lepszego, do bardziej rozwiniętego świata.
To tam było w tej zakładce o nas zasygnalizowane przeciwdziałanie katastrofom ekologicznym. To jest wątek, do którego Mirek powracał wiele razy w trakcie naszego spotkania i rozmów na różnych polach. To jest coś, co go naprawdę troszczy i na co ma realny wpływ, na co może odpowiedzieć. Ja przyznam szczerze, że oczywiście również jestem na tym poziomie bardzo prawdziwy, natomiast moja skala działania jest znacznie mniejsza. I o ile kreuję koncepcje oparte na życiu, skoncentrowane na życiu i staram się edukować każdego klienta cierpliwie, indywidualnie, dlaczego to jest ważne, no to jednak ten impakt jest znacznie mniejszy, on jest po prostu indywidualny, ograniczony do poszczególnych ludzi.
Natomiast mam takie poczucie, Mirek nie przyznał tego wprost, ale że jednak nosi w sobie taką misję, aby służyć rozwojowi ludzkości. To jest taki moment, kiedy o tym mówi, że po prostu oczy mu się błyszczą, co można zrobić lepiej, żeby bardziej nowocześnie, na wyższym poziomie. Kiedy mówi o tym, że może pomóc zacofanym społecznościom biednym właśnie wejść na wyższy poziom kulturalny, cywilizacyjny. Kiedy opowiada o konkretnych przykładach, kiedy udało się wdrożyć jakieś rozwiązania. To jest taka wartość, która ożywia w nim żywy i autentyczny ogień.
Zdecydowanie jest pasjonatem i prowadzi swoją firmę ze szczerym takim oddanym zaangażowaniem, ale równocześnie ma to dobrze poukładane. Nauczył się organizacji pracy i procesów u najlepszych. Opowiem Ci później, jakie były jego doświadczenia zawodowe. W ogóle jest bardzo zadziwiony, w jakim chaosie działają polskie biura architektoniczne, polscy projektanci. Ma bardzo dobrze zorganizowaną pracownię, świetny zespół i w tym momencie wystarczą mu zdalne konferencje raz w tygodniu i obecność na żywo w firmie raz na miesiąc, żeby zarządzić swoją kompanią.
Robi realizację na całym świecie.Myślałem w ogóle, że prawo jest problemem, ale mówi, że w większości to są bardzo podobne schematy działania, że można się tym bez problemu odnaleźć. Jego biuro ma między pięć a dziesięć osób, a prowadzili maksymalnie czterdzieści projektów na raz. Poza głównym projektantem to są praktycznie same dziewczyny. Mirek zdecydowanie ma silną wizję jako szef i nadaje kierunek, natomiast mówi, że jeżeli chodzi o kompetencje i wiedzę techniczną, to zdecydowanie jego ludzie już dawno go przewyższyli.
W Chinach, kiedy robił parki, miał na początku sześcioosobowy zespół. Opowiadał o takiej koncepcji edutainment, czyli edukacji przez zabawę i nagle zmienili mu zespół na siedemdziesiąt osób. Więc ten niesamowity przeskok menedżerski nauczył go takiego organizowania pracy projektowej, żeby nie angażować siebie wszędzie. No po prostu wtedy się nie da. No i takiego akceptowania, że okej, nie zaprojektują tego tak, jak ty byś to zrobił, ale to wcale nie znaczy, że źle. Natomiast wielu projektantów nie jest w stanie przejść z projektowania na zarządzanie projektowaniem, a jeśli się na to nie przejdzie, no to nie można wejść na większą skalę.
Pracują w taki sposób, że na początku omawiają, co zrobić i zawsze jest to ta sama wytyczna, że najpierw trzeba przeszukać Internet i dostępne źródła wiedzy, poznać podobne projekty w okolicy, zebrać inspiracje, co moglibyśmy zrobić i potem omówić te inspiracje, dyskutować, co się nadaje, co się nie nadaje, co można by przerobić, bo praca z inspiracjami jest kluczowa. To też znamy od swojej świętej pamięci teścia, tą metodę pracy z analogiami zdjęciowymi.
Takie wydumane podejście Mirek opowiadał, że na niektórych uczelniach pokutujące, może już nie, może tylko kiedyś, że zabraniali korzystać z inspiracji tutaj w Polsce, żeby nie ograniczyć swojej naturalnej kreatywności. Ale to w ogóle nie o to chodzi, bo tak naprawdę inspiracja tylko uruchamia coś w tobie, jest to świetne narzędzie, żeby właśnie zacząć, żeby ruszyć z miejsca, żeby popchnąć coś fantastycznego, poza tym wszystko już było, więc ludzie nie są naprawdę twórczy, ludzie tak naprawdę łączą ze sobą rzeczy, tak, nikt nie wymyślił samochodu od zera, najpierw wymyślono koło, wymyślono wozy, wymyślono pierwsze pojazdy parowe, wymyślono mnóstwo innych rzeczy, żeby dzisiaj mogły się spotkać w pojazdach, którymi aktualnie jeździmy i nowe, które tworzymy, też dodaje się do nich tylko jakieś drobinki. No, trudno powiedzieć, że nie inspiruje się poprzednimi wręcz buduje się to na starych i tak samo jest w dziedzinach sztuki, takich jak sztuka krajobrazu.
No, ale dalej. Więc omawiają inspiracje, dyskutują nad tymi inspiracjami ustalają kierunek, w jakim idą i osoba, która jest odpowiedzialna za wykreowanie koncepcji, szkicuje i mówi, że to absolutnie musi być seria szkiców ręcznych, eż Autocad jest klątwą współczesnego projektowania i od razu widać, że coś zostało narysowane w cadzie. No i zwykle Mirek konsultuje koncepcje dopiero na etapie koncepcji mówi, że robią taki booklet, który jest kompletną ideą i wtedy dopiero go sprawdza, nie patrzy na jakieś tam drobniejsze etapy koncepcji. Mówi, że też oczywiście, jeżeli robią jakieś regularne rzeczy, typu developerkę, to też nie jest zaangażowany, ponieważ ludzie świetnie sobie z tym radzą, tylko zajmuje się tymi najważniejszymi klientami. No wtedy, przy takich kluczowych klientach wtedy też może bardziej patrzy na szkice, kiedy są tu też jakieś nowe idee, które w ogóle wchodzą, jest też bardziej zaangażowany. Żeby rozpracować jakąś nową dziedzinę utorować drogę, nauczyć zespół a potem już sobie sam w tym radzi.
Tutaj jako przykład podawał ESG który jest takim trójnogim systemem oceny dużych przedsiębiorstw na płaszczyźnie niefinansowej, to jest po pierwsze E, czyli Environmental czyli środowisko S – Social Responsibility, czyli społeczna odpowiedzialność i G, czyli Corporate Governance, czyli ład korporacyjny. Z jednej strony to jest system ratingu przedsiębiorstw, z drugiej strony jest to wymóg Unii Europejskiej, która te ratingi próbuje w ramach no całego tutaj wspólnotowego rynku ujednolicić. Wobec tego korporacje, a więc takie firmy, dla których na przykład pracuje pracownia Mirka będą musiały spełnić wymagania, które są określone w prawie europejskim. Co wiąże się też oczywiście z kwestią wycen, opracowywania projektów i tak dalej.
To są takie kosmiczne rzeczy, które teraz się dzieją Mirek je wyłapuje, jest na topie i w tej roli pioniera zbiera śmietankę tak jak na przykład, kiedy założył swoje biuro w Warszawie przyjeżdżali zachodni inwestorzy, trafiali do niego, bo był jednym z nielicznych jeśli nie jedynym, który był kompatybilny w obszarze obsługi Autocada, ponieważ u nas ciągle się jeszcze pracowało na kalkach.Boże, ja kiedy zakładałem pracownię ogrodową – Pracownię Sztuki Ogrodowej w Krakowie, to też jeszcze przez pierwsze kilka lat rysowaliśmy przecież projekty na kalkach a to były znacznie późniejsze lata.
Inny taki przykład, kiedy wrócił z Anglii, zrobił swój własny standard specyfikacji projektu, która łączyła opis i przedmiary i była bardzo pomocna później przy nadzorach. Też kiedy zakładałem markę Jakub Gardner Team jedną z pierwszych rzeczy było stworzenie takiej super merytorycznej książki opisującą, rekomendowaną przeze mnie technologię wykonywania robót, prowadzenia prac i opieki nad ogrodem. Także, kurczę, strasznie mi się podobają te przykłady, te rzeczy, które on robił. Też mi potwierdza wartość moich różnych działań i pomysłów. Tylko, że on to robił 20 czy 30 lat przede mną, także po prostu wow, kosmos. No, ale to w ogóle się nie wydarzało tutaj w Polsce, ponieważ Mirek niewiele działa na polskim rynku. To jest taki inny aspekt, o którym też jeszcze będziemy rozmawiać.
Dobory. Sam robi dobory roślin. To jest coś, co zawsze go fascynowało i w ogóle to też jest dla mnie kosmiczne. Ja często, na przykład odmawiam klientom. Ostatnio jakaś pani się z Berlina zgłaszała i mówię, że kurczę, nie znam tamtych roślin, nie znam tamtych warunków i to jest taki podstawowy powód, dla którego nie chciałbym się tego podejmować, żeby nie polec. Natomiast Mirek mówi, że jeżeli rozumiesz ekologię gleby, jeżeli rozumiesz mechanizmy fizjologii roślin, to wszędzie są podobne zasady i wszędzie te rośliny, czy to jest Dubaj, czy to jest Rosja, czy to są Chiny, wszędzie opiera się to na bardzo podobnych zasadach. Oczywiście warunki lokalne są bardzo specyficzne, na przykład mówi, że gleby cieplejsze zachowują się zupełnie inaczej, że tam się nie tworzy ta warstwa próchnicza, że oczywiście są rośliny, które mają bardzo wąskie, a są takie, które mają szerokie spektrum klimatyczne. Można je właśnie między różnymi strefami przesadzać. Ale są też rośliny, które bardzo zaskakują, na przykład klony japońskie, gladicie, platany.
Powiadał różnorodne historie i anegdoty, których Ci tutaj nie powtórzę, ale które w piękny sposób zaświadczają o tym, jaka wielka jest jego pasja do roślin. I potężne doświadczenie, wieloletnie doświadczenie z pracą z roślinami w różnorodnych warunkach. Też taki zmysł obserwowania tych roślin, rozumienia ich. Przyznam szczerze, że odczułem w tym momencie jakiś taki brak, który potrzebuję uzupełnić sobie, jeśli chodzi o fizjologię i fitosocjologię, żeby też się tego nauczyć. Jeżeli on potrafi w ten sposób operować, jeżeli on potrafi przeniknąć i zrozumieć, jak to działa, jak działa życie w taki sposób, że może projektować i rzeczy, które rosną w klimacie kontynentalnym i bardzo suchym, gorącym gdzieś tam na południu i tutaj właśnie w Europie, w umiarkowanym, i to mu działa dobrze, no to jest to coś nowego, czego chce się nauczyć.
A mówi, że bardzo zaskakująco mało ludzi potrafi przenieść obserwacje na praktykę właśnie w tym obszarze uprawy roślin, ogrodnictwa. Podał też taką bardzo fajną metodę zazielenienia, która zadziałała mi na wyobraźnię, że robimy pewną mieszankę, jakiś miks typu zaczyn i implikujemy taką zieleń, tworzymy jej oczywiście odpowiednie warunki i później pozwalamy, żeby natura robiła swoje, żeby to się rozrastało, a później tylko korygujemy, edytujemy to, co z jakichś tam powodów nam nie pasuje.
Kiedy o tym opowiada, ale też kiedy obserwowałem go w jego ogrodzie, kiedy opowiadał mi o tym ogrodzie, oprowadzał mnie po nim, no to czuć było, jakie to jest w nim żywe i takie wręcz pierwotne. Zresztą swoją przygodę z ogrodnictwem też zaczął bardzo wcześnie. Wprawdzie jego rodzinnym miastem jest Opole, ale spędzał również czas w gospodarstwie dziadków pod Opolem, piaski pod Bieluniem. Mówi, że bieda była straszna, a dziadek w młodości chodził do szkoły na bosaka, buty zakładał dopiero przed szkołą. Mieli małą drewnianą hołbkę w środku lasu, ale babcia żyła tam do 99 roku życia, więc takie twarde życie konserwuje, utwardza i daje zdrowie.
Mirek założył tam pierwszy ogród, kiedy miał 11 lat, mówił, że na początku siał maciejkę, pamiętał, że kury zjadały mu nasiona, tata ogrodził mu tą przestrzeń. Więc ta pasja i miłość do roślin była w nim taka właśnie żywa już bardzo wcześnie. Mówił, że kiedy miał 16 lat rozpoznawał pory roku i miesiące po terminach kwitnienia było, że szedł spacerował, nawet nie pamiętał jaki jest miesiąc, mówił, a już tam coś kwitnie, a to na pewno połowa maja. Też pytałem się go, co było jego źródłem edukacji estetycznej i tutaj jako przykład podał rodzinne miasto, czyli Opolę z doskonałą niemiecką architekturą. Mówi, że to miało wielki wpływ na jego wyczucie, na jego zmysł estetyczny, że nasiąkł tym, to była po prostu doskonała podwalina. I to jest jego takie wielkie przekonanie, że przestrzeń, w której ludzie się wychowują ma potężny wpływ na nich, na ich zachowanie, na ich psychologię. Podawał też przykład, że ludzie przesiedleni np. z Kresów w stronę wrocławskiej, to środowisko, to osadzenie w tej estetyce, w tym uporządkowaniu ciągnie ich do góry sprawia, że są bardziej ambitni, bardziej tacy proeuropejscy, bardziej nowocześni. To odważna koncepcja, ale daje do myślenia.
Mirek najpierw studiował ogrodnictwo w latach 80-tych na SGGW. Bardzo to cenił. Poszedł tam, nie chciał iść na krajobraz w Polsce, ale był też głodny czegoś więcej. W ogóle nazywa siebie przegranym ogrodnikiem, bo rośliny są jego pasją, fundamentem, ale narzędziem do czegoś więcej. I na ostatnim roku studiów pojawiła się opcja wyjazdu do Wielkiej Brytanii. Więc nauczył się języka i kiedy tam pojechał, wtedy zrozumiał w pełni, że naprawdę chce się uczyć krajobrazu. Uczęszczał do dwóch szkół ogrodniczych, skończył University of Greenwich, architekturę krajobrazu. I mówi, że był tam pierwszym rocznikiem na uniwersytecie, którego uczono autocada. I to jest ta nowoczesność, którą mu tam zapewniono, z którą później wrócił do Polski i mógł tutaj przekładać i być innowatorem.
Później jego różnorodne doświadczenia też pchały go tam, gdzie działy się najbardziej nowoczesne i bardzo odważne rzeczy. Pracował w Chinach dla Econ Design & Planning w Pekinie jako dyrektor. Osiem lat siedział w Econ. To jest potężna firma konstrukcyjna. Jedna z największych na świecie, osiągających miliardowe obroty. Więc to było takie doświadczenie korporacyjne bardzo profesjonalnego biznesu, którym nasiąkł. W 2004 roku pojechał do Chin i obserwował bardzo dynamiczny rozwój tego społeczeństwa. Mówi, że na początku oni tam w ogóle nie widzieli białego człowieka, ale sześć lat później na jednej ulicy było kilka sklepów Gucci, kilka Louis Vuitton. I na każdym polu doganiają świat w niesamowitym tempie.
Powiedziałem mu kilka takich zasłyszanych gdzieniegdzie opinii na temat Chiny i też przedstawił takie dość orzeźwiające spojrzenie. Na przykład mówi, że są bardziej skromni, że konsumpcja na głowę jest znacznie mniejsza. Że gdyby Chińczycy żyli jak Amerykanie, to ten miliard ludzi potrzebowałby dwóch planet. I że z jednej strony jest tam absolutnie kosmiczna bieda, natomiast na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat zrobili spośród wszystkich społeczeństw największą drogę w wyciąganiu ludzi z biedy. Że dzisiaj są największym na świecie producentem aut elektrycznych. Natomiast generalnie dla nich liczy się głównie kariera. Że te wartości tradycyjne, gdy pytałem o tradycyjną medycynę chińską, mówi, że to nie widać tamtego. Że jakby tradycja jest bardzo silna na gruncie rodzinnym, ale poza tym to oni liczą się z nią.
Natomiast każdy projekt, nad którym pracował w Econie zaczynał się od kwestii zrównoważonego rozwoju. Ponieważ w Azji generalnie problemy są takie same jak w Europie, ale każdy z nich jest wielokrotnie wyolbrzymiony. Więc oni po prostu paląco muszą zajmować się takimi tematami jak smog, jak problemy z wodą, jak przeludnienie. Mirek zwraca uwagę na to, że infrastruktura inżynieryjna nie nadąża za zmianami klimatu. Opowiadał o niesamowitych projektach, jakie tam realizował. Największy projekt to był kawałek prowincji, dla którego przygotowywali strategię krajobrazową na 140 km². Fantastyczne projekty, mówi, że ciągle był na takim profesjonalnym haju. Nikt go nie zmuszał do pracy, ale on sam chciał dopilnować wszystkiego. Zapracowywał się zupełnie. I w pewnym momencie ciało zaczęło protestować. Musiało przerwać. Właśnie lekarz wtedy medycyny tradycyjnej kazał mu przestać kontrolować to, czego nie może kontrolować. I skończyła się jego chińska przygoda. Musiał wrócić ze względu na zdrowie i założył swoje obecne biuro projektowe w Polsce.
Ale to z kolei poniosło go dalej. A jeszcze o Chińczykach opowiadał ciekawą anegdotę, że mają zupełnie inne rozumienie rzeczywistości. Że praca tam to jest ciągłe, kulturowe objaśnianie o co chodzi, żeby oni zrozumieli twój sposób myślenia. Hongkong jeszcze jest pomiędzy światami, że tam łatwiej jest się porozumieć, ale w Pekinie, tam gdzie on był jest zupełnie inaczej. Mówi, że chiński język nie jest precyzyjny, że kultura nie jest precyzyjna. Że język jest właśnie bardzo poetycki, taki opisujący. Że oni boją się być precyzyjni, bo gdyby byłoby się precyzyjnym, trzeba by było być też odpowiedzialnym. Z jednej strony pracownicy oczekują dokładnych instrukcji, ale z drugiej strony nie wykonują ich precyzyjnie. Że ciągle coś zmieniają, że ciągle trzeba ich korygować i jest to bardzo męczące i bardzo stresujące. Więc kiedy Econ przeniósł go do Chin. I kiedy zorientował się w tej sytuacji jak to wszystko wygląda, no to powiedział, że przynajmniej 30% osób musi być z zachodu, żeby pilnować Chińczyków, bo inaczej się to nie uda.
No ale kiedy skończył się etap chiński, wrócił do Polski, założył właśnie biuro projektowe. A wyłapali go headhunterzy i zaangażowali go do pracy w Rosji. Z początku pracował przy takim projekcie Skolkovo Park, rządowym projekcie. Mówi, że tam odpoczął, że ta atmosfera pracy była znacznie spokojniejsza i udało mu się zregenerować dzięki temu. No a potem przyjął posadę dyrektora Departamentu Architektury i Krajobrazu u rosyjskiego developera Brusnika. I tam miał taką bardzo wielopłaszczyznową rolę, bo z jednej strony był odpowiedzialny za realizację projektów dla developera, z drugiej strony w Polsce z projektantami swojej pracowni realizował dla nich te projekty, a z trzeciej strony miał tworzyć zespół, który będzie potrafił realizować takie same projekty od początku, od projektu do realizacji. Mówi, że oni wtedy tam absolutnie nic nie wiedzieli, byli na poziomie maksymalnie komunistycznym. Po prostu morza w betonowego parkingu. Ale powolutku cierpliwie edukując, wprowadzał ich na poziom, w którym obecnie są, jako Brusnika, jako developer. Podziwiani jako jedna z najlepszych firm właśnie dbających o krajobraz.
No i to się zaczęło od właściwego stawiania priorytetów. Na tym, żeby zwrócić uwagę na człowieka, w jakichś warunkach on chce żyć, żeby właśnie nie było tych parkingów. Mówi, że zazieleniali drogi przeciwpożarowe. Opowiadał ciekawie jak to działało, że robili solidną podbudowę, później wpłukiwali substrat w podbudowę, a na górę kładli taki mineralny substrat. Mówi, że no niestety, ale nawet się to sprawdziło przy jednym pożarze i faktycznie wozy strażackie wjechały i tak technologia się świetnie sprawdziła.
Opowiadał o tym, że odwrócili proporcje terenu biologicznie czynnego. Na początku przy projektach, które realizował developer. 70-80% było terenu utwardzonego. A oni zmienili to tak, że większość stała się zielenią. Zmieniali np. syntetyczne nawierzchnie na placach zabaw, na piasek albo zrębki mulcz. Walczyli z różnorodnymi oporami na każdym polu, przy tym, że oczywiście były opory, że psy będą się tam załatwiać. Ale pokazywał zdjęcie psa, który robił na syntetyk, więc taką humorystyczną metodą przekonywał ich. Też opowiadał o tym, że dobór roślin był minimalny, że w ogóle nie potrafili używać roślin. Wprowadzał rozwiązania znane na zachodzie, które się sprawdzały. Mówi, że łatwo było osiągać efekt, ponieważ byli tak zacofani, że proste rzeczy, które u nas czy też na zachodzie były już stosowane, u nich po prostu robiły rewolucję.
W pewnym momencie zorganizował w Jekaterynburgu wykłady, konferencje, których sam je prowadził i zapraszał również szkółkarzy z Europy, między innymi z Brunsa. No i na takiej konferencji przyszedł do nich człowiek z miasta, zaprosił ich do startowania w konkursach. Wystartowali, wygrali. Półtorej roku przeszli cały proces projektowy, razem z uzyskaniem pozwoleń na budowie. Klient był bardzo zadowolony. I tak zaczęły się kolejne zlecenia.
Korzystali wiele z takich rozwiązań urban recycling, na przykład wykorzystywali istniejące obiekty, istniejące nawierzchnie w nowym zagospodarowaniu. Wprowadzali na przykład nielakierowane drewno modrzewia syberyjskiego. Mówi, macie tutaj taką wielką wartość. Mówi, że oni przez całe drewno lakierowali, a tylko wystarczy odpowiednio to wykorzystywać i absolutnie nie gnije. Dużo takich rozwiązań, które wtedy w Rosji były bardzo nowoczesne.
Pracując aktywnie poznali bardzo dużo ludzi w mieście. Wyrobili sobie reputację, że potrafią zbudować to co zaplanowali. Mówi, że często byli bardzo nieprzejednani na budowie, bardzo twarde warunki stawiali. Jednym z takich warunków było to, że wchodzi w projekt tylko i wyłącznie jeśli ma decydującą rolę. Nie pozwalał na żadne kompromisy, na fuszerkę, a oczywiście były potężne naciski, żeby robić to prościej i nie tak jak to zostało zaprojektowane. Ale generalnie bardzo dobrze ocenia tą pracę. Że w Rosji bardzo szybko wszystko się buduje. Że projekty od koncepcji do wybudowania to są jakieś 3-4 lata.
developerowi nie dali wyłączności. Współpraca się skończyła, ale nie chcieli mu dawać tej wyłączności, ponieważ robili tak dobrze, że inni developerzy zaczęli zapraszać ich do współpracy. Teraz niestety sytuacja polityczna i zachowania władz w Rosji są takie, że cała ta działalność się urwała. Także Mirek zdobywa nowe rynki. Teraz właśnie Bliski Wschód.
Natomiast opowiada o takim aspekcie, którym też się już spotkałem nieraz. Który jest w zasadzie dosyć zaskakujący, ale coś mówi na temat naszego społeczeństwa, pomaga je lepiej zrozumieć, a przynajmniej jeśli nie zrozumieć to czegoś się dowiedzieć, że w Rosji i w ogóle na całym świecie dobrze zrobione projekty zapewniają ci kolejne roboty. Ale nie w Polsce. Kiedy zaprojektowali Agora, która była bardzo skomplikowanym projektem, gdzie zieleń przenikała się z architekturą, nawet nie opublikowano nazwisk ich jako architektów. Musieli się tego domagać. Agora, przecież to jest gazeta. Po otwarciu budynku Warty w ogóle nie zostali zaproszeni na otwarcie. Mówi też, że wyceny, które składali, żeby móc to zrobić, podczas gdy architekci brali tam w setkach tysięcy, oni nawet nie brali w dziesiątkach, tylko po prostu w tysiącach za te projekty zielone.
Dlatego niezbyt chętnie robi w Polsce. Mówi, że w każdym innym kraju po dwóch takich projektach jak Agora czy Warta, miałby zapewnioną gwarancję robót na full. Natomiast w Polsce najważniejsza jest cena. Na świecie dopiero się nauczył ile praca architekta krajobrazu jest warta. Ale mimo tego, że projekty w Polsce starali się później już wyceniać drożej. To i tak jest to na poziomie 30% tego co można dostać na świecie. Mówi, że gdyby nie wyceniał tego tak nisko, to w Polsce nie robiłby nic.
W Rosji po zrobieniu pracy, pokazaniu jej właśnie na jakiejś konferencji, czy w ogóle pokazaniu jej w rzeczywistości, ponieważ budują te rzeczy. Inne miasta zaczęły ich zapraszać. Wskazywały swoim inwestorom ich jako pracownię, którą chcieli, żeby obsługiwała jakiś temat. Kiedy zrobił taki projekt Forum City, developer zaprosił go do projektu na Bliskim Wschodzie w Dubaju. Co jest wspaniałe, niezwykłe. Ten projekt zaczął się pokazywać, przyniósł reputację międzynarodową i kolejne zamówienia. Ale to wszystko dzieje się właśnie na tej płaszczyźnie międzynarodowej.
Cały ten dorobek Mirka, gdyby nie to, że zupełnie przypadkiem go spotkałem w Warszawie, w ogóle nie był mi wcześniej znany. W ogóle jakby nie jest tutaj doceniany. To jest coś niesamowitego, że my tak szerokim łukiem obchodzimy najlepszych z nas. Jednym z etapów zawodowych Mirka tutaj w Polsce był RS Architektura Krajobrazu. To jest pracownia, która jest mi znana, którą robił w spółce z Dorotą Murdawą. Ta pracownia nadal istnieje, ale już działa bez Mirka.
Generalnie nie obsługuje klientów prywatnych. Mówi, że to jest trudny klient, nie docenia ogrodu, nie chce za to dość płacić. Mają domy w horrendalnych budżetach, a nie chcą na ogród przeznaczyć tyle, co przeznaczają na kuchnię. Mówi też, że po prostu zwyczajnie nie płacą. Chcą oszukać i że to jest nagminna sytuacja. Dlatego dobrze się zabezpiecza na etapie umowy. Bierze zawsze 50% zaliczki. Później po koncepcji rozlicza 40% i na koniec 10%, dzięki czemu zawsze jest zabezpieczony. W razie czego te 10% można nie wziąć. I tak przynajmniej człowiek nie wychodzi ze stratą.
Ma takie trzy punkty, zanim zabierze się do pracy, kiedy zaczyna biec termin umowny. Po pierwsze, musi być podpisana umowa. Po drugie, musi być wpłacona zaliczka. Po trzecie, muszą być przekazane wszystkie dane. Bez tego nie pracuje i nie zgadza się na żadne odstępstwa. Ja mam identycznie, mówię zawsze klientom, że termin jest rezerwowany przez wpływ zaliczki, ale pracę zaczynamy nie wcześniej niż kiedy dostaniemy komplet wszystkich danych, przede wszystkim mapę od geodety. Także to też podobnie sobie prowadzę.
Wspominał kilku takich klientów prywatnych, dla których zrobił odstępstwo i realizował ogrody m.in. dla pana Kulczyka, który był bardzo miły, kulturalny i realizował ogród w latach dziewięćdziesiątych. Ale mówi, że to jest absolutny wyjątek. Chociaż ostatnio też robi wyjątek, ponieważ zgłosiła się do niego kobieta, która kupiła posiadłość, którą zaprojektował 20 lat temu i jest tak zachwycona tym ogrodem i nie chce z niego wychodzić, ale jest to jej tymczasowy dom. I szukała strasznie tego projektanta, który to zaprojektował, dwa lata i że uprosiła go, żeby zrobił jej ogród w nowym domu, który właśnie budują. Robi dla niej wyjątek, bo klientka jest świadoma tego, czego chce i nie nakłada ograniczeń budżetowych. Także dream, klient idealny.
Też tutaj rozmawiając o różnych sytuacjach, w które ja sam wchodziłem w przeszłości, kiedy nie potrafiłem właśnie być dość asertywny, powiedzieć klientowi nie. Nie potrafiłem właśnie, kiedy klient przekraczał moje granice, wycofać się, ponieważ chciałem skończyć to, co zaprojektowałem, co zacząłem. Taką twardą lekcją, mowi: musisz się nauczyć, że niektóre dzieci trzeba zostawiać. O tym kliencie prywatnym też mówi, że to po prostu przepychanie się z nimi było wykańczające. Natomiast w kliencie publicznym jest kontrakt, o niego opiera się współpraca i wszystko jest jasne. Na każdą sytuację jest paragraf. Ciekawe, że domyślnie wysyła swój kontrakt i na tej podstawie podpisuje umowę, ale oczywiście nie w Polsce na zamówieniach publicznych, tylko na świecie.
Wymienialiśmy się też doświadczeniami na temat współpracy z developerami. Jest to branża, która niestety ma bardzo niewyrównane standardy. Mirek unika pracy z developerami, którzy koncentrują się tylko i wyłącznie na niskiej cenie usług. Stawiają warunki, które świadczą o tym, że totalnie nie rozumieją potrzeb, jakie zaspokaja zieleń. Natomiast lubi klientów, którzy są prawdziwymi partnerami w procesie. Ja myślę, że też wypracował sobie taką pozycję przez lata doświadczeń, że potrafi stworzyć od razu z odpowiednim partnerem oczywiście, ale partnerską atmosferę, potrafi narzucić ten ton.
Ja przyznam szczerze, że trzy razy już rezygnowałem w swoim życiu zawodowym z developerów i mam nadzieję, że w zeszłym roku ostatni raz. Nie chcę z tą branżą wcale współpracować.
Mirek w ogóle nie robi wykonawstwa. Tak sobie wymyślił, nauczyli go w Wielkiej Brytanii, że to jest zawsze konflikt interesów. Bo jeśli chciałby robić realizację, to zacząłby projektować tak, żeby łatwiej mu było po prostu robić. A wtedy musiałby poświęcać pomysły projektowe, więc to nie.
Mirek miał różnorodne epizody działań społecznych. Niezbyt wiele w nich opowiadał. Mówił na przykład o konferencji SAK-u, którą realizował o Zielonych Ścianach razem z Magdaleną Hadałą. Zaprosił na nią swojego przyjaciela Patryka Blanka, możesz sobie zobaczyć na stronie SAK-u informacje na temat tej konferencji. To był 2010 rok, w lutym. Patryk Blank jako gwiazda, jest to twórca idei Zielonych Ścian. Zielonych Elewacji, on to robi w tej takiej technologii filcowej. Konferencja była pod hasłem “Od miasta efektownego do miasta przyjaznego”. I było tutaj również kilku innych fajnych gości i prelegentów. A później na jesieni też z Magdaleną Hadałą zorganizowali kolejną konferencję, to też z tego cyklu WAK – “Planowanie i projektowanie jako jeden ze środków zapobiegania powodziom, praktyki światowe”. Ale potem stwierdzili razem z Magdaleną, że to nie ma sensu. Nie było zaangażowania, zainteresowania, na które liczyli. Szczególnie po stronie miast, po stronie decydentów. I chyba odpuścił to.
Generalnie nie jest zadowolony z tego, jak architektura krajobrazu jest traktowana w Polsce. Jak mało znaczy, jako wszystko trzeba walczyć. Już wyraził takie zdanie, że SAK powinien robić standardy, udostępniać swoim członkom. Landscape Institute w Wielkiej Brytanii tak właśnie zrobił w latach trzydziestych. Przygotowali takie standardy pasjonaci i udostępniali swoim członkom, żeby utrzymać ten standard. Według niego należałoby przetłumaczyć standardy brytyjskie i niemieckie, złączyć je razem, dostosować do polskiego rynku. I właśnie tym powinien się zająć SAK. Szczerze mówiąc, też tak uważam. Sam dołączyłem do grupy do spraw standardów SAK-u, kiedy przystąpiłem do organizacji 2 czy 3 lata temu. I szczerze mówiąc, nie za wiele się tam dzieje. Więc rozumiem jego rozczarowanie, ale też nie wchodzę w ten temat bardziej. Marzy mi się, żeby kiedyś się tym zająć. Na razie nie mam na to przestrzeni. Może gdybym wziął za taki wątek odpowiedzialność, to pod auspicjami SAK-u albo OOP, albo razem mogłoby się to wydarzyć. Może kiedyś się wydarzy. No ale nic.
Mirek opowiada, że na świecie architekt krajobrazu ustawia plan architektoniczny. Nie urbanista, ale człowiek, który rozumie uwarunkowania krajobrazowe i to, że człowiek powinien pasować się w krajobraz, a nie krajobraz trzeba na siłę dopasowywać do człowieka. Ma poczucie, że zawód architekta krajobrazu zaczyna grać obecnie bardzo ważną rolę na świecie i jako ludzkość rozumiemy coraz lepiej swoją odpowiedzialność za ten krajobraz. To nie tak, że zupełnie nie dostrzega żadnych wartości w Polsce i też mówi, że w Warszawie w projektach developerskich widać całkiem niezły poziom. Że kiedyś to było tylko beton i tuje i ten progres oczywiście jest dla niego widoczny.
Natomiast problemem jest to, że w Polsce architekt krajobrazu traktowany jest jak dziecko. Nie wolno mu działać samemu. Musi mieć architekta z pieczątką. Też mówi, że na zachodzie nie ma monokulturowych zespołów projektowych, które uczestniczą od początku w procesie twórczym. A w Polsce jest takie podejście, że okej, to jest takie proste, tylko krzaki i sami to ogarniemy. Architekt ustala, tu będzie zieleń, tam będzie zieleń. Architekt krajobrazu ma się tylko w tym zmieścić.
Też ciekawa wiedza, że w Wielkiej Brytanii albo jesteś projektantem, albo jesteś menedżerem projektów. Rzadko się zdarza, żeby ktoś łączył te dwie funkcje. Natomiast w Polsce wszystko jest improwizowane. Nie ma wymogów. Nie ma takiego oczekiwania, że w ogóle ktoś osobny będzie zarządzał projektem. Więc albo jest to wkładane w ręce osób niekompetentnych, albo no to ja ze swojego podwórka mogę powiedzieć, projektant ogrodów jest zmuszany do tego, żeby robić wszystko i zapewniać po prostu ileś ról, łączyć w tej jednej osobie.
Też na moje pytanie odkrywę, że w Wielkiej Brytanii garden designer i landscape architect to są totalnie zupełnie inne profesje, inne kursy. W ogrodach jest detal, ozdobność jest bardzo ważna. To też są zupełnie inne stawki, które ludzie zarabiają, ponieważ projektanci ogrodów zarabiają przeliczeniem na metr kwadratowy znacznie lepiej niż architekci krajobrazów. Natomiast w Polsce nie ma niestety takich klientów. Nie ma tradycji. Jeśli jesteś prywatnym właścicielem historycznego parku, na przykład nie zdobędziesz w ogóle dotacji na ten teren. Możesz dostać tylko dotację na budynek, więc na poziomie prawnym to dla Mirka jest oczywiste, że tam należy myśleć, bo nie myślę o prawie, ale on operuje w tym obszarze jako architekt krajobrazu. To jest dla niego też wyznacznik, gdzie my jesteśmy jeśli chodzi o podejście do zieleni.
Też rozmawialiśmy o National Trust, że to była… On mnie w ogóle uświadomił, nie zdawałem sobie sprawy jaka była historia, która za tym stała. To była bardzo sprytna konstrukcja, że można było oddać Fundacji National Trust nieruchomość zachowując możliwość mieszkania w tej posiadłości, ale należało ją dać do zwiedzania, tam pozwolić na założenie sklepiku i tak dalej. Jakaś część zostawała prywatna, a generalnie stawała się ona dobrem wspólnym. I ludzie zrobili tak masowo, żeby uniknąć podatku, ponieważ po wojnie wprowadzono 30% podatek od dziedziczenia, żeby odbudować kraj, a te posiadłości w Anglii są gigantyczne i nie ma tam takiej tradycji, żeby je dzielić wobec tego, co są po prostu potężne, wielohektarowe posiadłości. I ludzie musieliby zapłacić potężne podatki, więc powstała właśnie taka konstrukcja. No i ta konstrukcja dzisiaj to jest po prostu Charity, która jest właścicielem narodowego dziedzictwa Wielkiej Brytanii.
No nie do powtórzenia jak historia w Polsce, ale kiedy zakładałem Organizację Ogrodów Polskich, to właśnie coś podobnego sobie wyobrażałem. Że mogłoby tutaj funkcjonować, że wyjątkowe miejsca po śmierci swoich właścicieli mogłyby być oddawane do charity, do fundacji, która miałaby zajmować się ich utrzymaniem w doskonałym stanie i zapewnieniem, że one będą służyć jako źródła inspiracji, ale równocześnie tak będą prowadzone, że będą w stanie same się utrzymywać. Chociaż jeśli dobrze kojarzę, to National Trust ma jakieś tam subwencje rządowe, więc to też nie jest takie zupełne samofinansowanie.
Też taki wątek się pojawił w rozmowie, że problematyczne jest to, że w Polsce nie chcą płacić projektantom za nadzory. W Niemczech kiedyś był taki standard, że płacili 30% wartości projektu za nadzór. Teraz to obniżyli, ale było to oczywiste, że ten projektant tego dopilnowuje i ma za to odpowiednią gażę.
Opowiadał mi też o konferencji realizowanej przez Band Zmiana pod tytułem Stracone Przestrzenie Miejskie, czy to był temat jego wykładu, na których pokazywał przestrzenie, które mogłyby być parkami, a nie są. To jest taki problem, na który zwraca uwagę, że zanika przestrzeń miejska na rzecz kanałów do transportu ludzi, autobusowych, samochodowych, że nie ma chodników, że ludzie są spychani na margines tej przestrzeni miejskiej. Wyrażał, się pochlebnie temat Marka Piwowarskiego, szanował go za wkład w zieleni stolicy, żałował, że nie został doceniany i właściwie wyrzucony, mimo tej wspaniałej pracy, którą zrobił. Opowiadał, że wprowadzał dobrą atmosferę współpracy. Zaprojektowali w czasie jego kadencji kilka ulic, gdzie wprowadzali właśnie różne rozwiązania dla niepełnosprawnych, zwężających ulicę, wprowadzających więcej zieleni, ale wiele z tych projektów leży w szufladzie.
Tu rozmawialiśmy też o tym, że autostrady powinny wieść wśród lasów, a nie wśród trawników, że mamy mentalność ludzi, którzy przenieśli się ze wsi do miasta i muszą mieć wszędzie golone trawniki. Natomiast właśnie ta zieleń wokół autostrad mogłaby być elementem sekwestracji dwutlenku węgla, co z jednej strony byłoby wielką wartością ekologiczną, a z drugiej strony działałoby wspaniale wizerunkowo, jeśli chodzi o obraz Polski na arenie międzynarodowej. Też uważa, że nie należy burzyć estakad, ale zakładać na nich parki miejskie, że zaoszczędzoną kasę z rozbiórki spokojnie można byłoby wsadzić w rośliny i robić tam niezwykłe rzeczy i złożyli też do miasta taki projekt Park Latawiec, no ale leży w szufladzie, nie został zrealizowany.
Chciałem się go spytać, czy zna temat Lasów Miyawaki, które mnie tak fascynują ostatnio, ale zanim zdążyłem opowiedział mi anegdotę o tym, że w Anglii robią tak od lat, że sadzą właśnie rośliny bardzo gęsto w miksie, na początku ogradzają, żeby króliki ich nie zjadały, a po paru latach wycinają niektóre, żeby nie przewróciły się na drogę. To było apropo właśnie tego, żeby wprowadzać zieleń przy autostradach. Ale też mówił o tym, że to wymagałoby zmian w legislacji, żeby można było wchodzić do tych lasów i spokojnie wycinać bez zgody drzewa, które mogłyby być niebezpieczne dla tego ruchu. No i pewnie w ogóle wprowadzić zmiany w legislacji, które dozwalałyby wprowadzenie tych zalesień tam, no bo chyba teraz jest taki wymóg, żeby to były trawniki, pewnie dlatego tak to się zakłada.
Pytałem się go, co myśli na temat sadzenia roślin rodzimych i mówi, że trzeba sadzić co rośnie, że upór na rodzime jest błędem, bo te rośliny po prostu padają, także w stu procentach się z tym zgadzam i też mam takie zdanie.
Prosiłem, żeby podzielił się tym, co go inspiruje, a odpowiedział, że projektanci największe idee mają do trzydziestki, a po trzydziestce mają wreszcie szansę je wprowadzać. Czyli trochę na około odpowiedział, że on już swoje, swoimi najlepszymi inspiracjami chyba nasiąkł, ale generalnie wychodzi od roślin, że to jest dla niego najważniejszy element zagospodarowania. Bardzo mu się podoba zieleń na dachach. Bardzo ważne jest dla niego, jak będzie się zachowywał cały układ zieleni, tak, i że kluczowe jest to, że on się będzie mógł samoregulować.
Opowiadał, że w latach osiemdziesiątych była koncentracja na efekcie wizualnym, no ale teraz najważniejsze jest to, żeby to było jak najbardziej zbliżone do procesów naturalnych. I że fajnie, bo ludzie też już zaczynają to rozumieć, że nie szukają takich sztuczności, że pokolenie, które spędziło swoje życie w miastach, chce powrotu do natury, że nie ma takiego podejścia, że o, łąka to trzeba skosić, musi być właśnie wygolony trawnik.
Mówi, że kiedyś inspirowały go czasopisma branżowe, był topos, ale stał się przeintelektualizowany, oderwany od rzeczywistości, więc już nie. Pytałem go o Chelsea. Mówi, że to jest spotkanie towarzyskie starej ekipy, że takie masowe wydarzenie w popkulturze, nieadekwatne do współczesności, że to sztuczna impreza. Okej, wydarzenie kalendarzowe, ogrodowe oczywiście się wydarza, ale niekoniecznie. Natomiast oczywiście, że zawsze można coś ciekawego znaleźć, szczególnie w roślinach. To jest taki punkt, który by tam mógł go interesować, ale znacznie bardziej ceni sobie Hampton Code, która ma większą przestrzeń.
Tutaj przytoczył cytat z Geoffreya Jellicoe, że: “Nawet jeśli coś nie jest oczywiste, to podświadomie ludzie, którzy to użytkują, czują ten projekt”. Mówi, że jest taka książka Krajobraz Człowieka, która miała wielki wpływ na jego pracę i według niego jedna z największych książek dla zawodowców w naszej branży. Uważa, że duża część dzieje się poza świadomością, jest pojmowana poza świadomością i takie właśnie są projekty jego pracowni. Ludzie często nie rozumieją, dlaczego one im się podobają, ale czują się tam dobrze. Tak właśnie jak ta pani, która go znalazła i która chciała, żeby on zaprojektował jej ogród, ponieważ żyła w ogrodzie zaprojektowanym przez niego, ponieważ było to po prostu dobre miejsce do życia. Mówi, że ich metoda jest taka, że nie zakrzykują dominantami rzeczywistości jakąś rzeźbą, jakimś pawilonem, więc te rzeczy nie są wow. Trudno je pokazać, żeby one zrobiły wielkie wrażenie, ale raczej robią projekty tak, żeby uspokajać, żeby wyciszać użytkownika.
Dużą wagę też przywiązują do najmłodszych użytkowników terenu. Żeby dziecko się rozwijało nie może mieć form zbyt oczywistych, jakieś tam plastikowe, kolorowe rakiety na przykład, o które prosili rodzice, żeby je wstawić do obiektu zagospodarowania. Ale właśnie nie zgadzają się na to, że musi być szansa na to, żeby dziecko samo uruchomiło swoją wyobraźnię. Na takich projektach developerskich, rosyjskich musieli robić broszury, wyjaśniać, dlaczego place zabaw mają piasek, że dziecko tam wpada raz, nie odbija się, że na sztucznych wydzielają się niedobre substancje, kiedy jest to poddane temperaturze, nagrzewaniu słońca. No i właśnie inne takie rozwiązania, dlaczego tam nie ma zbyt wiele jakichś kolorowych, plastikowych zabawek. To są też takie informacje, o których możesz posłuchać w gawędzie o mistrzynie Ani Komorowskiej. Możesz popatrzeć, jak tworzone są place zabaw na przykład w krajach skandynawskich.
Pytałem się Mirka, jakie błędy, według niego najczęściej popełniają projektanci. Mówi, że zwykle to nie chodzi o błędy, tylko chodzi po prostu o brak doświadczenia, a jeśli już, to problemem jest to, że za bardzo koncentrują się na jakimś jednym aspekcie, a architektura krajobrazu jest bardzo wielowątkowa. Mówi, że nagminnie nie bierze się pod uwagę finansowego i praktycznego punktu widzenia klienta, tego powodu, dla którego tereny są robione, a bardziej projektanci koncentrują się na swojej własnej wizji. No i mówi, że wielkim błędem jest też to, że ludzie idą na studia architektury krajobrazu, myśląc, że jest to łatwy i nietechniczny kierunek, a jest to bardzo trudny i bardzo techniczny kierunek.
Pytałem, jak powinien rozwijać się projektant i mówi, że obowiązkowo każdego wysłałby na dwa lata na zagranicę, żeby zobaczył inną kulturę, zobaczył, jak żyją tam ludzie, żeby zobaczył też, jak to jest żyć w innym kraju, ponieważ to zmusiłoby go do rozumienia, jak wiele jest innych sposobów życia, pojmowania rzeczywistości, że to jest takie doświadczenie, które zupełnie przełamuje schematy i otwiera horyzonty. Według niego Unia Europejska jest wspaniała, bo młodzi ludzie mogą sobie jechać studiować w innych krajach i dziwi go, dlaczego tak mało ludzi tego chce, żeby poznawać nowe. Zwłaszcza, kiedy kontrastuje to ze swoim doświadczeniem, kiedy on po prostu marzył, żeby się wyrwać.
No ale tak, no on się miał z czego wyrwać, natomiast młodzi mają już za dobrze i nie mają powodu, nie mają powodu, żeby wyjeżdżać.
To jest w ogóle takie zdanie, które słyszę od wielu ludzi w moim wieku czy starszych ode mnie, że problemem jest to, że młode pokolenia nie mają tego parcia na rozwój, że chcą zarabiać, a nie chcą pracować, że są wygodniccy. Mirek mówi, że dla projektanta najważniejsza jest ciekawość, że trzeba zachować w środku takie dziecięce podejście i że przy projektowaniu trzeba przypomnieć sobie, o czym marzyłeś, będąc dzieckiem i to właśnie włożyć w swoje projekty. I to jest ta świeżość, autentyczność i oderwanie od rzeczywistości, to jest coś, co pozwala pójść dalej.
Ktoś wspominał, jak ważne jest to, żeby mieć zdjęcia swoich zrobionych ogrodów i że powinny być to zrobione zdjęcia naprawdę profesjonalnie, a takie może zrobić tylko dobrej klasy fotograf. I w odpowiednich porach dnia, że światło dzienne, ostre jest zupełnie beznadziejne do fotografowania krajobrazu, najlepsze jest z samego rana albo wieczorem, ale generalnie, że robienie zdjęć ogrodów jest bardzo trudną sztuką. Sam przyznaję, że czułem podziw i dumę oglądając intro na stronie Mirka i patrząc na zdjęcia, które prezentuję w swoim portfolio, bo poziom prezentacji jest nie mniej ważny, jak poziom samych projektów. To po prostu jedno z drugim może się łączyć. Świetny projekt, nie obroni się, jeżeli nie będziemy miał dobrych zdjęć.
Pytałem się go, jakich narzędzi używa w pracy projektowej, więc Autocad, tak, ale nie 2D. Mówi, że jak weszło 3D, to było dla niego absolutnym objawieniem, ponieważ można było szybko sprawdzić, jak zamysł będzie wyglądał w rzeczywistości. No a teraz oczywiście jest SketchUp, z którego korzystają, bardzo sobie ceni to, że szybko możesz wrzucić optykę ludzkiego oka. Ale nadal, mimo nowoczesnych narzędzi, podkreśla, że szkicowanie ręczne jest bardzo ważne, że ręka kreuje zupełnie inne, naturalne, miękkie, śliczne linie, że nie można projektować w kadzie.
Daję też taką radę, że choćbyś miał mnóstwo wątpliwości wewnątrz siebie, to nigdy nie możesz mieć wątpliwości przed klientem. To jest taka autorska metoda. Jeżeli prezentujesz swój pomysł, to musi być to najlepsza rzecz, jaka kiedykolwiek była na świecie i musisz to wierzyć w 100%. Jeżeli nie będziesz miał takiego przekonania, to po prostu polegniesz. To klient wyczuje Twoją niepewność i nie kupi tego od Ciebie. Mirek ma takie przekonanie, że ta wewnętrzna wątpliwość, wewnętrzna niepewność jest zatruwająca i że należy z nią walczyć.
Mówi, że dotknął tego, on to rozumie, ponieważ pracował z tymi narodami, że Chiny, Rosja, Ameryka mają poczucie wielkich imperiów. Nie mają żadnych kompleksów. Mają oddech, że mogą sami odkrywać to, co najlepsze, równocześnie sami chcą czerpać z najlepszych wzorców. Natomiast my tutaj w Polsce mamy takie zaściankowe myślenie, które wynika właśnie z kompleksów, a nie z braku umiejętności, że uważamy ciągle, że nie jesteśmy dość dobrze. I przez to jesteśmy wtórni w tym, co robimy, bo oczekujemy, że ktoś powie nam, co my mamy robić.
Mirek jest bardzo wdzięczny za to, że wyjechał w wieku lat i to totalnie go przeformatowało, otworzyło mu horyzonty i dzięki temu dzisiaj myśli tak, jak myśli. I ma to, czego chciał, bo kiedy się go pytam, o czym marzy, to mówi, że ma to, o czym marzył. Może pracować z domu, na odległość. Jeździ po świecie, spotykając fantastycznych klientów. Wypracował sobie to.
Intryguje go, co wydarzy się z klimatem. Nie marzy o zmianach, nie boi się ich, bo też już zbliża się powoli do schyłku życia. Natomiast jest zaniepokojony tym, że mamy jakieś totalne zaburzenie cyklu pogodowego. Przez całe jego życie ta przyroda była naturalna. To, o czym mówiłem wcześniej, rozpoznawał pory roku, czy konkretny miesiąc, czy część miesiąca po tym, co aktualnie kwitło. Teraz wszystko jest niepewne. Nie wiemy, co się wydarzy z roku na rok, z miesiąca na miesiąc. Chociażby ten rok, jaki jest w większości już kwitło, lipy już kwitną, kasztany przekwitły przed maturami. Funkcjonujemy w takiej dynamice zmian i niepewności.
Mirek tutaj opowiada, że to właściwie nie jest nic niezwykłego pod względem biologicznym. Nie jesteśmy ewenementem zatruwając swoją planetę, bo przecież pierwsze wymieranie życia na Ziemi, a tych cyklów wymierania było kilka, spowodowały algi, których własne metabolity zabiły całe życie w oceanach. Ale oczywiście intelektualnie nas to boli. Natomiast według tego, według niego nikt nie zrobi nic tak naprawdę, póki ludzie w krajach zachodnich nie zaczną masowo wymierać.
Niemniej jednak ciągle jest zainteresowany większą zmianą. Ciągle nie ustępuje w tym, żeby się uczyć, rozwijać, żeby proponować rozwiązania, które wspierają poprawę życia ludzi. Interesuje go większa zmiana. Dlatego tak lubił tę pracę w Rosji, ponieważ tam ta zmiana była dynamiczna i była namacalna. Ludzie ze strasznych warunków dzięki jego pracy mogli znaleźć się w o wiele lepszym środowisku. To wyciągało ich do góry, wprowadzało nowoczesne metody. Podobała mu się też na przykład praca w RS Architektura, kiedy gęsto sadził krzewy dywanowe, a u nas jeszcze była tradycja jak na ogródkach działkowych sadzenia co dwa metry.
Także jest takim pionierem dobrej zmiany i szuka tej nowoczesności, szuka nowych rozwiązań. I wykonując swoją pracę, prowadząc pracownię, czuję, że ma wkład w zmiany społeczne, na ogólną estetykę jakość życia, na podniesienie ambicji ludzi, którzy dzięki temu, żyjąc w lepszych przestrzeniach, wymagają więcej. Jest to postawa, która wzbudza mój szacunek, podobnie jak wielka konsekwencja i wytrwałość Mirka w wykonywaniu swojego zawodu i jest to też piękny dowód na to, że warto wykazywać się w pracy zaangażowaniem, wytrwałością i determinacją.
I tym akcentem zakończę tę prezentację. Dziękuję Ci serdecznie za uwagę i do usłyszenia następnym razem. Wszystkiego dobrego
Jesteś projektantem?
Cenisz nasze merytoryczne publikacje? Zapraszamy Cię do wspólnego rozwoju, biznesu i integracji.
Jesteś właścicielem działki?
Szukasz wsparcia przy aranżacji ogrodu?
Zajmujemy się kompleksowo procesem projektowo – wykonawczym. Wypróbuj możliwości naszego zespołu.
Szukasz czegoś innego?