24 04 Gawęda o podejściu procesowym [Gawędy Ogrodnicze]
21 kwietnia 202424 05 Gawęda o mistrzu Marcinie Gajdzie [Gawędy Ogrodnicze]
21 maja 2024– Ciężko pracujemy od poniedziałku do piątku a czasami także w sobotę.
Pani Marta odpowiadała mi podczas naszego pierwszego spotkania na moje pytanie o to, ile czasu będą z mężem poświęcać na opiekę nad ogrodem.
– W tygodniu zupełnie nie mamy czasu zajmować się domem, a co dopiero ogrodem. Wożenie dzieci do szkoły i na zajęcia pozalekcyjne, dojazdy do miasta, zakupy, ćwiczenia. W weekend jeśli tylko jest taka możliwość wolelibyśmy odpocząć a nie pracować. Dlatego ogród musi nam Pan zrobić bezobsługowy.
To powszechna potrzeba i problematyka
Nie pierwszy raz usłyszałem taką prośbę i podobną historię. Klienci, którzy nigdy nie posiadali ogrodu, nie mają doświadczenia w opiece nad roślinami, kupują dom a nie mieszkanie i stają pierwszy raz w życiu z nowymi wyzwaniami. Czemu dom? – pytam ich. Żeby dzieci miały gdzie pobiegać, nie po ulicach, żeby nie musieć wychodzić do parku, żeby mieć trochę prywatności, ciszy i spokoju. Większość powodów jest skoncentrowana na życiu rodzinnym, na trosce o bliskich.
– Zupełnie bezobsługowego ogrodu nie da się założyć – powiedziałem pani Marcie – ale przy zastosowaniu moich metod, możemy mieć minimalnie obsługowy.
To tak jak z domem. Nie ma domu bezobsługowego. Tam gdzie człowiek żyje, tam chce mieć zadbane i wysprzątane otoczenie. Każda przestrzeń, w której będziesz spędzać czas, będzie wymagała regularnej obsługi. Tarasy, podjazdy, miejsca wypoczynku.
To znaczy, w pewnym sensie możesz osiągnąć umownie bezobsługową przestrzeń. Mając do dyspozycji odpowiednio liczną i wykwalifikowaną służbę serwisową, zajmującą się opieką i sprzątaniem, możesz ulec złudzeniu, że to oni utrzymują Twoje otoczenie w stanie stałego zadbania.
Ale nawet dobry zespół ogrodników i housekeeperów potrzebuję gospodarskiego nadzoru. Nad wszystkim musi czuwać głowa troskliwego właściciela, który najlepiej zna swój ogród i pokieruje pracą ekipy zgodnie ze swoją wolą. Wytrenuje, skoryguje, na każdym kroku udzieli właściwych wskazówek. Chyba, że właścicielowi odpowiada rola gościa w swoim ogrodzie i deleguje tą odpowiedzialność na profesjonalistów. Niezależnie od tego, wraz z rosnącą strukturą opiekunów nie przybliżasz się do bezobsługowości.
Jakie są Twoje priorytety?
Sam osobiście bardzo lubię pracę w ogrodzie, ale szczerze mówiąc wolę się w nim nie mniej niż Doskonale obijać. Uwielbiam korzystać z jego dobrodziejstw akustycznych – ciszy albo dźwięków ptaków zamiast zagłuszać je piłą czy kosiarką. Lubię poczytać książkę wiosną w słońcu na werandzie, a latem w cieniu drzewa odprężyć wzrok na nieodległej zielonej gęstwinie poruszanej wiatrem.
Marian i Krzysztof, to dwóch sąsiadów a także dwójka dobrych przyjaciół. Obaj dzielą ogrodową pasję chociaż mają zupełnie różne podejścia do ogrodnictwa. Marian prowadzi firmę a Krzysztof jest lekarzem. Każdy z nich jest bardzo zajęty, jednak w ramach możliwości znajdują czas na cieszenie się swoimi ogrodami, nie raz też zapraszają się nawzajem na grilla lub drinka, więc dobrze znają nawzajem swoje zieleńce. Obaj zakładali ogrody w podobnym czasie i miałem przyjemność pomagać im w stworzeniu koncepcji najlepiej dopasowanych do ich filozofii i marzeń.
Z początku zaczynali z podobnymi działkami o powierzchni ok 20 arów. Marian w ciągu ostatniej dekady wzbogacił się i kupił parę okolicznych terenów powiększając swoje włościa do prawie dwóch hektarów. Właśnie stoi przed dylematem jak ten aerał zaaranżować, a waha się właśnie z uwagi na kontrast między swoim podejściem a Krzysztofa. W czym rzecz?
Krzysztof, podobnie jak ja, najchętniej wykorzystywałby ogród do mniej lub bardziej biernego czerpania przyjemności. Pracuje ciężko, wraca zmęczony, w weekend jedyne o czym marzy to wyłożyć się na leżaku w zagajniku sosnowym. Cały jego ogród jest zresztą dość dziki, podobny do lasu. I to gra doskonale, bo las sam o siebie dba, więc Krzysztof zamiast zajmować się dbaniem – zajmuje się głównie odpoczywaniem.
Wysoka trawa przerasta przez ogrodzenie a w trawniku na dobre rozrosły się stokrotki i macierzanki. Koncept ogrodu, czytelny przez 2 czy 3 lata po założeniu ogrodu, wizualnie rozmył się już zupełnie, zarósł i chyba tylko z drona można by go rozpoznać. Czy to dobrze czy to źle? Krzysztof nie narzeka.
Ogród Mariana jest jak spod igły. Pod względem designu jestem z niego bardzo dumny. Duże płyty betonowe i murki oporowe w interesujących układach. Płaszczyzny pokryte to trawnikami, to kamiennymi kompozycjami w żwirze, to niskimi roślinami zadarniającymi, zaaranżowane w intrygującą konstelację zapraszają do spaceru. Proste ścieżki napędzają energię, która pędzi z punktów widokowych do focal point’ów jak wystrzelona z łuku strzała.
Ta przestrzeń jest idealnie dopasowana do dynamicznego Mariana, który z przyjemnością i często przechadza się po niej rozmawiając przez telefon. Nie ma tu miejsca na przypadek ani fałszywą nutę, ani na chwasta czy rosnącą w złą stronę gałązkę. Każdy liść o każdej porze roku zostaje zgrabiony i zaniesiony w miejsce predysponowane rozkładowi. Czy to dobrze, czy to źle? Marianowi tak to pasuje.
Oba ogrody powstały przy moim udziale i obserwuję ich rozwój od ponad półtorej dekady. Z obu jestem bardzo zadowolony, tym bardziej, że odpowiadają właścicielom, a po to przecież je zakładaliśmy. Ale teraz Marian chce powiększyć swój dwadzieścia razy a decyzja ta waży zarówno na metodzie aranżacji jak i pielęgnacji.
Ile pracy kosztuje utrzymanie ogrodu?
Zależy jakiego. Według obiegowej opinii (co potwierdzam swoimi doświadczeniami) jedna osoba pracująca w tygodniu, będąca rodzicem i mająca względnie wolne weekendy jest w stanie utrzymać w dobrym stanie 3 do 6 arów intensywnie zagospodarowanego ogrodu, to znaczy skomponowanego i zaaranżowanego metodami tradycyjnymi, z wykorzystaniem ozdobnych rabat wymagających uwagi.
Intensywnie zagospodarowany ogród o powierzchni 30 do 50 arów to zajęcie na jeden etat ogrodnika. Jeśli chcemy aby jedna osoba utrzymała hektar lub – jak w przypadku Mariana – dwa hektary, należy coś poświęcić. I to jest decyzja, a raczej cały łańcuch decyzyjny, co do którego wciąż nie jest przekonany. Nie potrafi zdecydować, z czego ma zrezygnować.
Po latach korzystania ze swojego ogrodu oraz odwiedzania pięknych miejsc na świecie jego apetyt wzrósł. Chciałby zaaranżować u siebie rabaty kolorystyczne i pór roku, chciałby posadzić nowe rośliny wymagające uwagi i obserwować ich wzrost. Ale ich utrzymanie będzie kosztować znacznie więcej pracy. Konkretnie – lista pomysłów, które mi przedstawił zapewne zmusi go do zwiększenia ekipy z jednej osoby do co najmniej czterech osób.
Obecnie jego ogrodem zajmuje się pani Zofia, która pół etatu poświęca na opiekę tej prywatnej działki, a drugie pół zieleńców przy firmie. Jest pracowita, troskliwa i dokładna, wychowała się na wsi i ma rękę do roślin. Lubi swoją pracę, ale kiedy rozmawiamy o powiększeniu ogrodu łapie się za głowę i nieśmiało protestuje. Z jednej strony podoba jej się ta idea, z drugiej – wie jak wymagający i drobiazgowy jest Marian. Chociaż sama z przyjemnością współdzieli jego umiłowanie dokładności, nie chciałaby stanąć przed niemożliwymi oczekiwaniami. Nie chce się w nowym ogrodzie zamęczyć, zarazem i tak nie osiągając założonego efektu.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda u Krzysztofa, który do swojego naturalnego ogrodu zaprasza ekipę dwa, maksymalnie trzy razy w roku. Trzyma w ryzach dzicz, aby nie zdominowała przestrzeni do końca. Sam razem z żoną dla przyjemności plewią jedną rabatkę przy tarasie wiosną i raz na dwa tygodnie koszą trawnik. Śmieje się serdecznie z Mariana, że ten musi równo ścinać wszystkie głowy wystające zza połowy, że nie pozwala roślinom wyeksponować swoich najlepszych cech.
Krzysztof uprawia ogród minimalny. Marian – intensywnie zagospodarowany ogród minimalistyczny. Ale pod względem koniecznych zabiegów serwisowych – można by go równie dobrze nazwać maksymalnym.
Na czym polega różnica?
Nie chciałbym karmić Cię ogólnikami, dlatego przeanalizujemy dokładnie jakie zadania w ogrodzie wymagają najwięcej czasu i uwagi serwisowej oraz jak można przejść na drugą stronę lustra:
1. Koszenie trawnika
Trawa to roślina, która wymaga najwięcej uwagi w całym ogrodzie. Idealnie zadbany trawnik wymaga koszenia przynajmniej raz w tygodniu, zwykle na 4 do 5 cm. Kosiarki automatyczne robią to dziś właściwie w trybie ciągłym. Ale kosząc trawę, pobudzasz ją do intensywnego wzrostu, rośnie silniej. Zabierasz jej też regularnie część ciała, więc musisz ją dokarmiać i podlewać, żeby miała z czego się odbudować. Wiosną potrzebujesz wertykulować lub wygrabiać filcowy posusz.
W trakcie sezonu musisz ją uważnie obserwować i reagować na ewentualne problemy zdrowotne – trawa korzeni się płytko, do 20 cm, więc szybko marnieje od pojawienia się przyczyny. Ale jeśli wcześniej jeszcze dobrze przygotowałeś glebę – możesz oczekiwać perfekcji. Pytanie, czy jest Ci niezbędna?
Zamiast tego całego nakładu pracy możesz kosić darń na 7 do 10 cm i w zależności od gleby, podlewać tylko w czasie najgorszej suszy lub wcale. Nie dokarmiać nawozami. Nie wygrabiać mchu i filcu wiosną lub zrobić to raz na parę lat.
Co poświęcasz? Idealny dywan jednokolorowych źdźbeł. Na co musisz się zgodzić? Na obecność niskich bylin zadarniających a także sezonowe nierówności w kolorze i gęstości. Co zyskujesz? Spokój i bioróżnorodność, bo w takiej wielogatunkowej i rzadko niepokojonej darni będzie znacznie więcej życia niż na doskonałym, wypielęgnowanym kobiercu.
2. Usuwanie opadłych liści, przekwitłych kwiatostanów i innych roślinnych śmieci
Rośliny nieustannie produkują coś, co z nich spada. Nawet ukochane w Polsce iglaczki gubią regularnie część igieł i łuszczy się z nich kora. W jakiś sposób wmówiono właścicielom ogrodów, że to jest problem – a to przecież wielka wartość. Opadłe z drzew produkty tworzą naturalną ściółkę ograniczającą wzrost konkurencyjnych roślin, które zabierałyby wodę i pokarm.
Typowa strategia to grabienie, wywożenie taczkami na kompostownik lub w mieście – pakowanie do worków. A przecież nie da się tego zrobić na raz, bo nie spada wszystko jednego dnia. A jeśli pozwolisz, by materiał taki zalegał na trawniku, to szybko spowoduje jego obumarcie przez brak światła i przewiewu.
Co więc z tym robić? Od razu świeży i lekki materiał zagrabiać lub wdmuchiwać na kwietniki, pod rośliny z których ten skarb opadł. I zostawiać tam, aby mógł się rozłożyć. Zajmie Ci to niepomiernie mniej czasu niż pakowanie i pozbywanie się tego.
3. Przycinanie drzew i krzewów
Mądra zasada mówi, że roślinę należy przyciąć tak, aby nie było widać, że miała kontakt z ogrodnikiem. Wyciąć suche i pokrzywione gałęzie, ograniczyć wilki, zapewnić przewiew. Ale czy naprawdę trzeba to robić? I czy z każdym drzewem i krzewem?
Warto dla roślin eksponowanych, o ozdobnym pokroju, które oglądamy dla ich rzeźbiarskiego efektu. Trzeba dla roślin celowo sadzonych gęsto, na ozdobnych kompozycjach, a także dla tych niedopasowanych do miejsca wzrostu – zbyt dużych, niebezpiecznych dla architektury. Te wszystkie rośliny mogą wymagać nie tylko opisanego wyżej cięcia sanitarnego, ale także jednego do trzech cięć formujących, zagęszczających i maksymalizujących kwitnienie lub owocowanie. Kupa pracy.
Zwykle aktorów pierwszoplanowych jednak szykujemy jak najokazalej i warto zapewnić im co jakiś czas spotkanie z sekatorem. Ale rośliny drugiego planu, drzewa i krzewy w rytmach i zagajnikach – spokojnie można zostawić same sobie. Można wykonać raz na kilka lat cięcie odmładzające, ale nie trzeba wszystkiego pilnować zbyt rygorystycznie. Przy dobrze skomponowanych układach oraz rozstawach i odpowiednio dobranych gatunkach można pozwolić im regulować się we własnym zakresie.
Bo co zrobi roślina z gałęziami, które są jej zbędne? Co zrobi z przekwitłymi kwiatostanami, których nie obetniemy? Ususzy je i zrzuci. Roślina nie jest głupia. Radziła sobie bez nas jak świat stary, możemy jej zaufać. A na pewno dajmy spokój z bezlitosnym ogławianiem (czyli strzyżeniem na zapałkę) katalp, wiśni, lip czy klonów. Pozwólmy drzewom i krzewom osiągać swoje naturalne pokroje, bo one są najbardziej ozdobne. A przy tym zaoszczędzimy mnóstwo pracy i kłopotu z obciętymi gałęziami.
Szczególnym i daleko posuniętym wyrazem zaufania do roślin jest założenie w ogrodzie zagajników w postaci lasów kieszonkowych, sadzonych metodą Miyawakiego. Tam w ogóle nie ingerujemy w naturalne procesy konkurencji i regulacji a rośliny odwdzięczają się błyskawicznym wzrostem.
4. Nawożenie i uzupełnianie ściółkowania korą
Te dwie czynności zebrałem w jednym punkcie, ponieważ proponuję na nie jedno lekarstwo. Po prostu przestań. Jeśli postąpisz zgodnie z moimi wskazówkami i opadłe liście i kwiaty umieścisz na rabatach, to oddasz do gleby potrzebny roślinom pokarm.
W ten sam sposób możesz wykorzystać każdą materię organiczną, którą ogród wyprodukuje. Skoszoną trawę możesz rozkładać cienką warstwą 5 do 7 cm wśród krzewów i bylin. Gałęzie możesz zrębkować lub pociąć na mniejsze i także wykorzystać jako element ściółki. Wykonując takie zabiegi niewiele pozostanie Ci miejsc, do których będziesz musiał dokupować korę sosnową.
Dobrym materiałem do ściółkowania jest kompost, który możesz produkować z nadwyżek i resztek produkowanych przez ogród oraz gospodarstwo domowe. Ma większy potencjał w zakresie dokarmiania roślin niż sucha ściółka, ale drastycznie mniejszy niż nawozy mineralne. Jego obsługa zajmuje jednak istotny czas i energię – Twoje lub pomocników, a dążyliśmy do bezobsługowości.
Dlatego finalnie polecam Ci wrzucać wszystko bezpośrednio na rabaty, zawsze cienką warstwą aby zapewnić dostęp powietrza. Będziesz zaskoczony jak szybko natura przetworzy te produkty, zwłaszcza te miękkie, zawierające w sobie wodę.
W sprawie tempa wzrostu roślin polecam Ci uzbroić się w cierpliwość, albo dokarmiać nawozami mineralnymi tylko wybrane, ozdobne egzemplarze, których rozmiary chcesz bardzo podgonić. Uważaj jednak – to co nadmiernie pędzone, potem okazuje się słabsze i szybciej pada przy suszy lub przymrozkach, a co wyrasta powoli, w cięższych warunkach – potem wynagrodzi Ci większą odpornością.
5. Opryski i walka ze szkodnikami
Grzyby potrafią narobić szkód, podobnie ślimaki, opuchlaki czy chrabąszcze majowe. Co masz z tym robić? Nic. Nie walcz. Zaobserwuj, jakie rośliny są preferowane przez szkodniki z Twojej okolicy, daj im zjeść do końca to co wybrały a potem niech wyzdychają z głodu. Sadź inne rośliny, te niesmaczne. I sadź dużo różnych roślin, bo dzięki temu zaprosisz też dużo różnych zwierząt. A pośród tej różnorodności zwykle znajdą się też naturalni wrogowie szkodników, którzy z przyjemnością ograniczą ich populacje.
Zrozum mnie dobrze – jeśli uwielbiasz róże i wiciokrzewy (ja tak) i upierasz się, że chcesz je mieć w swoim ogrodzie, to sobie nie odmawiaj. Ale wtedy pożegnaj się z bezobsługowością i zaplanuj co dwa tygodnie w kalendarzu przypomnienie o opryskach na mszyce i grzyby. A jeśli wybierasz ogród minimalnie obciążający Twoje moce serwisowe – to poświęć swoje preferencje roślinne, oglądaj te ukochane gatunki u innych, a u siebie sadź te niekłopotliwe.
Wybór odpowiednich roślin, które w Twoim ogrodzie okażą się zdrowe i silne, jest bardzo indywidualny. Decyduje gleba i lokalny mikroklimat. Najlepiej podejść do tego metodycznie, z cierpliwością godną badacza. Posadź na próbę jedną czy parę sztuk nowego gatunku, zobacz rok – dwa jak sobie radzi, dopiero potem rozpędzaj się z większymi ilościami czy rozmiarami.
6. Plewienie
To chyba największa zmora właścicieli ogrodów. Wielu nawet lubi tą czynność, ale chronicznie nie ma na nią czasu. Firmy ogrodnicze często nie chcą się tym zajmować, trudno w ogóle je do tego nająć. A przecież ten zabieg serwisowy trzeba wykonywać regularnie całą wiosnę, a potem doraźnie latem i jesienią. Jak sobie z tym poradzić?
Można chemią. I nie musi to być Roundup. Coraz więcej pojawia się na rynku preparatów opartych o nieinwazyjne substancje, często naturalne i biologiczne. Uważam, że to najlepsza metoda np. na oczyszczenie z chwastów podjazdu czy tarasu, zwłaszcza, że w takich warunkach korzenie chwastów często wrastają tak, że niemożliwe staje się ich usunięcie w całości.
Istotną metodą przeciwdziałaniu chwastom na kwietnikach jest grube ściółkowanie. I włóknina nie jest tu potrzebna, a nawet przeszkadza. Nasiona chwastów opadające na ściółkę mają za sucho aby wykiełkować, a te które spadną czy spłyną do wilgotnych głębin mają za długą drogę aby przebić się do światła. Oczywiście – coś wyrośnie, ale plewienie ze ściółki to czysta przyjemność.
Najlepsze rozwiązania w zakresie walki z chwastami są dostępne na etapie projektowania ogrodu. Zapomnij o inspiracjach prezentowanych w czasopismach typu Gardeners’ World. Szczególnie daruj sobie rozległe rabaty bylinowe malowane pieczołowicie jak obrazy na płótnie genialnego malarza. Takie nasadzenia są piekielnie wymagające i z definicji nieodporne na zachwaszczenie.
Zamiast tego załóż naturalną łąkę. Wysiej dobrą mieszankę z bogatym składem i ciesz się wszystkim, co się w niej wsieje. Tam rośliny powszechnie kategoryzowane jako chwasty staną się ozdobą i elementem pożądanym. A łąka, aby nie zamieniła się w lasek, wymaga tylko skoszenia raz lub dwa razy w roku.
Warto też korzystać z dużych drzew i krzewów. Takie rośliny, kiedy już osiągną swoje właściwe rozmiary i gęstość rzucają cień, a więc zabierają życiodajne słońce trawie i większości chwastów, które mogłyby wyrosnąć pod nimi. Tym samym przestają być też potrzebne jakiekolwiek obrzeża trawnika, a konieczność plewienia w takich zieleńcach zanika prawie do zera.
7. Podlewanie
Nie podlewaj.
Dobrze, przesadziłem. Podlewaj, zwłaszcza te rośliny, które posadziłeś w ostatnich trzech latach. Pozwól im się przyjąć w nowym miejscu, pomóż przeżyć szok związany z przeprowadzką do Twojego ogrodu. Ale te, które już się przyjęły – zostaw, niech sobie radzą. Jeśli coś umrze – trudno, prawo natury. Niech karmi pozostałych swoim próchnem. Wypróbuj coś innego.
Zrezygnuj z upartego przywiązania, że ogród ma być taki, jak sobie wymyśliłeś, sam lub z projektantem ogrodu. Potraktuj zamysł początkowy jako punkt wyjścia. Ogród jest żywy, z definicji zmienny a jego urządzanie nie ma końca. Dlatego nie płacz długo nad słabeuszami, którzy w Twoich warunkach skapitulowali i szukaj prawdziwych twardzieli. Skuteczna rekrutacja to nie bułka z masłem. Trzeba się nastarać żeby znaleźć odpowiednich kandydatów, zaadaptować i wciągnąć na stałe do drużyny zielonego pierścienia stanowiącego otoczenie Twojego domu.
Najbliżej ideału bezobsługowości jest ogród minimalny oparty o wnętrza ogrodowe
Uważam, że niezależnie od rozmiaru działki – czy będzie to parę, paręnaście czy parędziesiąt arów, zawsze warto oddalić miejsca spędzania czasu od domu. Takie przestrzenie poświęcone określonym funkcjom nazywam wnętrzami ogrodowymi. Może to być sala do jogi lub medytacji, może być strefa SPA lub pokój imprezowy. Takie wnętrza zogniskowane są wokół swoich funkcji,a zieleń wokół nich ma znaczenie drugorzędne.
Mam na myśli, że kluczowe jest jej istnienie, ważna jest bujność, dźwiękoszczelność, prozdrowotność – ale styl – nie tak bardzo. Kiedy spotykasz się z rodziną na grillu, ważni są ludzie, a nie konkretne kwiatki na rabatce. Kiedy układasz ciało w asanę, koncentrujesz się na pozycji i oddechu, a nie na czerwonolistnej dominancie widokowej. Roślinność ma Cię otaczać i zapewniać komfort, a nie rozpraszać. Właściwie najdoskonalszym otoczeniem w takich warunkach jest naturalny las.
A las nie potrzebuje człowieka do obsługi, obsługuje się sam. I to właśnie Ci proponuję – zaleś swoją działkę. Oczywiście nie w całości, ale dość, aby uzyskać właściwą proporcję pomiędzy potrzebnym kompozycyjnie i psychologicznie oddechem, wolną przestrzenią a bezobsługowym buszem. Zakomponuj funkcje na działce tak, aby czas spędzać na polanach w lesie – a las zostaw w spokoju.
Ogród bezobsługowy jest niemożliwy, ale minimalnie obsługowy – zdecydowanie tak
Marian skłania się powoli ku takiemu sposobowi myślenia, ale nie jest do końca przekonany. Kłóci mu się to z wewnętrznym poczuciem, że jego teren będzie zaniedbany. Swój życiowy sukces upatruje w drobiazgowej dbałości o detale, a tutaj miałby pozwolić na jakąś przyrodniczą samowolę? Jak to będzie wyglądało? To przecież w ogóle nie będzie przypominało ogrodu. Przecież to trzeba oczyścić, uporządkować, ogarnąć jakoś.
Marian mięknie, kiedy siada w fotelu na garden party organizowanym przez Krzysztofa. Kiedy miło płynie czas z sąsiadami, dzieciaki biegają gdzieś po zakamarkach zarośniętej działki a ich krzyki i śmiech gubią się w gęstwinie liści i śpiewie ptaków. Musi przyznać, że ptaków jest tu znacznie więcej niż u niego, a lubi ich śpiew. Kiedy jest w gościach, na cudzej działce i nie czuje wewnętrznej presji kontrolowania wszystkiego wokół, okazuje się, że taka półdzika przestrzeń doskonale mu odpowiada.
Zobaczymy, jaką podejmie decyzję.
Pani Marta się przekonała, chociaż ze słowami, że:
– Mama chyba dostanie zawału jak będzie nas odwiedzać. U niej wszystko musi mieć swoje miejsce, równo i higienicznie. Chyba nie uwolnię się od jej komentarzy.
Będę dodawał jej otuchy cierpliwie towarzysząc przez kolejne lata po założeniu ogrodu. Będę instruował, jak zaprząc naturę do pracy. Co warto robić, a jak nie postępować podczas opieki nad nim. Z czego warto zrezygnować, aby zyskać w życiu więcej spokoju, luzu i prawdziwej przyjemności płynącej z błogiej regeneracji, a nie zarzynać się w kieracie na własnej działce.
Szukasz wsparcia przy aranżacji ogrodu?
Zajmujemy się kompleksowo procesem projektowo – wykonawczym. Wypróbuj możliwości naszego zespołu.
Szukasz czegoś innego?