
25 06 Gawęda z Roszkowską o Śląskim Ogrodzie Botanicznym [Gawędy Ogrodnicze]
17 czerwca 2025
25 08 Gawęda o konsekwencji i bezkompromisowości [Gawędy Ogrodnicze]
19 sierpnia 2025Czy projektant ogrodów potrzebuje swojego ogrodu? Po co mu ten kłopot – przecież ma tyle ogrodów u swoich klientów? Może jednak warto to rozważyć… posłuchaj relacji jak Jakub zjawia się i wydarza w przestrzeni kreowanej przez siebie i wyciągnij swoje wnioski – czy podoba ci się taka opcja.
31 odcinek audycji Gawędy Ogrodnicze
Posłuchaj na swoim playerze:
Przejdź do podstrony podcastu:
Transkrypcja podcastu
Cześć, dzisiaj jest taka sytuacja, że już drugi raz nagrywam tę gawędę. Byłem umówiony z Łukaszem, że nagramy gawędę o ogrodach w Japonii, bo był tam, odwiedzał i chciałem, żeby okiem projektanta ogrodów opowiedział projektantom ogrodów relacje ze swojej podróży, ale tak się zaangażował w festiwal Szukalskiego w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, że po prostu to się nie wydarzyło dzisiaj. Zresztą robią tam fantastyczną robotę, wcale się nie dziwię.
No dobra, nie udało się, ale polecam Ci zainteresować się. To już jest któraś kolejna edycja i za każdym razem to wychodzi ciekawiej. No i w ogóle Marta i Łukasz, twórczość Marty to jest coś, co ja Ci w ogóle bardzo polecam do ogrodów.
Właśnie teraz jestem w trakcie takiego przedsięwzięcia, gdzie planujemy w istniejącym ogrodzie taką małą strefę spa pod tytułem Pergola z ruchomym dachem, cała przeszklona ze wszystkich stron i pod nią wanna z jacuzzi plus jakiś tam mały tarasik, żeby można było sobie usiąść, poleżakować.
No i właśnie z jednej strony ten pokoik będzie dosunięty do takiej niezbyt eleganckiej szopki, więc tam zaproponowałem klientce i będą to realizować, bo ten proces się już rozpoczął, właśnie batiki Marty, czyli obrazy, które są stworzone na płótnie prześwitującym.
To są kolejne serie warstwy wosku i farby nakładane naprzemiennie, dzięki czemu tam powstaje ten obraz tracony, który właśnie jest przezroczysty, znaczy jest przejrzysty dla światła w jakiś sposób, ale nie jest przezroczysty dla oka, nie możesz przez to nic zobaczyć, oczywiście jest to obraz na tkaninie, ale można wieczorem puścić ekstra światło.
No tam akurat nie, będzie zachodzące słońce, też jest świetny efekt, jak słońce zachodzi i właśnie przechodzi przez te batiki takim ciepłym, rozżarzonym płomieniem. Ale tam inwestorzy wymyślą coś swojego, indywidualnego, dopasowanego do siebie, już wiem, że pracują nad jakimś takim projektem, że Marta pracuje i właśnie jedna krótsza ściana w Pergoli szklana będzie zafiksowana, czyli te szyby nie będą przesuwne i tam będą w dwóch szybach zalaminowane te batiki, czyli one będą tak jakby zaklęte w tym szkle już na zawsze.
No absolutnie świetna rzecz, także możesz sobie tam wygooglać Marta Mulawa. Art, sztuka, rzeźba, czy cokolwiek z tych rzeczy, zobaczysz jej stronę, zobaczysz to co robi. Ten festiwal wiesz, zainspirowani Szukalskim, to jest też fantastyczna rzecz. W ogóle wykopują postać Szukalskiego z takich arkanów z historii.
On też ze względu na swoje poglądy był bardzo nacjonalistyczny, ale to jak był niezwykle zdolnym rzeźbiarzem, w ogóle żył w swoim świecie, wymyślił swój alfabet, jest film na Netflixie, który możesz zobaczyć, nie wiem czy jeszcze jest, ale o nim, bardzo taki fajnie przybliżający tą postać.
No i nie nagrałem z Łukaszem dzisiaj tej gawędy, że właśnie w ramach Inspiracji o Szukalskim, no to siedzi tam w tym Kazimierzu, pakują się jeszcze i to wszystko zwijają.
No i pomyślałem, że właśnie opowiem Ci o tym, jaką wartość dla mnie jako projektanta ma posiadanie mojego własnego ogrodu, a to szczególnie w kontraście do moich dzisiejszych porannych planów.
Najpierw byłem u klienta, który zakłada ogród na dachu, konsultowaliśmy pewne szczegóły techniczne później odwiedziłem klienta, który w okolicach Krakowa ma około hektar działki pośród kilkunastu hektarów lasu i stworzyliśmy tam wspaniałą po prostu oazę, dedykowaną jego przyjemności. Jest to bardzo indywidualnie dopasowana do niego przestrzeń, jest to, no jak garnitur szyty na miarę, w tych miejscach, które są dla niego ważne.
I to też mu mówiłem, że kurczę, jak fajnie Pan przykłada właśnie więcej uwagi, więcej tego wysiłku zaangażowania w tych punktach, które szczególnie Pana cieszą, a te, które są mniej istotne, to po prostu zostawia Pan zespołowi, zresztą człowiek, który zbudował bardzo fajny zespół, też mu tego gratulowałem, bo naprawdę zrobił mega robotę, bardzo samodzielnie, tylko pytając o kluczowe decyzje w kluczowych momentach, bo akurat inwestor mocno siedzi w branży budowlanej.
Więc do budowy tego ogrodu prywatnego też wykorzystał właśnie ten sam team, także miło było mi znaleźć się w tym całym zespole, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, oprowadził mnie o tym, jak to teraz wygląda, a jest to taka przestrzeń, która już w jakimś stopniu jest urządzona i można z niej korzystać, chociaż jeszcze ciągle jest placem budowy.
Postawiliśmy tam w takim strategicznym miejscu kuchnię ogrodową, która jest równocześnie blisko przyszłej lokalizacji domu, domu w ogóle jeszcze nie ma, ale ta kuchnia ogrodowa jest takim powiedzmy szczytowym punktem obserwacyjnym. A później schodzimy, działka spada w dół, delikatnym takim łagodnym zboczem i na końcu osi widokowej pojawia nam się sauna razem ze stawem kąpielowym.
Budynek sauny, który składa się z kilku pomieszczeń, jednym jest sauna z takim wielkim oknem przeszklonym, są to stałe okna też, ale ponieważ jest wystawa wschodnia, tam bardzo się gorąco, więc one są zasłonięte w środka żaluzjami, no ale powiedzmy jest ten taki super efekt otwartej przestrzeni wychodzącej na wodę.
I później wznoszą się kaskadowo kolejne partie ogrodu, jakaś tam część warzywna, która jest rozłożona na kilka warzywników i na dosyć dużą szklarnię z drewna cedrowego, no po prostu przepiękna rzecz, właśnie teraz widziałem świeżo zamontowaną i jakaś tam piwniczka, która jest trochę w bok wciśnięta, ale też stanowi takie zaplecze magazynowe do tego wszystkiego no i właśnie kuchnia jako punkt obserwacyjny, zestaw ścieżek, który poprowadziliśmy, oczywiście oświetlenie, jakaś roślinność, tam układy kamieni, no dużo, dużo różnych bajerów, szczerze mówiąc, a strumień jeszcze, wymyślili strumień, więc jeszcze ten strumień organizowaliśmy.
No mówię: Panie Jacku, jak mnie to cieszy, jak pan się tym cieszy, jak pan się tym bawi, ile tutaj fajnych rzeczy po prostu pan sobie poorganizował, oczywiście ja mu w taki mniejszy czy większy sposób pomagam. Akurat tutaj moja rola polegała głównie na stworzeniu koncepcji i szczegółów takich technicznych tych budynków, które tam mamy, jeśli chodzi o układ pomieszczeń, wyposażenia, na tym pracowaliśmy bardzo intensywnie.
Jeśli chodzi na przykład o takie zagospodarowanie komunikacji ogrodowej, czy jakieś tam układy, czy kompozycje, no to tutaj właściwie inwestor dał mi zupełnie wolną rękę. Natomiast tam, gdzie jest to dla niego istotne, a ma pewne przyzwyczajenia, pewne preferencje, no to nad tym siedzieliśmy długo i intensywnie i myślę, że osiągnęliśmy fantastyczny efekt, a on przynajmniej teraz to potwierdza. Spytam go jeszcze za parę lat, co się sprawdziło, jakie właśnie dobre praktyki, potwierdza, że fajnie, jest bardzo zadowolony, a co by z perspektywy tych właśnie kilkuletnich, można powiedzieć dziesięcioletniej, co by zrobił inaczej, nie?
I to jest taka cenna wiedza, którą potrzebujemy budować jako projektanci, gromadząc w sobie doświadczenie na przestrzeni dziesięcioleci, po prostu tak to działa. O tym zresztą był też ostatni numer sztuki ogrodowej, czyli drugi, 25. Że wiedzę, która prowadzi do mistrzostwa, cierpliwie kolekcjonowana, gromadzimy w naszej pracy właśnie przez dziesięciolecia, bo skutki naszych decyzji możemy zobaczyć dopiero wtedy, kiedy urosną na przykład duże drzewa, kiedy zagęszczą się za sobą, kiedy ludzie naprawdę pożyją w tych przestrzeniach, kiedy w nich osiądą.
No ale miałem Ci powiedzieć o tym, jak ja korzystam teraz jako twórca ze swojego ogrodu, no ale w kontekście właśnie tej porannej wizyty u tego klienta wracam z takim wspaniałym poczuciem satysfakcji. Zresztą na koniec jeszcze padły takie słowa, on się mnie pyta, pyta się mnie, chociaż było widać, bo po prostu patrzyłem się jak zaczarowany w te obrazki.
Szczerze mówiąc jestem z nich bardzo zadowolony, ponieważ jako układ architektoniczny, uważam, że są bardzo przyjemne, właśnie takie stateczne, harmonijne, takie wręcz sielankowe trochę, ale właśnie przez to sprzyjające relaksowi, takiemu poczuciu bezpieczeństwa, takiemu poczuciu, że teraz jest czas dla mnie i nie żadna praca, nie żadne obowiązki, tylko jakby jestem tutaj w tym swoim małym Shire.
Trochę tak to wygląda, taki jest po prostu fragment przestrzeni przekształcony w takie miasteczko przyjemności, w taki park rozrywki dla jednego człowieka i jego rodziny, przyjaciół. Także dużo, dużo się tam dzieje, chociaż nie jest to zagracone, no oczywiście hektar to jednak hektar, ale tych obiektów jest dużo i każdy z nich też jest całkiem sporawy plus komunikacja, także raczej jest to taki intensywnie zagospodarowany teren.
Ja zresztą chciałem, żeby był trochę bardziej naturalny, no ale tam też jest wykonawca, który ma swoje pewne przyzwyczajenia i po prostu poszedł w pewną stronę. No ale jest to wykonawca, który dobrze współpracuje z klientem, ściąga mu z głowy konieczność decydowania o wielu rzeczach. Mnóstwo rzeczy zrobiłbym inaczej, ale tam gdzie potrzebują moje porady, to po prostu doradzam, a tam gdzie nie potrzebują, no to niech sobie robią po swojemu, bo to jest ich ogród. Także ja tutaj nie roszczę sobie pretensji do niczego więcej niż oni chcą ode mnie wziąć.
Z takim właśnie nastawieniem i z takiej sytuacji, z tego ogrodu wyjeżdżam i mam jakieś tam swoje plany logistyczne, ale po prostu olewam je wszystkie i jadę prosto do swojego ogrodu i od razu jak myślę o tym, to mój uśmiech się rozszerza od ucha do ucha i teraz jestem tutaj w tym ogrodzie.
Wiesz, bo tamta przestrzeń, ona jest sumą tych naszych wspólnych doświadczeń, jest wolą i zgodą inwestora, który za to wszystko płaci, a tam sporo za to płaci i jest szereg właśnie wykonawców, którzy mają swoje szkoły i robią pewne rzeczy w określony sposób, z którymi czują się bezpiecznie, na które dają gwarancję. Jest projektant, który w tym wszystkim walczy o jakąś estetykę, o funkcjonalność, ergonomię i szereg innych rzeczy, ale też tam gdzie jest to rażące, gdzie akurat jestem na wizycie, gdzie jestem w stanie zareagować, więc jakby ogród siłą rzeczy jest elementem synergii, ale też kompromisu tych trzech różnych światów, tak? Musimy się gdzieś każdy nagle spotkać, żeby możliwe było to, co tam się wydarza.
I to jest super, ale kiedy jedziesz do swojego ogrodu, kiedy jedziesz tam, ja to się śmieję, do swojej piaskownicy, jak po prostu dziecko się bawić, to tam po prostu możesz robić, co chcesz, więc to jest raj dla twórcy, to jest po prostu tak cudowna okoliczność.
No zresztą teraz jestem w tym ogrodzie, nagrałem godzinną gawędę i zorientowałem się, i mi się rozładował telefon i po prostu na nic to wszystko, no poczekałem chwilkę, włączyłem go, naładowałem, no niestety, no żadna tam pamięć buforowa, nic się nie zapisało, nawet miałem takie inspiracje, żeby to podzielić na części, że tam po pół godziny podzielić na dwa nagrania, no nie wiem. Intuicja mi podpowiadała, nie posłuchałem jej jak zwykle niedobrze, ale popatrz, że ten sanatoryjny wpływ mojego ogrodu na mnie jest taki, że właściwie westchnąłem tylko i powiedziałem; No dobrze, no tak najwyraźniej miało być.
Położyłem się teraz na leżaczku pod topolami, osikami, które wspaniale szumią na wietrze, no i gadam do ciebie po raz drugi. W ogóle jeszcze chciałem ci właśnie tak opowiedzieć, nie, jak ja się tutaj w tym ogrodzie bawię i na swoim przykładzie pokazać ci, jak to jest ważne, mieć swój ogród jako projektant i zainspirować cię do tego, żeby, żeby takie miejsce posiadać i żeby w takim miejscu swobodnie eksperymentować, żeby bez skrępowania móc się właśnie bawić tym wszystkim, co cię aktualnie, spontanicznie zainteresuje.
No bo oczywiście, sytuacje komercyjne, w których klient cię o coś prosi, ty mu coś proponujesz, a wychodzi z tego coś tam trzeciego, no są bezcenne i one budują twoje doświadczenie, ale jednak one rzadko są dokładnie tym, co sobie wymyślisz. Natomiast jeżeli jesteś na swojej ziemi i nikt ci się kolokwialnie mówiąc tutaj nie wpitala między ciebie a twój ogród, to ty możesz zrobić cokolwiek, możesz po prostu przetestować każdą swoją ideę czy każdą swoją rzeczywistość, jak czas, jak opór materii, jak to wszystko na ciebie odpowie i co da w rezultacie, to jest po prostu bezcenne.
Ja mam tutaj szereg historii od tych trzech lat, z którymi spotykam się po raz pierwszy w życiu i które sam sobie też wynajduję, oczywiście wymyślam i też robię pierwszy raz w życiu i po prostu bawię się tutaj jak dziecko. Jak tylko mogę skończyć pracę obowiązkową przy komputerze czy jakieś wyjazdy do klientów, to czy pogoda czy niepogoda, to po prostu przyjeżdżam tutaj i poznaję ten teren, uczę się go, spaceruję, oglądam i oczywiście w ten czy inny sposób szlifuję zgodnie z jakimś konceptem, który też jest materią żywą, ale jest.
Jako projektant pracuję oczywiście z precyzyjnym designem, mam tutaj wszystko pomierzone przez geodetów i tyczone też główne rzeczy geodycyjnie, żeby nie było pomyłki, żeby jedno odpowiadało drugiemu. Też zresztą bardzo mi podoba się i pomaga korzystanie z drona, kiedy robię sobie zdjęcie tak idealnie z góry, później nakładam, bo np. wprowadziłem pewne korekty i później mogę sobie w Kadzie na podstawie zdjęcia zeskalowanego do jakichś punktów orientacyjnych przerysować to, co właśnie tam w terenie naniosłem.
I tak na przykład po tym jak geodycyjnie wytyczyłem sobie pewne główne kształty, na których mi zależało, ponieważ mamy tu działkę około 60–70 arów, ale wycinamy sobie z niej jakieś trzydzieści parę, czterdzieści takiego ogrodu wewnętrznego i w ramach tego wszystkiego pojawia się pewna komunikacja. Dlatego geodycyjnie wytyczyliśmy sobie te punkty orientacyjne, które ze względu na design i właśnie ten wewnętrzny ogród są kluczowe, no a później np. samochodem wyjeździłem ścieżki, które właśnie sfotografowałem z drona i zrobiłem zdjęcie.
Jejku czy ty słyszysz jak te osiki szumią, to jest coś fenomenalnego, jak przyjdzie podmuch wiatru i tak zmarszczy te korony, a one mają takie listeczki zawieszone na długich szypułkach i obracają się we wszystkie strony te listeczki i ocierają się chyba o siebie i to wydaje ten genialny dźwięk. To w ogóle jest jedna z głośniejszych właśnie takich roślin i ciekawa w ogóle okoliczność, że warto przypatrywać roślinom jakie one dźwięki wydają na wietrze, np. suche miskanty też fantastycznie szeleszczą, bardzo lubię ten dźwięk.
A dźwięki są istotne, też nie wiem czy to się nagrało, czy nagrywam z telefonu, czy on wyłapuje takie rzeczy, ale przeleciał właśnie samolot z pobliskiego lotniska no i to jest, widzisz, taka melodia. Teraz przejeżdżają samochody, też niedaleko ulicy i przejeżdżających aut i mamy też tutaj linie kolejowe, więc tych źródeł hałasu jest całkiem sporo, to jest jakaś okoliczność, w której ja jakby nieustannie jestem.
Jestem dziecko ze wsi, które wychowało się w ciszy, no w ciszy, powiedziałbym, w dźwiękach natury i wsi, tak, szczekających psów, a poza tym to właśnie brzęczących owadów, śpiewających ptaków i szumiących drzew. Także mnie miasto i te miejskie dźwięki, tramwaje, samochody, to wszystko rani, ja cały czas to słyszę i zawsze uciekam od takiego rodzaju dźwięków.
I tutaj zaobserwowałem przepiękną rzecz, teraz, kiedy mamy już środek lata, kiedy ogród jest intensywnie rozwinięty, kiedy pojawiło się w nim dużo życia, bo mamy na większości, na większej powierzchni mamy łąki o różnych wysokościach, ale które kwitną, więc one bzyczą, więc tam też chrząszcze też grają i w ogóle mnóstwo tego latającego robastwa są tutaj obecnego. No i oczywiście mamy też ptaki, które śpiewają, no wiosna była najgłośniejsza, teraz sporadycznie coś tam podśpiewuję, chociaż różnie bywa, to zależy też od pory dnia, ja nie jestem akurat ekspertem.
Ale nawet teraz, kiedy ptaki nie śpiewają intensywnie, a szumią te drzewa i ta łąka cała też śpiewa, no to nawet jeżeli przejedzie jakiś samochód, czy ten pociąg, czy ten samolot, to naprawdę, to jest jakiś taki intruz, który gdzieś się wdziera przez ten cały szum. Ty słyszysz go, że on jest, ale on jest gdzieś tam właśnie na drugim, trzecim planie, bo ta melodia, którą masz na pierwszym planie, którą masz przy swoich uszach, ona go po prostu wytłumia.
Oczywiście, że nie jest to bariera akustyczna, tutaj poczyniliśmy pewne nasadzenia, które może trochę ograniczą tamte dźwięki, chociaż pewnie nie aż tak znowu bardzo, ale coś tam poodbijają, ale przez tą wszechobecność tych dźwięków, to tamte nie są takie angażujące.
Z takiego samego powodu chciałbym, o teraz coś dużego przejechało… Z tego samego powodu chciałbym zbudować jakiś obiekt wodny, bo mamy tutaj na strudze wykopane bajoro, tak je ostatnio ochrzciłem. I to jest takie przegłębienie, którego mógłbym wrzucić pompę i właśnie podpiąć tam jakieś, już mi się w głowie klaruje, taki koncept na stare, zardzewiałe rury metalowe o różnych średnicach, ale raczej dużych średnicach, które byłyby ustawione na jakichś różnych wysokościach, wyspawane na konstrukcji i tam do nich z tyłu podłączona woda, żeby to właśnie ściekało, dawało różne strumienie.
Pomyślałem sobie, że można by było do każdej z tych rur zrobić po prostu zawór manualny, tak żeby móc wysterować ilością płynącej wody i tym samym też konkretnym dźwiękiem, jaki by się chciało osiągnąć, bo zauważyłem w toku moich doświadczeń z obiektami wodnymi, że najlepiej działają te, gdzie źródło dźwięku jest maksymalnie różnorodne i takie nieregularne. No nie może być to taki równo ciurkający strumień wody, bo on w pewnym momencie staje się mechaniczny i irytujący, on powinien się rozbić, roztrzaskać i w jakiś sposób rozlecieć na wiele kawałków, wiele dźwięków i wtedy zaczyna być dla ucha przyjemniejszy, czyli musi być to taki bardziej chaotyczny szum, więc coś takiego bym sobie tutaj powymyślał, może tam jakieś kamienie popodkładał.
No i popatrz, no i do tego właśnie służy, służy ci twój ogród, także wiesz takie rzeczy. Chodzę tutaj i korzystam z niego i uczestniczę w tych wszystkich okolicznościach, które go tworzą, tych zewnętrznych, no i staram się stworzyć w tych okolicznościach jak najdoskonalsze, jak najbardziej komfortowe, jak najpiękniejsze, w moim oczywiście uznaniu, według moich kanonów, jak najmądrzej, najlepiej jak tylko potrafię miejsce rekreacji dla człowieka. Taki jest zamysł, żeby to był ogród, który jest źródłem przyjemności, a też będzie źródłem przyjemności, jeśli będzie dawał dużo okazji do odpoczynku, no bo myślę, że o to tu właśnie chodzi.
Ja wróciłem do swojego sanatorium, do swojego ogrodu położyć się na leżaku – na hamaku, przepraszam i pod szumiącymi osikami nagrać Ci teraz gawędę, ale kiedy indziej mogę tak zrobić nie nagrywając gawędy, tylko po prostu się relaksując.
Swoją drogą hamaki to są bardzo dziwne sprzęty, szczerze mówiąc niezbyt za nimi przepadam. Fajnie, wygodnie się siedzi, ale bardzo trudno jest ustabilizować swoją pozycję, żeby nie czuć, że się zaraz zleci. Kupiłem trzy różne hamaczki, które mają bardzo ładne kolorki, podobają mi się. Były tanie, dlatego nie mam problemu, żeby one mi tutaj zgniły i mogę je wymienić kiedyś na jakieś inne, zresztą są z naturalnych materiałów, jakiegoś tam sznurka bawełny i patyka, ale żaden z nich nie jest zbyt wygodny, zresztą widzisz, przetestuję.
Nieustannie testuję jakieś rzeczy. Jeden ma długi patyk i był sprzedawany jako dwuosobowy, drugi nie ma w ogóle patyka i zauważyłem, że to jest słabe, dlatego jak popada deszcz, to on tam ma słabszy przewiew i dłużej wilgoć się utrzymuje, ale spróbuje się w nim teraz usadowić. No nie, no on jest jakiś taki lewy. No udało się, ale spać bym się w tym chyba bał, bo jednak, żebym nie wypadł.
No ale tak, widzisz, mogę sobie tutaj swobodnie testować mnóstwo różnorodnych rzeczy, które są dla mnie interesujące z tego punktu widzenia, wiesz, ogrodowego, projektanta ogrodów.
Mam tutaj na przykład mnóstwo różnych kawałków drewna, jakichś egzotycznych, czy właśnie tego termodrewna, opisane z tyłu z datą, kiedy ja do ogrodu je położyłem, wystawione na słońce, na deszcz, na mróz i tak dalej, żeby starzało się, czy to w formie jakichś tam sprzętów, czy to w formie jakichś próbek, czy to w formie jakichś, nie wiem, ławeczek czy czegoś innego, żeby właśnie obserwować, co z tymi materiałami się dzieje, jak one się zachowują w czasie.
A swoją drogą zdradzę ci tipa, że jak chcesz opisywać jakieś rzeczy, to tylko pisak BIC, bo zrobiłem próbę, znaczy, nie wiem, pewnie też jakieś inne pisaki się nadają, ale akurat tych wszystkich, które ja miałem. Zrobiłem próbę na takich etykietkach plastikowych, wystawiłem je na słońce, no to niektóre wyblakują już po miesiącu, inne po dwóch, po trzech, a ten BIC się cały czas trzyma, już ponad pół roku się trzyma od zimy i przyznam szczerze, że to jest trwały efekt, nie wiem, co oni tam dodają do tego pigmentu, ale muszę tych BICów zamówić więcej. Czarny kolor. To jest BIC 2000 , marker permanentny.
No teraz w międzyczasie przesiadłem się na trzeci leżaczek, który jest sprzedawany jako jednoosobowy, ale ma deseczkę, czyli jest taka krótsza deseczka. Tylko że ta deseczka jest tutaj łukowato wygięta, czyli ona sugeruje, że jest jakby właściwa strona hamaka, na którą masz siąść i ta druga spodnia. Natomiast z hamakami, których nie zdejmujesz, które wiszą cały czas pod drzewami, jest tak, że co jakiś czas musisz je przewrócić na drugą stronę, no bo zbierają się tam jakieś liście czy jakieś śmieciuszki. Więc ta spodnia strona wtedy jest czysta, no to jak sobie przewrócisz tymi łukowatymi w górę, to trochę jakby zmienia to kąt tego wygięcia materiału. No jakoś nie bardzo.
No ale te z patykami są zdecydowanie wygodniejsze niż te bez patyków, to Ci napewno polecam takie modele. No i szybciej obsychają po deszczu, co też ma niebagatelne znaczenie. No bo to tych leżaków, hamaków trzeba nawieszać w ogrodzie, po prostu trochę więcej, dając sobie możliwość właśnie poruszania się i spędzania czasu w różnych zakątkach, albo dając możliwość różnym ludziom, którzy niekoniecznie chcą akurat w danym momencie być blisko siebie, spędzenia czasu w różnych częściach ogrodu. Albo w zależności od pogody, czy od pory dnia, więc kto to będzie ściągał w ogóle, nie? Trzeba wieszać takie rzeczy, które mogą wisieć.
Tak samo bardzo lubię takie zwykłe, lekkie plastikowe krzesełka, które można sobie wziąć i przestawić, jeżeli się okaże, że tam na przykład słońce trochę naszło, a Ty chcesz być bardziej w cieniu, to sobie je tam metry w tył przestawisz, to jest świetna okoliczność. Albo jakieś w miarę lekkie ławki, to są takie rzeczy, co raczej stoją w miejscu, niż się je przestawia, a te krzesełka i te hamaczki, to jest właśnie taka fajna, mobilna okoliczność.
Znaczy leżaczki, no to jednak nie do końca hamaczki, przepraszam, bo jednak wiszą na stałe, ale może być ich dużo w różnych miejscach, i to bardzo fajnie wygląda. Ogród w ogóle się robi taki przytulny i przyjazny człowiekowi. Jak widzisz te hamaczki, to od razu myślisz sobie : Ooo ale fajnie, od razu chcę sobie w nim usiąść. To jest taki po prostu ciepły, taka fajna rzecz, a jeszcze jak są w takich miłych kolorach, takich radosnych, to od razu nastrajają człowieka pozytywnie, na właściwą wibrację, tak, teraz będę odpoczywał, to jest to, temu ma służyć ogród.
No i to jest ta konkluzja, którą się z Tobą w ogóle w tej opowieści chcę podzielić, to znaczy nie konkluzja, raczej to jest moje po prostu założenie. Jeśli chodzi o posiadanie ogrodu, o to co ja oferuję swoim klientom, jako osoba, która te ogrody tworzy, no bo jeżeli ja to czuję, no to najlepiej, żebym oferował innym, taka koncepcja lazy gardener, że tutaj nie za wiele robimy, tylko w większości po prostu cieszymy się tą przestrzenią, korzystamy z niej, będąc w niej.
Oczywiście aktywność w ogrodzie jest fajna i lubię też w ogrodzie popracować, szczególnie w pierwszej porze roku, drugiej porze roku, pierwszej połowie roku powiedzmy, tak, no teraz właśnie, jak już jest lato, to już powoli mi się wyłącza ten taki intensywny tryb roboczy i luzuję i właśnie wchodzę w taki tryb, więcej siedzę, oglądam, mniej robię i mi się nie chce.
Bazując na tym takim fundamentalnym, powiedziałbym nawet filozoficznym, ale równocześnie mocno praktycznym, życiowym założeniu tego leniwego ogrodnictwa, no to testuję tutaj już mnóstwo konkretnych praktyk ogrodowych, które są totalnie niepopularne, ponieważ powszechna praktyka jest taka, żeby iść do ogrodu i tam po prostu zapieprzać. Zakładać rękawice, chwytać sekatory, kosiarki i mnóstwo jakichś tam bojowych sprzętów i chemikaliów i robić, działać, ograniczać, walczyć. Walczyć w ogóle w tych ogrodach.
Więc ja tutaj z niczym nie chcę walczyć, niczego nie chcę podbijać, a raczej próbuję wygospodarować po prostu maksymalnie leniwie, tak, miejsce dla siebie, które sprawi mi jak najwięcej przyjemności, mnie, moim bliskim, gościom, których zapraszam. Więc w takiej koncepcji testuję sobie już tutaj mnóstwo drobnych praktyk, które obserwuję u innych albo sam gdzieś tam wymyślam.
I jedną z takich istotniejszych praktyk, która sprawia mi w ostatnim czasie mnóstwo satysfakcji, to jest koncepcja ogrodu utrzymywanego samym koszeniem, którą przeczytałem w książce Dziki Ogród Łukasza Łuczaja, rozmawiałem też z nim o tym, oprowadzał mnie po swoim ogrodzie, który w ten sposób prowadzi. Chociaż jego ogród to jest właściwie, to jest dzika natura, w której czasami przejeżdża jakąś kosiarką. No mój ogród jednak jest bardziej ogrodowy, no ale wyrośliśmy z różnych światów, więc w ogóle wszystko gra, nie? Każdy sobie to interpretuję po swojemu.
Ale właśnie mam tutaj takie historie, jak po wykonaniu zabiegów uprawowych wiosną tego roku, wszystko co rośnie, jeśli chodzi o łąka i trawniki, wysiało się samo, czy też wyszło z banku glebowego, więc ja tą spontaniczną samosiewność po prostu reguluję, część tam wykosiłem raz w połowie czerwca, a część koszę trochę częściej i część koszę bardzo często.
No to powiedzmy, że najczęściej skoszone elementy to mogą być w tym roku już skoszone 6 razy, więc to jest dla mnie bardzo często, nie? I koszę na 10 centymetrów. I to sprawia, że na przykład na takich komunikacyjnych ściągach, czy też tych, które w ogóle budują kształt tego ogrodu, gdzie zarysowują przyszłą koncepcję, no to tam już się ta darń zrobiła całkiem fajna.
Już wyszły właściwie te takie badyle ostre, stręczące. Jeszcze nie próbowałem tam chodzić na bosaka, ale jeszcze trochę pokoszę i myślę, że będzie można swobodnie. I zagęszczają się trawy oczywiście, bo one się najchętniej zagęszczają i one najlepiej znoszą po prostu to koszenie. Zagęszcza się koniczyna, która też tam była, zagęszcza się bluszczyk kurdybanek i szereg różnych innych rzeczy w zależności od terenu. No jest tutaj tego ogrodu otwartego mniej jak pół hektara, ale jednak całkiem sporo o różnych właśnie siedliskach. Także różne rośliny dominują w różnych miejscach.
Ja też sam podczas tej pracy tutaj stworzyłem takie mikrosiedliska, takie mikro, mikro, mikro zupełnie, dlatego że przy tych pracach ziemnych, które prowadziliśmy, no to najpierw przyjechał traktor i zrobił orkę. To jeszcze w zeszłym roku robiliśmy tą orkę. Później zrobiliśmy głęboszowanie i później zrobiliśmy jakąś uprawkę z broną talerzową i chyba z jakimś wałem na sam koniec.
Więc efekt tego wszystkiego był fajny, ale był taki mocno nierówny. Na to wjechaliśmy glebogryzarką ogrodową i później grabkami to trochę równaliśmy, ale na zasadzie raczej przesypywania ziemi tam, gdzie pojawiły się jakieś takie uskoki. Uskoki tego typu, że jakby kosiarka później miała jechać, no to byłby za duży skok dla koła kosiarki i ona wpadając musiałaby nożami przyrżnąć trochę trawnika, a później wyjeżdżając pewnie zostawić tam trochę więcej wyższego i to zawsze stworzy takie nieestetyczne historie, jeżeli one są w zbyt małej skali. Takie nierówności terenu, po których kosiarka może łagodniej jechać, no to są liczone w metrach, a tutaj mieliśmy takie liczone po kilkadziesiąt centymetrów.
Więc jakby jeszcze to sobie w skali całego tego pola zarównaliśmy, żeby nie było takich właśnie ostrych historii. Trochę ta gryzałka wyrównała, a trochę taczkami i nie równaliśmy tego na idealnie równo, tylko pozwoliliśmy, żeby to się wszystko właśnie spontanicznie tutaj samo wysiało. Były takie miejsca, akurat miałem mieszankę od Podymy, jakichś wyższych bylin, więc ją wysiałem w jednym miejscu, w innym wysiałem facelię, w innych tam wysiewałem koniczynę, więc to są też obszary, które akurat są częściej koszone. No ale poza tym to jest jakieś może 10-15% powierzchni tego terenu. Także jakby cała reszta to jest wszystko tutaj 100% naturalne i spontaniczne.
No i właśnie jedyne co robię, to to koszę i daje to fantastyczny efekt. Ja w ogóle bardzo lubię te skoszone darnie, ponieważ one są zielone i przyjemnie się po nich chodzi, ale one tworzą bardzo taką subtelną granicę, taką różnicę z tym, co jest nieskoszone. Właśnie podczas podróży do Anglii szalenie mi się to podobało, że ten ogród najbliżej domu taki właśnie intensywnie urządzony, te ścieżki kamienne, obrzeża wokół rabat, obwódki itd., itd., A później wychodzimy w drugą część ogrodu w łąkę i tam tylko jedna ścieżka, takim po prostu dużym łukiem pociągnięta przez 5 ha i spaceruj.
No jakby tutaj na mniejszą skalę, ale właśnie ten efekt osiągam, że jest ta łąka i jest ta równa, gładka powierzchnia trawnika, która aż Cię zaprasza do tego, przespaceruj się mną, a kształty są ułożone według mnie zręcznie. Bardzo lubię w różnych miejscach się pojawiać i po prostu obserwować te łuki.
Tym bardziej, że mówię Ci, to są łuki, które zostały wytyczone samochodem, najpierw samym jeepem, a później jeepem z przyczepką, żeby swobodnie można było się poruszać, bo ja tutaj też nie mam żadnego traktorka z przyczepką, niczego takiego, to jednak jest pół hektara, czasami trzeba przewieźć pewne rzeczy, więc to jest po prostu moje narzędzie pracy. No i dzięki temu te łuki są bardzo łagodne, one są po prostu super mięciutkie, tak je zaplanowałem, żeby one były malownicze, więc bardzo przyjemnie się po nich chodzi.
A ten ogród wewnętrzny, te trzydzieści parę arów, które będzie właśnie odcięte od ogrodu zewnętrznego, no to w tym momencie jest, no to jest poprowadzone po łuku takiego geometrycznego koła przez kawałek później zmieniającego się w krzywą, ale ono jest odcięte od tej łąki spontanicznej no czterema szerokościami kosiarki, to myślę daje jakieś 150 centymetrów, może coś takiego i to jest taka fajna zacna ścieżka. Jak ja się nią lubię przechodzić, jak ja lubię po prostu iść koło tej sztywnej krawędzi łąki. Tu się pojawia tyle różnych rzeczy, tutaj po prostu bzyczy cała ta właśnie melodia tego ogrodu, latają motyle i tyle różnych kwiatów. Cały czas coś tutaj kwitnie i ciągle wychodzi coś nowego.
Także sprawia mi to dużo radości, a równocześnie jestem na tej bezpiecznej, komfortowej i szerokiej ścieżce trawiastej, która robi się coraz gęstszym dywanem, myślę, że w przyszłym roku to już będzie można swobodnie po tym chodzić na bosaczkę. No i tyle, skosić tam raz w miesiącu, raz na dwa tygodnie w intensywnych momentach może i nic więcej nie robić.
No i plewienie oczywiście, jeszcze tutaj z tym plewieniem mamy takie historie tam, gdzie ten ogród jest bardziej zasadzany innymi roślinami, tutaj nazywam go tak long border, czyli rabatę, którą założyłem z wysokich bylin, które potencjalnie mogą sięgnąć tam do dwóch metrów, metra wysokości i będą stanowić według mnie jakąś sensowną konkurencję dla tych roślin naturalnie wsiewających się, które też, przychodzę teraz koło nostrzyka albo jakiejś lebiody, to one mają spokojnie dwa metry i mnie prześcigują.
Także z takim zamysłem właśnie tego leniwego ogrodnictwa i bezobsługowości wybrałem największe rośliny, jakie tylko w ogóle Godlewski miał w ofercie, zasadziłem tutaj z takim pomysłem, że jak się nie będę tym zajmował, no to one jakoś dadzą radę i będę miał tutaj trochę takiego ciekawszego kwiecia, niż tylko to naturalne. A to też z tego powodu, że po prostu te ozdobne rośliny, one są bardzo efektowne i robią to wow, kwitną długo, mają żywe, intensywne, wyraziste kolory. A ponieważ jest ta rabata, która jest przy drodze dojazdowej, a drogę dojazdową współdzielimy razem z sąsiadami, mamy taką okoliczność, że jeżdżą po naszej działce. No to pomyślałem sobie i my też często spacerujemy po tej drodze, to jest dla nas droga techniczna, oczywiście korzystamy z niej, więc ja się często po niej poruszam, uznałem, że trzeba tam po prostu zrobić coś ekstra, co będzie sprawiać ludziom bardzo dużo przyjemności.
No i taki jest koncept, no i tylko pokrzywy tam plewie, akurat jeżyna się nie wsiewa, a może by się wsiewała, może by wyrastała, ale tam są położone te kartony przykryte zrębką. Jedna warstwa kartonów za 3-5 centymetrów zrębki, nie grubo, tak tylko, żeby ją przycisnąć ten karton. No i powiem Ci, że robi to naprawdę świetną robotę. To tylko tam gdzieś pomiędzy kartonami albo tam, gdzie ten karton nie leżał, no to tam faktycznie wybijają te rodzime rośliny.
I nauczyłem się już, żeby tego wszystkiego nie plewić, dlatego że one stanowią naturalną podporę dla nich, no bo jak te, które ja tam posadziłem, jakieś rutewki na przykład albo astry, no to one mają taką tendencję do wykrzywiania się do słońca, to akurat wystawa jest wschodnia, a od zachodu są duże drzewa, więc niektóre z tych roślin o na przykład liatry albo floksy, chociaż floksy są raczej sztywniejsze, ale liatry to się bardzo pokładają i idą w stronę słońca, tak samo te rutewki, no to trochę je podpieram jakimiś gałęziami, ale też właśnie te inne rośliny, które rosną obok nich, to jest dla nich oparcie.
Bo popełniłem tutaj taki błąd, że od strony właśnie wschodniej, w którą te rośliny zaczęły się wykrzywiać, ja sobie obkaszałem pas kosiarką, ponieważ chciałem tamtędy chodzić i patrzeć jak one rosną, ale tym samym właśnie zabrałem im to oparcie, te plecy, na których one mogłyby się położyć i one mi się zaczęły zupełnie jakby kłaść, no i właśnie gałęzie wykorzystałem, żeby tam zrobić podporę, ale teraz już nie koszę, tylko koszę znacznie dalej, bo sama jakby ta naturalna łąka jednak jest jakaś inteligentniejsza, jakaś taka, że się tak nie wykrzywia, żeby się miała wywrócić.
Może też wiatr ma na to wpływ, bo byłem tam przed chwilą. Chciałem sobie pooglądać i poopowiadać na bieżąco, patrząc na te swoje nasadzenia, ale jak tam zaczęło wiać między tymi drzewami. A zasialiśmy cisa z nasion, to kiedy ten cis wyrośnie, to jeszcze trochę minie, a tą czyż nie będziemy zakładać, to też zanim tam powstanie taka zasłona, nie wiem. Może ten wiatr, który wieje regularnie, to on sprawia, że te rośliny się tak pokładają, że ma to jakiś wpływ. No aż musiałem teraz pójść, bo się bałem, że mikrofon będzie za bardzo łapał właśnie takie podmuchy i przestanie być czytelne, co do ciebie mówię.
No i tak, tak, dużo tutaj eksperymentuję różnymi takimi rzeczami. Inne, które mi sprawiają bardzo dużo frajdy, to są różnego rodzaju struktury pionowe i znalazłem dwa cudowne tworzywa dla tych struktur. Cieńsze i grubsze patyki. Cieńsze patyki, no to takie powiedzmy do grubości nadgarstka, a grubsze patyki to stemple sosnowe i buduję tutaj z nich różne takie tymczasowe zasłony.
To jest absolutnie genialna rzecz, że możesz prawie że za darmo albo za bardzo małe pieniądze wymyślić sobie jakąś dosyć konkretną np. nie wiem, 3 metry na wysokość i 10 metrów na długość zasłonę i po prostu postawić ją w ciągu tam paru godzin i stwierdzić ok, podoba mi się, albo nie, nie podoba mi się, przeniosę ją, albo nie wiem, spalę ją, zrobię coś innego. To jest cudowne tworzywo testowe właśnie dla takich pomysłów strukturalnych, kompozycyjnych.
Stemple sosnowe, które mają długość 3 metrów plus minus, to różne można kupić i średnice tam powiedzmy od 8 do kilkunastu centymetrów, solidny kawał drewna, możesz łączyć gwoździami i robić z nich fenomenalne ażurowe struktury albo w ogóle budować różne rzeczy. Zrobiłem tutaj mostek nad naszą strugą i zrobiłem właśnie takie płotki, taką fantazję.
Coś takiego mi się przyśniło, żeby jak jako dzieci się bawiliśmy zapałkami albo kredkami i zazębialiśmy jedne o drugie, to żeby właśnie te stemple tak siadały na nierównościach terenu, który gdzieś tam się wznosi albo na jakichś opadłych konarach albo jakiś inny sposób i żeby tak jeden w drugi właśnie wchodząc stworzyły takie ażurowe konstrukcje. No oczywiście właśnie usztywnione gwoździami, jakimiś zastrzałami i tak dalej.
Ale powiem Ci, że to naprawdę tworzy bardzo prostym sumptem, szybkim czasem, bardzo takie sztywne, konkretne historie, na które można nawet swobodnie wejść i nic się nie dzieje. Można tworzyć miejsca wspinaczkowe dla dzieci albo właśnie jakieś osłony i sprawdzać, czy coś takiego ma sens.
No a inna taka konkretna zasłona, którą zbudowałem, która przyszła mi do głowy. Mamy tutaj takie warunki prawne, że teren jest rolny w planie zagospodarowania przestrzennego. To jest lokalne prawo dla miasta Krakowa i po prostu mówi, że nie można tu stawiać ogrodzeń, nie można się budować, w ogóle nic nie można. Także możemy robić takie rzeczy jak rolnicy, no to ogród sobie robimy oczywiście. Ale ponieważ nie możemy się grodzić, a chciałem stworzyć ten ogród wewnętrzny właśnie, taki trzydziestoparo arowy, taki bardziej intymny, no to wymyśliłem, że efekt osiągnę z jednej strony właśnie żywopłotem, a o tym opowiem Ci jeszcze potem o żywopłocie, a z drugiej strony właśnie stworzyłem taką, takiego węża z patyków.
I to jest jego nazwa oficjalna, a nie oficjalnie, to jest dżdżownica, która gdzieś tam się wyłania spod ziemi i jesteśmy wdzięczni za tą robotę. A w naszej ziemi jest masa dżdżownic kretów i dżdżownic, strasznie się z tego powodu cieszę, bo one dokonują właśnie tą wymianę składników pokarmowych w dół gleby, poprawiają to, jak głębsze warstwy gleby oddychają. No i oczywiście stworzą też tą strukturę kapilarną, która sprawia, że woda może od dołu podciągać do góry i stawać się bardziej dostępna dla roślin, nie? Także dżdżownice po prostu są moimi zwierzętami mocy.
I tutaj zrobiłem taką istotę, która unosi się jakiś metr nad ziemią, ma jakieś półtorej metra średnicy, jest takim po prostu cielskiem, które wije się przez około 30 metrów nad pagórkami, które usypałem i szkielet właśnie tego mam zrobiony z tych stempli sosnowych, natomiast cały wąż jest wypleciony z patyków różnej grubości, no od takich grubaśnych, powiedzmy 5 centymetrowych do coraz mniejszych, mniejszych, mniejszych, no aż do takich najmniejszych to oczywiście się nie używało.
Więc on na tych 30 metrach jest dosyć gęsty, no taki, że tam widać prześwity, ale taki, że już przyjrzeć się co się dzieje po drugiej stronie, to się nie przyjrzysz. Więc on pełni swoją funkcję i daje intymność i później jeszcze na jakichś kilkunastu metrach kontynuuje swoją podróż już taki bardziej ażurowy, już taki tylko zarysowany szkicowo. Aż w końcu znika gdzieś w zupełnie chaotycznych zasiekach gałęziowych i się rozprasza. No uważam, że jest to udane przedsięwzięcie.
I zrobiłem je, nagram na pewno o tym jakieś materiały wideo, ale zrobiłem je z taką, no długo było planowane, miało szereg prototypów, tak, z długą ścieżką projektową, realizacyjną. Projekt zaczął się mniej więcej rok temu, eksperymentowałem z różnymi historiami, robiłem sobie modele w Sketchupie, na jesieni objechałem okolice w promieniu paru kilometrów i inwentaryzowałem sobie na mapce Google’a kępy prostych patyków o długości tam od 3 do 5 i więcej metrów.
No i później cały styczeń jeździłem i przywiozłem tutaj dwadzieścia parę przyczepek, nie, przepraszam, równo dwadzieścia, bo to było męczące zadanie, ja już sobie odznaczyłem, myślałem sobie, że dwadzieścia mi starczy, no więc dwadzieścia przyczepek pełnych gałęzi, przytargałem tutaj do tego ogrodu, tak, i to później posłużyło jako tworzywo do zrobienia tego węża.
Właśnie patrzę na ostatnią kępę tych gałęzi i tak już mniej więcej wiem, gdzie jeszcze ją wepcham, ale w tym momencie, kiedy już jest środek lata, no to to już nie jest ten materiał co wcześniej, bo on się oczywiście robi suchy i robi się taki trzaskliwy, także trzeba go zużyć powiedzmy w okolicach tego pół roku od pozyskania.
No to jeszcze myślę, że go zużyjemy, a co nie zużyjemy to będzie stanowiło podpałkę do ogniska albo ściółkę wśród roślin, bo wszelkie martwe drewno też jest tutaj wykorzystywane. Robię takie właśnie usypiska z gałęzi albo bardziej chaotyczne, albo mniej uporządkowane właśnie w kontekście tych struktur pionowych albo osłaniania jakichś delikatniejszych bylin podczas gdy jest impreza, żeby tam dzieciaki nie pochodziły w coś co jest posadzone. No te patyki i te stemple to jest po prostu absolutnie genialny materiał, jakieś moje odkrycie życia, także cieszę się, że taki lekki, tani budulec można sobie wykorzystać do tej zabawy.
I naprawdę mnóstwo ze swoich pomysłów jesteś w stanie zrealizować swoimi rękami i to jest bardzo, bardzo przyjemne. Oczywiście do grubszych rzeczy można sobie brać asystentów czy jakichś tam pomocników, trzeba coś takiego konkretniejszego zrobić, ale spokojnie mając jakiś tam podstawowy zestaw maszyn i standardowy dostęp do wypożyczalni maszyn możesz utrzymać pół hektara takiego właśnie leniwie prowadzonego ogrodu opartego głównie o koszenie.
No już nie wiem co Ci jeszcze opowiedzieć, bo przyznam szczerze, że jestem w takim małym rozkojarzeniu, bo już jedną gawędę dla Ciebie nagrałem, ale niestety się skasowała, więc czy ja teraz to co chcę Ci powiedzieć to mówiłem w poprzedniej gawędzie, czy mówiłem na początku tej, trochę mi się tutaj mieszają porządki.
Ale powiem Ci z trochę innej bajki, że przytrafiła mi się taka życiowa okoliczność bardzo mocno rzutująca na sprawy profesjonalne, że z początkiem tych wakacji przekroczyłem 40 rok życia. I bardzo wiele w mojej percepcji, w moim nastawieniu, w mojej postawie się w związku z tym odmieniło.
Oczywiście to nie jest może jakaś rewolucja, że po tym dniu, chociaż przez to chyba, że wyczekiwałem trochę tego dnia, że nie mogłem się trochę już doczekać, aż to się stanie. To może po tym dniu to jakby też wiele zmian puściło, ale oczywiście do wielu aktualnych postaw mentalnych na przykład dojrzewałem już od dłuższego czasu i po prostu docierałem do tego punktu krok po kroku.
No ale jednym z tych punktów jest właśnie to, w jaki sposób traktujesz swoją pracę i to, że rozumiesz, że tworzysz ją dla klienta, tworzysz się z wykonawcą i to jest po prostu ścieżka wyciskana z trzech tubek, nie z jednej, nie tylko z Twojej. I Ty coś tam robisz i fajnie, że coś robisz, fajnie, że pomagasz ludziom, fajnie jeśli pomagasz ludziom, jeśli jesteś tym, który umożliwia, żeby ich rzeczy mogły się dziać i nie spina się na punkcie swojego ego, że tutaj ja muszę być najważniejszym twórcą i wszystko musi być zrobione tak, jak ja chcę.
Jeżeli coś jest ważne, to oczywiście o te rzeczy walczę, przestrzegam i tak dalej. A na koniec mówię do inwestorzy, no rób sobie jak chcesz, to jest Twój ogród, ja Cię nie będę do niczego zmuszał. I to jest jakby jeden z takich punktów, że nic na siłę i że w ogóle nie walczyć. I że w tym ogrodzie, który mam tutaj też w ogóle nie walczę, nie? W ogóle nie o to chodzi. Nie walczę z klientami, nie walczę z naturą.
Ja tylko wygospodarowuję sobie jakieś miejsce po to, żeby dostać to, co chcę, a to czego chcę to jest sanatorium. To ja chcę po prostu mieć tutaj ładowanie moich baterii, ja chcę mieć tutaj mój powrót do natury. Bo myślę, że w nowoczesnych ogrodach bardzo zapomnieliśmy o tym, że ogrody same w sobie są inspirowane miłością do natury. I znam wielu projektantów, którzy wyrośli właśnie z tej namiętności do dzikiej przyrody, a później obudzili się z ręką w nocniku projektowania betonowych pustyń i wysypanych żwirem, których mało co chcę żyć, a już i ludzie nie chcą tam nawet żyć.
Kiedy zaczynałem nagrywać tą gawędę, to znaczy ten pierwszy raz, kiedy zaczynałem, no to właśnie tak opowiadałem Ci o tym, że jak byłem młodszy, to nie znosiłem się powtarzać. I wręcz unikałem sytuacji, jak się zdarzało, że miałem dwóm osobom coś powiedzieć, to jak pierwsza przyszła, to jej nie mówiłem. Tylko powiedziałem, poczekaj jeszcze jak druga przyjdzie, powiem raz, bo ja nie lubię dwa razy.
Albo na przykład bardzo lubię materiały wideo, bo można też coś nagrać raz, a później każdy sobie może obejrzeć, kiedy mu pasuje i ile razy sobie chce i cofnąć i zapauzować i cokolwiek. No ale… A i jeszcze miałem też wielką taką… No może byłem zdumiony, jak nauczyciele mogą wiele razy powtarzać uczniom jedną i tą samą lekcję.
I coś się we mnie zmieniło, kiedy ja dobrnąłem do świadomości, że istnieje lekcja, którą naprawdę warto powtarzać wielokrotnie. I to jest taka, że naturalny ogród jest najlepszy. A naturalny to mam na myśli spontanicznie wydarzający się. Oczywiście, że pewne rzeczy aplikujemy i musimy je zaaplikować, ale jestem wielkim zwolennikiem tego, żeby wygospodarować tylko miejsce funkcjonalne dla siebie, a resztę naprawdę zostawić.
I to jest bardzo odważna koncepcja. Tej jeszcze nie odważyłem się przetestować na żadnym ze swoich klientów, bo oczywiście testuję różne pomysły na swoich klientach, które jedne się wydarzają z pozytywnym skutkiem, a inne okazują się kiepskimi pomysłami. Fajnie, że moi klienci za to płacą, natomiast tak musi być. To jest po prostu nieuchronna ścieżka.
Jak byłem młodszy, popełniałem więcej błędów, mniej wiedziałem. Ci, którzy mnie brali, płacili mniejsze pieniądze niż starszym i bardziej doświadczonym projektantom, ale chyba musieli się liczyć z tym, że będą musieli jakoś po mnie jeszcze posprawdzać. Im się zrobiłem starszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony, tym mniej popełniam błędów, mniej mam wtop. I można się spodziewać wyższej skuteczności moich porad.
Natomiast taki eksperyment, żeby zostawić coś zupełnie odłogiem, tak naprawdę na poważnie testuję dopiero u siebie, chociaż łąki samosiewne właściwie już mam w paru ogrodach i faktycznie to regulacja częstotliwością koszenia się pojawia.
Czy ja już Ci to mówiłem na początku tego, czy przy okazji poprzedniej, że w ogóle przestawiam się na taki sposób projektowania, w którym koncepcja od początku jest zakreślona strefami częstotliwości koszenia. Popatrz w ogóle, jaka to jest właśnie wspaniała wytyczna dla operatora Twojego ogrodu, dla kogoś, kto może Ci pomóc w jego obsłudze. Po prostu mówisz mu: Kość tam, gdzie już było koszone.
No tak, czy siak, powiem Ci za parę lat, jak to tutaj się u nas wszystko sprawdza pod takim rygorem codziennej obecności i regularnej obsługi. No ale mogę. Mogę to testować. I to jest coś, co Ci serdecznie polecam. Właśnie posiadanie jakiegoś swojego skrawka ziemi, który możesz wykorzystywać do pójścia w tą stronę, która intuicyjnie wydaje Ci się najciekawsza, która po prostu Cię pociąga, która gdzieś, gdzie jest położony ciężar Twojej pasji. Gdzie możesz testować rzeczy w żaden sposób nieskażone i nieobciążone komercją.
No i patrzę teraz na tego niecierpka, gruczołowatego. Ja spotkałem się w weekend z Przemkiem Sochańskim, który ma bardzo duże doświadczenie w naturalnych ogrodach. I mówię mu, że widziałem go, przyjrzałem mu się, stwierdziłem, nie wyrywam Cię. On mówi: Tak? To zaraz będziesz miał hektar tego. No zobaczymy. A zabrałem go do ogrodu, w którym mamy też kilkanaście hektarów lasu i polane koło hektara 100% zarośniętą nie słoneczniczkiem, tylko dwumetrową rudbekią.
Kiedyś tam był dom, więc sądzę, że przy domu był ogródek i ktoś sobie tą rudbekią uprawiał, ale dom już zostały tylko fundamenty. Ludzie dawno nie żyją, nikt się tym nie zajmował. No i roślina metr po metrze, a może trochę szybciej, zajmowała sobie to miejsce. No i to też jest taki moment, w którym przyglądam się tym roślinom inwazyjnym i próbuję wyrobić sobie stanowisko.
Nie mogę powiedzieć. Polana została zdominowana przez tamtą rudbekię. To nie znaczy, że inne rośliny tam nie rosną. Tam rośnie bardzo dużo innych roślin, też w zależności jakie są warunki, czy jest więcej, czy mniej światła, czy jest mniej czy więcej wody. Tam w ogóle mamy źródlisko, więc mega ciekawe warunki się pojawiają. No to ona jest, albo jej nie ma, albo pojawiają się inne gatunki.
I wiem, że osoby takie jak Mikołaj Siemaszko czy Wojciech Zarzecki, jakby to zobaczyli, czy Łukasz Łuczaj tak samo, jakby to zobaczyli, to od razu by powiedzieli, że tutaj rośliny inwazyjne wypierają naszą rodzimą florę. Ale patrzę na to i myślę sobie, to jest przecież jakiś moment, to jest jakieś mgnienie w historii życia roślinności na planecie Ziemia. I to, że my tutaj mamy jakąś polankę zarośniętą przez tę dzielną roślinę, która poradziła sobie, która się rozsiała, która właśnie chce osiągnąć jakiś skutek populacyjny, jakiś skok populacyjny, to my ją tutaj mówimy, że ty tu jesteś nieproszona, bo ciebie tutaj nie było, odkąd my pamiętamy.
No bo co to znaczy, że roślina rodzima? No żadna nie była, nie jest rodzima od zawsze, tylko też od kiedyś jest rodzima, jest rodzima odkąd my to monitorujemy. Więc jest to jakiś po prostu efekt działań naukowych człowieka, że my pewne rośliny nazwaliśmy rodzimymi. A pewne rośliny przeszkadzają nam w naszych funkcjach i są na przykład za wysokie, my z nich nie widzimy, albo zarastają rośliny, które byśmy chcieli zjadać i one mają mniejsze plony, albo coś w tym stylu, nie?
I ja rozumiem oczywiście i się często spotykam z sytuacjami, gdzie na przykład rdestowiec zarasta ogród, no i co robić, nie trzeba z tym walczyć, a walka z tym jest bardzo ciężka, ponieważ no trudno jest zwalczyć rdestowca. Ale a propos rdestowca i możliwości jego wykorzystania, polecam Ci odwiedzić knajpę Eszeweria na Józefa w Krakowie, której ogródek wewnętrzny jest cały zarośnięty rdestowcem, poza obszarami, gdzie stoją stoliki i są chodniki, które są po prostu wydeptane i ten rdestowiec nie ma prawa się tam przedostać. Natomiast całość jest w takim rydestowcowym gaju. Bardzo ciekawe wrażenie.
No ale niecierpka, nie wyrwałem i będę obserwował sytuację. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że on tutaj mi zrobi taki bałagan, ale z drugiej strony też jest w tym miejscu, które zostało przeznaczone do skoszenia jesienią, no ale zdąży się wysiać wcześniej, zdąży się wysiać. Czy on tutaj przebije się przez resztę rzeczy? No jak się bardzo przebije, to najwyżej go powyrywamy, jak stwierdzimy, że nam za bardzo przeszkadza. Najwyżej wezmę ekipę i go po prostu stąd skasuję albo go spryskam octem, no bo przecież nie randapem. No zobaczymy. Na razie jednak pozwalam mu tutaj żyć.
No powiem Ci jeszcze o bobrze, bo z borem to są niezłe przeprawy. No więc mamy nasz rów melioracyjny. No rów prosty jak strzała, taki ordynarny. No ja go troszeczkę tam podmodelowałem koparką, porobiłem mu jakieś przegłębienia, jakieś historie poszarpania brzegów. Nie za wiele, no może można by było jeszcze trochę w tym temacie poprawić. To zobaczymy.
Ale mamy tego bobra. I bóbr tworzy swój czop, swój, tak to nazywam, dlatego że tam jest akurat taki betonowy kanał pod wiaduktem i on buduje tamę w tym kanale, co nie jest szczególnie trudne. Fantastycznie, to na Instagramie już niejednokrotnie pokazywałem. Układa długie patyki wzdłuż, takie długie, mocne, wielkie patyki, które stanowią szkielet, a później w poprzek układa dużo drobnych patyków i zakleja to wszystko błotem.
Robi to bardzo skutecznie, także rozwalić tą tamę, tam próbowałem wsadzać na różnych głębokościach rury, żeby spuścić poziom wody. Wcześniej, już tego nie robię, po prostu przyjechały służby, wyczyściły całą tamę razem z moimi rurami. Mogli mi te rury zostawić z boku na przyszłość, a oni nic. Nie będę płacił za po prostu rury czy po raz kolejny, zwłaszcza, że z tymi rurami, też one musiały być. No i nie będe płacił za rury 150-tki czy 200-tki po raz kolejny zwłaszcza, że to z tymi rurami też ona musi być bardzo długa.
Doszedłem do tego, że na końcu, żeby zrobić kolanko i drugie kolanko, żeby bubur nie wiedział, że ta woda wpływa tak, bo jak on się kapnie, że ona wpływa ze strumienia do tej rury, to on ją zaklei. A jak zrobiłem wlot z drugiej strony, czyli tak przeciwnie, żeby go trochę oszukać, to zauważyłem, że odłamał cały metrowy kawałek rury, ale nie do końca, zablokował, założył gałęziami, a później chyba nie wiedział, gdzie ta woda płynie i tak to zostawił. I miałem jedną rurę, która działała. No to widzisz, taki eksperymenty z tymi historiami, to już sąsiad dawał rury, to już tutaj testujemy od dawna, żeby utrzymać poziom wody na fajnym poziomie.
No teraz w środku lata właśnie jest taki fajny poziom, bo akurat tama była, bo akurat popadało i ten poziom się ustanowił. U nas na sąsiednim polu, co sąsiad oczywiście nie jest tego zadowolony, bo on tam uprawia jakieś swoje zboże teraz, no ale powiedzmy, u nas na naszym rowie melioracyjnym i na rowie melioracyjnym, który jest przy nasypie kolejowym, który jest 4-5 metrów od naszej granicy działki, po całej długości działki.
Nasza działka jest taka, trójkąt, taki długi trójkąt, więc od całej wschodniej strony mamy wodę, która stoi w rowie i powolutku tam nasącza nam te wszystkie warstwy glebowe, a gdyby tamy bobrowej nie było, to z kolei działałoby to odwrotnie, czyli byłby odpływ i cała woda grawitacyjnie spadałaby z naszej działki w dół, w dół, do rowu i przez ten rów byłaby osuszana. Także ja z tego bobra się niesamowicie cieszę, ponieważ mam wysoki poziom wody podskórnej dostępnej dla roślin i ona mi podsiąka i to jest absolutnie kapitalna rzecz.
Samo zwierzę to tam mnie mniej interesuje, chociaż widziałem go pod lodem, faktycznie duże jest bydlę, ale to tam inni chodzą w nocy z latarkami go obserwować i sprawdzać, jak żyje Pan Bóbr. On się w ogóle nie boi, on się daje im pokazywać. Drzew na razie jeszcze nie ścina. No ale niby mieliśmy bobry w rodzinnym ogrodzie, bo tam też mamy staw i były tam historie, że część roślin w ogrodzie żeśmy potracili, ale przyznaję, że jest tutaj w tym ciągle jakiś element niespodzianki.
Ciągle się zastanawiam, czy mnie bóbr jeszcze zaskoczy, czy woda będzie, czy wody nie będzie i tak dalej, i tak dalej. Jeszcze na razie się nie obawiam o drzewa, jeszcze niczego nie siatkuję, ale równocześnie a propos tego właśnie leniwego ogrodnika cały czas i pozostawiania naturze wolnej ręki, to ja sobie myślę, że jakby ten bóbr mnie wyręczył i wyciął w lesie kilka tych topól, to ja bym się ucieszył, bo on by wpuszczał trochę więcej światła, może bym trochę więcej bylin mógł tam pouprawiać. Zresztą to drewno to też później fajnie, bo to się wykorzysta.
A jak ja mam decydować o tym, które drzewo przeciąć, no to tak kurczę, nie wiem, nie potrafię się zdecydować. Wszystkie są równie fajne. Nie daj Bóg, ja zacznę wycinać i robić prześwietlenie, a później on zacznie i w ogóle nie będzie już całego lasku, więc trochę tak czekam na niego, aż on to po prostu zrobi.
No i tyle już takich historii. Nie będę ci więcej tutaj relacjonował, ale mnóstwo jest takich opowieści, w których stajesz się jakimś uczestnikiem i pojawia się właśnie wewnętrzna decyzja, co z tym zrobić, a ja mówię nic nie będę robił. I to jest piękne, powiem ci, że to jest piękne. Bo tym samym coś zyskujesz, zyskujesz czas na to, żeby się w tym ogrodzie wyłożyć i zregenerować i po prostu być, albo zrobić imprezkę, poczytać sobie książkę, ale po prostu nie musieć w nim pracować, nie musieć w nim pracować.
Taka jest koncepcja, żeby to był ogród naturalny, a przy tym on właśnie daje to, co w SAK-u na wszystkich konferencjach jest tak głośno podnoszone, daje bioróżnorodność. Ja tu mam 200 taksonów jak nic na razie, tylko spisanych, rozpoznanych, no na pewno się tam wielu pomyliłem, ale tak czy siak daje to fajną liczbę. Mam tu mnóstwo tego latającego i innego życia i wiem, że po prostu z czasem będę mieć coraz więcej.
Więc czuję, że moja koncepcja ogrodu minimalnego, bo cały czas o takim to mówimy, to jest po prostu strzał w dziesiątkę, że właśnie takich ogrodów potrzebujemy, że ludzkość potrzebuje takich ogrodów, bo one mogą odbudowywać po prostu tą zdrową tkankę planety, którą tak bardzo zniszczyliśmy. Dla człowieka minimum, a resztę naturze.
No albo ci się to podoba, albo ci się podoba co innego, ale jeśli zajmujesz się projektowaniem, zakładaniem ogrodów, to jakiś swój ogród miej, bo to ci się naprawdę w kolejnych latach, dekadach twojego życia opłaci, gwarantuję ci to.
I z takim miłym, motywującym, optymistycznym akcentem dziękuję ci serdecznie za dzisiejszą uwagę i do usłyszenia następnym razem.
Jesteś projektantem?
Cenisz nasze merytoryczne publikacje? Zapraszamy Cię do wspólnego rozwoju, biznesu i integracji.
Jesteś właścicielem działki?
Szukasz wsparcia przy aranżacji ogrodu?
Zajmujemy się kompleksowo procesem projektowo – wykonawczym. Wypróbuj możliwości naszego zespołu.
Szukasz czegoś innego?




