Ile węgla może zmagazynować Las Miyawaki?
10 stycznia 2024Projektowanie ogrodów skoncentrowane na życiu
28 stycznia 2024O tym jak myśleć o dzieciach w ogrodzie i projektować ogrody zabaw | Że najlepszym ogrodem dla dzieci jest dżungla a najlepsze zabawki to patyk i kamyk | Że warto zaszczepiać dzikość w ogrodach prywatnych i publicznych | Jaki jest idealny proces zaprojektowanie placów zabaw i dlaczego warto je projektować | Co lubią i czego najbardziej potrzebują dzieci | O dobrej ścieżce specjalizacji, podążaniu za pasją i płynących z tego benefitach | O tym żeby nigdy nie ustawać w rozwoju własnym i wspierać się na barkach innych
Trzynasty odcinek audycji Gawędy Ogrodnicze
Posłuchaj na swoim playerze:
Przejdź do podstrony podcastu:
Transkrypcja podcastu
Cześć, dzień dobry. Witaj w czternastej gawędzie ogrodniczej. Pierwszej w tym roku, w . I teraz mogę powiedzieć, że w podcaście profesjonalnym. Ponieważ niedawno, po tych kilkunastu odcinkach, zbudowałem już taką świadomość tego, co chciałbym stworzyć, w jaki sposób chciałbym mówić, do kogo mówić, więc jest to podcast profesjonalny, skierowany do projektantów ogrodów. Jeszcze przez jakiś czas myślałem, że mówię do inwestora z zacięciem projektowym i oczywiście, jeśli jakiś inwestor będzie chciał mnie słuchać, będzie mi bardzo miło, jeśli mogę podzielić się swoją wiedzą w szerszym gronie. Ale jednak te kompetencje, które zgromadziłem i to, w jaki sposób chcę je oddawać dalej, związane z projektowaniem ogrodów, to było mi potrzebne, żeby bardzo świadomie wiedzieć, do kogo mówię i ta dychotomia, że trochę do inwestora, trochę do projektanta, jakoś mnie męczyła.
Jestem już zawodowcem przez jakiś czas i zgromadziłem tej wiedzy sporo. I jest to bliskie mojemu sercu, żeby przekazywać wiedzę dalej, dzielić się nią z młodymi, a nie tylko młodymi oczywiście, którzy będą odpowiadać za to, jak ten nasz świat będzie wyglądał dalej, żeby uwrażliwiać ich na to, co jest wartościowe, żeby pomagać im wytrwać w tym zawodzie, ponieważ czasem nie jest łatwo dojść do takiego pułapu, w którym człowiek czuje się spokojny i bezpieczny i wie, że to jest dobre i że warto to kontynuować.
Projektowanie ogrodów jest trudną sztuką i nie ma nas wielu w naszej grupie zawodowej.
Nie ma też wielu takich projektantów ogrodów, którzy gryzą trawę. Nie jestem fanem piłki nożnej, więc niedawno dopiero usłyszałem ten związek frazeologiczny oznacza granie z ogromnym zaangażowaniem, pasją i poświęceniem. Więc jeżeli znajduję w swojej branży albo w branżach pokrewnych kogoś, kto działa w taki sposób, a Ania Komorowska zdecydowanie jest profesjonalistą, który gryzie trawę, więc chcę oddać hołd i przybliżyć jej doświadczenia innym, rozpopularyzować jej działanie, chociaż myślę, że Ania na brak popularności nie narzeka, a czemu, to powiem Ci jeszcze więcej w dalszej części.
Też tytułem takiego ogólnego wstępu zdecydowałem, że będę w ramach gawęd ogrodniczych prowadził także cykl mistrzowski. Kilka już takich odcinków się ukazało z mistrzem Szumilasem, z mistrzynią Górą, teraz jest z mistrzynią Komorowską, więc nadal w ramach swoich kontaktów, swojej wiedzy będę takie wywiady przeprowadzał. Na tej podstawie opracowuje reportaż, wyciągając to, co udało mi się dowiedzieć, co ta osoba takiego wartościowego, inspirującego mi przekazała, co uważam, że może wzbogacić Twoją osobę jako projektanta ogrodów. A jest to trudna praca, której rozwój nigdy się nie kończy, im więcej wiesz, tym jesteś lepszy, im głębiej wchodzisz w ogród, tym bardziej uzmysławiasz sobie, że jeszcze tyle jest do poznania i dowiedzenia się, także zdecydowanie warto dzielić się wiedzą. Nie warto jej trzymać dla siebie w jakiś taki sposób zaborczy, jestem absolutnym fanem open source, tak jak w informatyce uważam, że powinniśmy wszyscy swobodnie dzielić się tym, co wiemy i dzięki temu budować jeszcze większą wiedzę i kompetencje.
Prawdopodobnie u Ciebie jest tak samo, jak i u mnie, że każde spotkanie z klientem to jest spotkanie edukujące, klienci, którzy zakładają ogrody, często nie mają zupełnie zielonego pojęcia o tym, co ich czeka, czasami tylko ze względu na dzieci właśnie kupili działkę i postanowili urządzić ogród, a ich całe życie do tej pory przebiegało w bloku, wychowali się w bloku, dorosłe życie mieszkali w bloku i pierwszy raz zakładają ogród, wobec tego musimy im tłumaczyć od samego początku mnóstwo rzeczy, dlatego uważam, że im więcej tej wiedzy rozchodzi się, im więcej my jesteśmy lepsi jako profesjonaliści, im lepiej możemy ludziom przedstawiać mądre kierunki działania, takie, które i służą im, i służą środowisku. Im więcej oni sami też zdają sobie sprawy, im więcej tej wiedzy przekazujemy dalej, właśnie nie dzielimy się, nie trzymamy jej przy sobie, tym lepiej. Tą energię trzeba puszczać i tę wiedzę trzeba puszczać.
Ania Komorowska cudownie dzieli się wiedzą, zresztą nie wiedziałem nawet, znaczy no, gdzieś tam mi coś świtało, ale w ogóle Ania prowadzi podcast, co jest dla mnie szalenie inspirujące. Oczywiście teraz jak porozmawialiśmy to zacząłem googlać o tym, co Ania robi w internecie i znalazłem jej ponad odcinków, podcast zatrzymała i jest to dla mnie bardzo inspirujące, ponieważ ja zaczynając ten podcast postanowiłem sobie, że okej, zrobię taki projekt, zrobię odcinków, więc jestem zupełnie na początku swojej drogi, Ania jest już po tej swojej drodze. Może zresztą też w środku, bo przeczytałem, czy już posłuchałem w ostatnim odcinku podcastu, że zmienia się on w podcast wydawniczy, ale z drugiej strony rozmawiając z Anią też słyszałem, że ma teraz jakieś nowe plany, jeśli chodzi o swoje aktywności życiowe, więc trudno za nią nadążyć. To jest też taki element, który mi się strasznie podoba, o tyle, że po prostu mam podobnie, a miło jest spotkać człowieka, który ma podobnie, no bo u mnie też się wszystko po prostu dynamicznie zmienia, różne rzeczy mnie fascynują i idę w jedną stronę, coś osiągam, dowiaduję się, znudzę się tym i idę w kolejną stronę, także ciągle szukam jakichś nowych wyzwań, nowych inspiracji, nowej wiedzy i Ania podobnie.
I ta ciekawość świata, ta dociekliwość, ta chęć właśnie rozwijania się, to jest myślę taka cecha, którą warto w sobie pielęgnować, kiedy jest się projektantem ogrodów. No bo to jest trudna praca, której nie da się osiągnąć takiego statusu, że ok, skończyłem studia, ok, przeczytałem dość książek, ok, dowiedziałem się wszystkiego, teraz jestem już mądry i teraz już będę wszystko wiedział. Nie, ta praca na każdym kroku uczy pokory, tak, roślinność, którą uprawiamy uczy pokory, o czym pięknie rozmawialiśmy i z mistrzem Szumilasem, i z mistrzynią Górą. I klienci uczą nas pokory, i pogoda uczy nas pokory, i samo życie, ile my sobie wymyślamy, a ile z tego nam się udaje, mimo tego, że jesteśmy już mocno kompetentni. Man plans, God laughs. Człowiek planuje, a Bóg się śmieje. To jest podsumowanie życia zawodowego projektanta ogrodów, a może człowieka po prostu.
No ale tak, nie rozmawiałem z Anią za wiele przez lata, odkąd się poznaliśmy, a poznaliśmy się, sądzę, że w okolicach roku -, ponieważ wtedy prowadziłem plac Kulasa, plac sprzedaży roślin za Wydziałem Ogrodniczym Akademii Rolniczej. Pamiętam, że Ania tam przyjechała z mężem na skuterku i poznaliśmy się wtedy i bardzo miło nam się rozmawiało. Od razu poczułem wtedy sympatię, i obserwowałem później jej dokonania, byłem odbiorcą newslettera, chociaż, tak jak Ci mówiłem, nie wchodziłem bardzo głęboko, a to dlatego, że Ania jest jednak architektem krajobrazu, jej specjalizacja dotyczy terenów publicznych, ja z kolei jestem w specjalizacji projektanta ogrodów, więc mijamy się trochę w tych kompetencjach, w tych point of interest.
Ale to, co nas łączy, to są oczywiście dzieci, teraz już własne, które okazało się, zresztą mamy w podobnym wieku, bo mój najmłodszy syn ma lat, a Ani chłopcy mają i . Natomiast dzieci jako zawodowców interesują nas oczywiście bardzo, ja często projektuję ogrody dla właśnie rodzin z dziećmi, tak jak powiedziałem, często to właśnie dzieci są tym impulsem, żeby założyć ogród. Ania z kolei jako architekt krajobrazu specjalizuje się w projektowaniu placów zabaw, a dokładniej jest projektantką naturalnych placów zabaw. Jest również pedagożką, myślę nie tylko z wykształcenia, ale też tak wewnętrznie, po prostu ma niesamowity talent dydaktyczny, co możesz zobaczyć w podcaście, ale też na grupie, na facebooku.
Zresztą jak rozmawialiśmy, też byłem świadkiem takich momentów, w których do Ani podlatuje syn, który coś chce i ona natychmiast poświęca mu swoją uwagę, oddaje mu się, ponieważ dzieci są dla niej ważne. I to właśnie przez ten priorytet potrafi zajmować się tym naprawdę dobrze. Nie znamy się bardzo blisko, ale jestem przekonany, że jest świetną mamą, podobnie jak jest świetnym projektantem naturalnych placów zabaw. Zresztą napisała w roku książkę pod tytułem “Ścieżka Bosych Stóp. Trzy drogi do naturalnych placów zabaw”, w której szczegółowo opowiada, jak takie place zabaw konstruować, z czego mogą się składać.
Na wstępie pisze, w jaki sposób ta przygoda się zaczęła. “Spacerowaliśmy ulicami Berlina, szukając jednego z nowych parków, które mieliśmy na liście do zwiedzania. Dość zwarta zabudowa, a w niej luka. Pusta, z architektonicznego punktu widzenia, narożna działka, a na niej jakiś dziwny twór. Kupa zieleni, otoczona niskim, betonowym murkiem, malowanym w geometryczne wzory. Furtka otwarta, w pobliżu regulamin placu zabaw. Wydaje się, że można wejść. Wśród zieleni niewielki plac zabaw. Niby wszystko jest po staremu – zjeżdżalnia, domki do zabawy, coś do kręcenia i coś do huśtania. A jednocześnie wszystko inne. Do zjeżdżalni na pagórku byłam przyzwyczajona. W Niemczech, gdzie spędziłam dwa lata studiów, to powszechne rozwiązanie. Hamaki też spotykałam. Domki do zabawy indywidualnie zaprojektowane również nie były dla mnie nowością. Zaskoczeniem była gigantyczna rzeźba makówki, która kręciła się wydając charakterystyczny dźwięk, ale to nie o nią chodzi. Po pierwsze, cały teren dosłownie tonął w zieleni. Trudno powiedzieć, że była ona jakoś specjalnie zaprojektowana. Po prostu była wszędzie. Wzdłuż ogrodzenia, między zabawkami. Bujna i kwitnąca. Po drugie, ukształtowanie terenu – pagórki i układ urządzeń był ściśle powiązany. Można było odnieść wrażenie, że nagle przenieśliśmy się na jakąś tajemniczą wyspę. Drewniana kładka przerzucona nad piaskową rzeką, a na niej drewniana łódź. Domki na palach do zabawy, przed nimi piaskownica. Gdzieniegdzie rzeźby małp, drewniany tunel, a do tego hamaki i wieloryb.”
Taki właśnie naturalny i autentyczny zachwyt z towarzyszy Ani, kiedy zajmuje się zagadnieniem, które najbardziej ją pasjonuje i to jest pierwsza nauka, którą na pewno warto wyciągnąć z jej przykładu. Znajdź to, co kochasz. Zajmuj się tym, co sprawia ci prawdziwą pasję. A wtedy będzie cię to pochłaniać. A zdobywanie nowej wiedzy nigdy nie będzie trudem, będzie po prostu fascynującą przygodą. I wszystko, co będziesz robić, będzie podporządkowane realizacji tej wizji. I stawaniu się lepszym, tak jak właśnie – napiszmy jeszcze książkę, poprowadźmy bloga, stwórzmy podcast i opowiedzmy o tym więcej.
Właśnie w tym podcaście jest też fantastyczna rozmowa z naszą wspólną znajomą Oleną Zapolską na temat dobrych roślin na plac zabaw, w którym poruszają wiele wątków, m.in. ten, że warto dzieciom dać odczuć na własnej skórze, że roślina też potrafi się obronić i że niekoniecznie trzeba ją beztrosko krzywdzić i że nie trzeba unikać w ogrodzie roślin kolczastych. Rozmowa zresztą jest bardzo szeroka, porusza różne zagadnienia filozofii życia i mam bardzo podobne zdanie w wielu punktach do obu pań. Myślę, że w ogóle to, o czym rozmawiałem w tym odcinku prezentuje taką mądrą drogę życia, głęboko rozumiejącą nasze zależności od praw natury. Możesz tego posłuchać w jednym z pierwszych odcinków. Numer – .
W tej też rozmowie Olena mówi taką piękną rzecz. Chaos? Nie, właśnie bioróżnorodność. To mi się strasznie spodobało, bo ja właśnie jestem taki chaotyczny i też mówię do Ciebie w taki sposób nieco rozbiegany, bo jeszcze przypominam sobie, żeby powiedzieć Ci o tamtym i jeszcze o czymś innym, posiłkuję się notatkami, które sobie przygotowałem, ale ciągle coś do mnie wraca, co jeszcze wartościowego mógłbym Ci przekazać, żeby wzbogacić Cię w tej krótkiej pigułce tego odcinka, w którym mnie słuchasz.
No i to znowu wychodzi to z mojej fascynacji, a z fascynacji Ani wychodzą różne inne ciekawe tematy. Na przykład Anie fascynuje temat uniwersalnych placów zabaw, które są dopasowane dla dzieci nie tylko z różnymi niepełnosprawnościami, ale też, opowiadając o tym w innym odcinku podcastu, wskazuje, jak ważne jest, żeby taki uniwersalny plac zabaw był też dopasowany dla dorosłych. Jeżeli montujemy huśtawkę, no to zróbmy ją większą, tak żeby można było posadzić tam też większą pupę. Doskonała rada. Ile razy byłem ze swoim dzieckiem na placu zabaw i on się huśta, a ja nie mogę. Co to za zabawa?
Zwróć też uwagę na to, co wspomniałem wcześniej i wyciągnij z tego naukę, jak ważne jest to, żeby tej przyrody było jak najwięcej, powiem o tym później jeszcze w innym kontekście, ale żeby jak najwięcej było zieleni w tej przestrzeni, którą przeznaczamy dzieciom. Ja wychowałem się na wsi, wiem coś na ten temat. Ania wychowała się w mieście, ale też miała mnóstwo kontaktu z naturą. Zresztą w czasie, kiedy była młodsza, Kraków też był mniej zabudowany. Jej rodzinne strony to okolice Lasku Borkowskiego i tam tych stron Krakowa, które były znacznie bardziej dzikie niż dzisiaj. Niestety nasze dzieci, które chowamy w mieście, nie mają już takiej możliwości swobodnego buszowania po jakichś zaroślach i zagajnikach, więc musimy im to zapewniać.
A możemy im to zapewnić oczywiście jako rodzice, wywożąc je gdzieś. Możemy im to zapewnić jako profesjonaliści, swoim dzieciom, dzieciom naszych klientów, projektując jak najbardziej bujną zieleń na tych placach zabaw. Właściwie ideałem, o czym też Ania wspomina i w podcastu, i w rozmowie, jest dżungla. To jest najlepszy plac zabaw, jaki tylko może być. Co ciekawe w dżungli, czy też w lesie, tak dużo się dzieje, a jednak ma ona na nas wpływ kojący. Na jakimś elementarnym poziomie jesteśmy tak skonstruowani, że kiedy mamy kontakt z lasem, to wyciszamy się, uspokajamy. Co zresztą dzisiaj jest bardzo dobrze znane pod nazwą kąpieli leśnych czy terapii lasem. Więc nasze dzieci, które dzisiaj są przede wszystkim przebodźcowane, podobnie jak my jesteśmy przebodźcowani, potrzebują tego wyciszającego kontaktu z naturą.
Bo jak się dzisiaj wychowuje dzieci? Jakie mamy wyzwania jako rodzice? Na pewno dzisiaj, w przeciwieństwie do na przykład czasów, w których my byliśmy z Anią wychowywani, rodzice zwracają znacznie większą uwagę na dziecku. Rodziny są mniejsze, często mają jedno dziecko. Rodzice mają często też elastyczny czas pracy albo pracę zdalną. Więcej jesteśmy z tymi dziećmi. Więc obserwujemy taki problem, że dzieci mają trud w zajęciu się same sobą. Scenariusz do zabawy zapodaje dorosły, są przyzwyczajone, że ktoś się nimi zajmuje. Nie umieją spędzać czasu razem z drugim człowiekiem, ale obok tego drugiego człowieka. To “Mamo nudzę się”, dzisiaj skutkuje takim natychmiastowym zajęciem się dzieckiem. Kiedyś skutkowało, nie zawracaj mi głowy, idź pobawić się na podwórko. Dzisiaj dzieci nie potrafią się nudzić, ponieważ natychmiast na to nudzę się, dajemy im coś.
A to nie jest nasza odpowiedzialność jako dorosłych, jako rodziców, żeby zaspokoić ich potrzebę uwagi. One same mają znaleźć sobie zatrudnienie, więc potrzebujemy ich gdzieś zabrać. Najlepiej potrzebujemy ich wyrzucić z domu na plac zabaw. Tutaj rozmawialiśmy o tym, że zamknięte osiedla generalnie są okej, dlatego że dają poczucie bezpieczeństwa. Można właśnie wyrzucić dzieci, które tam biegają się, bawią w granicach takich osiedli i nie musimy się martwić tym, że coś je przejedzie, ponieważ ludzie uważają, też mają swoje dzieci. A czasami nawet nie można wjechać do tego osiedla samochodem. Ale że generalnie ważną rolę odgrywają okolice, osiedlowe boiska, parki, punkty, gdzie dzieci z okolicy mogą się zbiegać i mieszać. Trzeba tam zaprowadzać dzieci, żeby je socjalizować i żeby mogły doświadczać różnych sytuacji, które będą dla nich przygotowaniem dla dorosłego życia.
Ania pięknie opowiada o tym, że dzieci w różnym wieku, pomijając jakieś ekstremalne przypadki, które zdarzają się rzadko, jednak prezentują takie samorzutne procesy opiekuńcze, że potrafią dostosować swoje zachowania, żeby nie krzywdzić się nawzajem, jeżeli np. są w różnym wieku, że uważają na siebie. Według mnie w dzisiejszych czasach znacznie rzadsze jest naśmiewanie czy wyszydzanie i znacznie częściej wśród dzieci panuje życzliwość i tolerancja. Myślę, że to też jest związane z tym, w jaki sposób chowamy dzieci, że dużo z nimi rozmawiamy i przekazujemy im takie dobre wartości, jak warto traktować innych. Ale samo przekazywanie tych wartości nie jest wiele warte, jeżeli nie będzie okazji, żeby je spraktykować.
Więc nie umniejszam wartości tych zewnętrznych placów zabaw, tych wspólnych, natomiast chcę dzisiaj powiedzieć przede wszystkim o tym, w jaki sposób możemy urządzić przestrzeń zabaw dla dzieci w naszym prywatnym ogrodzie. A żeby zrobić to dobrze, to musimy dobrze znać dzieci. Więc czego takiego potrzebują dzieci? Przede wszystkim potrzebują eksplorować świat. Dzieci mają instynkt samozachowawczy i ufajmy im, bo one potrzebują doświadczyć prawdziwego życia. Muszą dotknąć, muszą złapać, muszą coś zniszczyć, żeby zobaczyć, jak to się zachowuje. Muszą się wspiąć i czasem muszą spaść. Czasami muszą też coś wpakować do buzi, żeby się przekonać, że nie trzeba tego gryźć i połykać. Jak na przykład gałązki z cisa. Na moim blogu możesz znaleźć już dość stary artykuł, który napisałem kiedyś, przekonując pewnych inwestorów, żeby nie rezygnować z cisa na placu zabaw.I żeby tego dowieść, poszedłem i urwałem gałązkę cisową i próbowałem ją zjeść. Jest to rzecz niemożliwa.
Oczywiście dzieci są różne, a więc na pewno nie trzeba specjalnie umieszczać w ogrodzie roślin trujących. Ale jeżeli weźmiemy książki, to dowiemy się, że tak naprawdę większość roślin jest trująca. Pytanie w jakiej dawce i pytanie, czy da się je zjeść, ponieważ w tych dzieci naprawdę bardzo mało zatruwa się roślinami. W przypadku cisa to przede wszystkim dlatego, że on jest po prostu koszmarnie gorzki. Więc nie rezygnujmy z roślin, które nam się podobają, które są wartościowe, tylko dlatego, że w tym momencie obawiamy się, że nasze dziecko się nimi zatruje. Lepiej postawmy na edukację i po prostu przypilnowanie tego dziecka do czasu aż osiągnie wiek, w którym ono już będzie to wiedzieć, będzie zrozumieć, będziemy spokojni, będziemy mu ufać. No wiadomo, że dwulatka, nie puścimy samopasu, żeby wszystko jadło, ale już pięciolatka czy siedmiolatka spokojnie można mu wyjaśnić słuchaj, ty z trującym tego nie możesz jeść, uważaj na tę roślinę, możesz się nią bawić, ale po prostu jej nie pakuj do buzi. I on to zrozumie.
Natomiast na pewno nie warto rezygnować z roślin, które mają kolce. Nie warto paranoicznie usuwać z życia i świata dzieci wszystkiego, co może im sprawić cierpienie, ponieważ cierpienie jest pierwszym nieodłącznym elementem życia, a po drugie ból jest sygnałem, żeby w jakąś stronę nie leźć, więc kiedyś muszą się tego nauczyć. Nie da się tego w żaden sposób opowiedzieć, a chowanie dzieci w sterylnych warunkach, w takich hiper bezpiecznych jest robieniem im wychowawczej krzywdy, ponieważ później będzie im się wydawało, że mogą wszystko i będą mieć zafałszowany obraz świata, w którym przyjdzie im żyć. No ale o tym dość.
Plac zabaw, czy też przestrzeń zabaw w ogrodzie, albo może inaczej ogród dla dzieci, musi dawać możliwość zabaw różnego typu. Ania wskazuje na to, że jest taki problem na placach zabaw, że u nas głównie się biega, najwięcej jest nacisku na ruch, co oczywiście jest ważne i jest potrzebne, ponieważ dzieci siedzą teraz przy ekranach, siedzą w szkole i potrzebują się rozruszać, więc w porządku. Ale są różne dzieci, a nawet te same dzieci w ciągu dnia mogą mieć różne potrzeby, więc poza boiskiem, czy też po prostu dużym trawnikiem do biegania, albo właśnie jakimiś ścieżkami, czy podjazdem, nad którym mogą jeździć na rolkach, czy na deskorolce, czy na rowerku, ważne są też strefy zabaw innego typu, dla spokojniejszych dzieci, albo na spokojniejsze chwile.
Jakiś domek, gdzie można pobawić się w dom, kuchnia, żeby pobawić się w gotowanie, nie tylko piaskownica, żeby też jedne dzieci mogły oddalić się od grupy hałaśliwej, zbyt ruchliwej, pobawić się bardziej po swojemu. Może mamy właśnie rodzeństwo i warto jest je oddzielić od siebie, jeden niech szaleje z jednej strony, może zaprosi jakichś znajomych z sąsiedztwa, a inny może gdzieś tam po cichu się bawić po swojemu na spokojnie. Albo po prostu raz będzie miał potrzebę takich bodźców, a kiedy indziej będzie miał potrzebę innych bodźców.
Więc kluczem do tego wszystkiego jest różnorodność tych zabaw, które oferujemy dziecku. Tu Ania wskazuje, sięga do swoich doświadczeń, że jest to szczególnie ważne dla dzieci z niepełnosprawnością, bo na takich zabawach ruchowych takie dziecko nie zintegruje się z innymi, że musi mieć inne opcje zabawy, gdzie właśnie można się wyciszyć, gdzie nawet te ruchliwe dzieci też mogą przyjść, ale tam nie będą miały pola do takiej właśnie aktywności i będą mogły spędzać czas razem i bawić się i mieć świetny czas ze sobą.
Ta różnorodność też warto, żeby znalazła taki wyraz w różnych typach zabaw. Możemy oczywiście zrobić jakąś część takich zabaw czystych, gdzie można powiedzieć Idź, pobaw się, zanim jeszcze nie wyjechaliśmy, tylko czasem się nie upapraj. Ale potrzebne są też miejsca brudne, w których można się upaprać. Potrzebne jest właśnie błoto, w którym można zrozumieć lepiej fizykę rzeczywistości. To, o czym mówiłem wcześniej, że idealny plac zabaw to dżungla. Potrzebne są właśnie takie miejsca naturalne, w których można znaleźć patyki, w których można poskakać po kamieniach, jakiś głazach i w których jest błoto po deszczu, a nawet specjalnie zapodane, bo jest jakiś kran albo można je przynieść w konewce i bawić się tam bez udziału dorosłych. To Ania bardzo gorąco poleca, żeby oddawać dzieciom sprawczość i w taki sposób projektować przestrzeń, aby jak najmniej ją dla nich urządzać. Aby wymyślić z góry to, że oni sami będą ją meblować.
Podaję tutaj przykład Stanów Zjednoczonych, w których np. na placach zabaw przywozi się jakieś wielkie klocki z rana i później wieczorem przyjeżdża ekipa i je odbiera, żeby dzieci mogły same to przestawić, żeby mogły tę przestrzeń kształtować. Z drugiej strony opowiada o takich świetnych przykładach głównie w Niemczech, placów zabaw, które są zorientowane wokół jakiegoś dzikiego zagajnika, w którym dzieci mogą się schować i w którym mogą mieć swój mały, magiczny świat.
Przy tworzeniu ogrodu dla dzieci pamiętaj, że nie da się zrobić dobrego ogrodu od razu. Że pewne rzeczy jesteśmy w stanie wymyślić i doświadczony projektant oczywiście w znacznym stopniu tę przestrzeń może zaaranżować, urządzić, ale tak naprawdę dopiero w praniu, w życiu wyjdzie co jeszcze, co naprawdę jest potrzebne, jak faktycznie lubisz z tego spędzać czas, jak ten teren odpowie na indywidualne potrzeby i preferencje Twoje i Twoich dzieci. Więc w tym świecie, w którym tak bardzo się spieszymy to jest to szczególnie ważne właśnie, żeby nie wykańczać wszystkiego na raz. Pamiętać o tym, że Ty się zmieniasz, świat się zmienia, dzieci rosną i że ta dobra przestrzeń nigdy nie jest tak naprawdę skończona. Że ona żyje i musi dopasowywać się do Ciebie. A w ogrodzie prywatnym musisz mieć takie rzeczy, które będą pasować do Twoich dzieci i do Ciebie, co odpowie właśnie na te potrzeby zmieniania się.
W związku z tym też pamiętaj, że nie warto w jakieś specjalne urządzenia zabawowe inwestować zbyt wiele środków. Takie zabawki, które używane są na placach zabaw są bardzo drogie, ponieważ są atestowane. Chociaż Ania przekonuje i swoimi przykładami, pokazuje, udowadnia, że można właśnie budować naturalne place zabaw, w których mnóstwo jest takich urządzeń znacznie prostszych jak właśnie jakieś kłody czy głazy, ale oczywiście nie tylko.
Natomiast w ogrodzie szczególnie możemy pozwolić sobie na stosowanie takich rozwiązań. Jedną z ciekawszych, które mi się bardzo podoba jest to, jak można wykorzystać proste słupy do stworzenia wielofunkcyjnej przestrzeni. Ania nazywa to słupkami wielofunkcyjnymi.
Taka pergola z haczykami, gdzie można przypinać różne opcje, jakieś drabinki, chustę akrobatyczną, coś, co może rosnąć razem z dziećmi. Jak są małe, można im tam przypiąć jakieś zabawki takie dopasowane do wieku. Jakąś suwnicę, dźwig, sitka czy jakieś inne zabawki do przesypywania. A później wymyślać coś innego, właśnie rozwiesić linę, powiesić huśtawkę, można narzucić jakąś kurtynę, zorganizować teatrzyk, można powiesić swoje prace, które się namalowało, albo wymyślić jakąś inną kreatywną zabawę.
A kiedy dzieci wyrosną albo gdzieś wyjadą, te same słupki mogą stanowić podstawę dla jakiejś dorosłej aranżacji. Można powiesić właśnie hamak albo fotel brazylijski. Właśnie takie słupki mogą mieć już zamontowane jakieś haczyki, albo można się do nich wiązać bezpośrednio. Mogą być połączone jakimiś górnymi belkami, po których można się wspinać albo właśnie podwieszczać jakieś cięższe rzeczy. Takie słupki to generalnie wersja minimum. Można zrobić z tego cały mini park linowy z linami, drabinkami, kłodami do balansowania. A może tak samo służyć jako ścieżka zdrowia dla dorosłych i miejsce do ćwiczeń, do rozciągania się, do podciągania. Można też rozpinać na nich jakieś siatki do wspinania albo leżenia. Jeżeli to jest odpowiednio zaaranżowane na przykład w trawniku, to przy dwóch słupkach możemy rozpiąć siatkę tworzącą bramkę albo możemy zrobić siatkę do gry w siatkówkę. Można też rozpinać na nich żagiel przeciwsłoneczny. Można oświetlić je girlandą taką oświetleniową albo właśnie jakieś ozdobne girlandy powiesić.
Taka ciekawa zabawa, jaką można zaaranżować, to między takimi kilkoma słupkami porozpinać różne sznurki, na każdym sznurku zawiesić mały dzwoneczek i bawić się w przechodzenie między innymi przez taką laserową siatkę. A jeśli te słupy są dość mocne, to można je wykorzystać jako bazę do stworzenia domku na drzewie bez drzewa.
To są takie fantastyczne porady, które Ania właśnie opowiada w jednym z swoich odcinków podcastu.Jeżeli chcesz się w to wgłębiać, to gorąco Ci polecam. Jest czym przebierać.
No i rośliny. Oczywiście. Jakie rośliny stosować na plac zabaw? Według Ani najlepsze są wszelkie rośliny patykogenne. Derenie, leszczyny, inne, które dają odrosty korzeniowe, które mają mnóstwo tych patyków, które można odrywać i roślinie nic się nie stanie. Poza tym rośliny, które można obskubywać i używać ich do właśnie zabaw, do jakiegoś gotowania.
No oczywiście nie polecamy roślin trujących. Nie polecamy też w najbliższym sąsiedztwie zabawek dla dzieci roślin miododajnych. Ale to nie znaczy, że trzeba z nich w ogóle w ogrodzie rezygnować. Pszczoły generalnie pracują sobie spokojnie, zbierając swój nektar. Więc jeżeli to nie jest tuż przy zabawce, żeby rodzić ryzyko konfliktu, no to jedni i drudzy będą funkcjonować sobie spokojnie i bez wzajemnej szkody.
Natomiast fantastyczne są wszelkie rośliny jadalne. Poziomki są taką idealną rośliną, ponieważ można po nich deptać i one to znoszą bez problemu. Zarastają właśnie przestrzeń dość agresywnie, a równocześnie przez cały rok coś tam smacznego się na nich pojawia.
Poza tym ten fakt edukacji, że jedzenie nie pochodzi ze sklepu, tylko pochodzi z rośliny. Że to roślina wydaje te owoce i że możemy je stamtąd zjeść, że musimy rozpoznać kiedy te owoce są dojrzałe, że o tym roślinno warto dbać i co może się wydarzyć, żeby ona tych owoców rodziła więcej albo mniej. No to jest fantastyczny element takiej życiowej edukacji.
Co do roślin, które powodują alergie – pylące, takie jak brzozy, wierzby czy leszczyny, Ania nie poleca, żeby ich unikać na placów zabaw, ponieważ ich okres pylenia kończy się wtedy, kiedy dopiero zaczyna się sezon na wychodzenie na zewnątrz, więc te rzeczy po prostu nie kolidują ze sobą, nie wydarzają się w tym samym czasie.
A generalnie poleca, żeby wprowadzać jak najwięcej gatunków rodzimych, a egzotyki tylko jako ciekawostka, a na pewno wybitnie wystrzegać roślin inwazyjnych, które mogą wyrządzić szkody w okolicy, takie jak sumak, który przerośnie nam przez wszystko i sprawi, że będziemy mieć gąszcz trudny do opanowania.
No i drzewa. Oczywiście drzewa są wielką wartością. Ania w artykule na blogu proponuje, żeby unikać roślin, które są zbyt kruche i łamliwe, takie jak topole czy robinie, ale generalnie zgadzamy się, że właśnie ten plac zabaw powinien być jak najbardziej zacieniony. Ja osobiście uważam, że powinno być jak najwięcej roślin o formach naturalnych, czyli właśnie takich drzew, które mają nisko zwieszające się gałęzie, ponieważ dzieci uwielbiają się wspinać. Zresztą to jest w ogóle taki challenge, takie wyzwanie, żeby wleźć na to drzewo. Więc krzewy typu leszczyny, które też mają pokręcone gałęzie, zwłaszcza jak się jakoś tam poprzycina i można sobie powchodzić po tych skosach, albo nawet krzywosadzone rośliny specjalnie, żeby stanowiły taką pochylnię, po której można będzie pobalansować jak już się dobrze ukorzeni.
Też rozmawiałem z Anią, opowiadałem jej o mojej fascynacji lasami Mijawakiego. Ona z kolei odwołuje się do swoich niemieckich doświadczeń, gdzie w centrum miasta często jest przestrzeń, która nie jest właśnie w żaden sposób urządzona. Jest tylko nasypany pagórek, jakiś tam głaz i generalnie jakiś dziki lasek zostawiony do dyspozycji dzieciom, właśnie, który imituje charakter wiejski albo taką przestrzeń jakąś dawną za blokiem. Nie musi to być duże miejsce, tak? Ważne jest, żeby nie było tam samochodów. No i to właśnie taki odpowiednik lasów kieszonkowych, które są zakładane specjalnie z myślą o dzieciach.
Kolejny przykład opowiadała o jakimś XVIII-wiecznym parku amsterdamskim, który jest idealnie przestrzeżony, taki wersal utrzymywany zgodnie z założeniami historycznymi, ale gdzieś tam za rzędem drzew są właśnie schowane dzikie zagajniki, w których są jakieś huśtawki powietrzone na dziko. Schowano po prostu tą dziką przestrzeń dla dzieci, którą mogą się schować przed dorosłymi, przed zbyt urządzonym światem. I to jest taki piękny przykład tej różnorodności, gdzie dla każdego coś jest, i dla reprezentacji, i dla wyszalenia się.
A to dla każdego powinno zawierać tak samo ludzi wszystkich pokoleń, jak i naturę i całą jej różnorodność, której też potrzebujemy, bo jesteśmy po prostu częścią ekosystemu i najlepiej żyjemy w takich warunkach, które są właśnie maksymalnie bioróżnorodne. Ania przywoływała koncepcję Ryszarda Luffa, przydomowego parku narodowego, żeby np. sąsiedzi, którzy mają szeregówki, oddali kawałek swoich działek, jako taki fragment wąski, w którym zwierzęta mogą migrować, w którym właśnie dzieje się ta dzicz i w którym też dzieci mogą się bawić. Gdyby każdy oddał kawałek na końcu swojej działki, to tam można by było zostawić taką właśnie dziką przestrzeń. Ale kwituje to tym, że wiele rzeczy odbywa się na przekonaniach, na ludzkich przekonaniach, na naszej własnej barierze mentalnej i oporze, bo w tym przypadku przecież to jest część mojej prywatnej działki, a ja swojego nigdy nie oddam. Albo właśnie jeśli chodzi o urządzenie takich naturalnych placów zabaw, że barierą jest to, że dzieci wrócą brudne i że nie można im na to pozwolić, więc najlepiej wszystko wygumować i wysterylizować.
Ale oczywiście to się zmienia. Ania mówi, że kuchnie błotne pojawiają się dzisiaj w katalogach producentów tak samo jak tor z pieńków albo atestowane kłody. Zresztą jako ciekawostkę też jej zadałem pytanie, jak z tymi głazami, prawda? Więc oczywiście da się certyfikować głaz na placu zabaw. Normy bezpieczeństwa mówią, jakie parametry musi mieć dany element, tak? Żeby nie był głupliwy, żeby był zaoblony, nie miał ostrych krawędzi, żeby się nadmiernie nie nagrzewał, więc nie może być jakiś tam czarny. No i oczywiście wysokość jest też istotna, żeby wokół była ta nawierzchnia bezpieczna, z której jeśli dziecko spadnie, no to nie zrobi sobie krzywdy. Wobec tego, jeżeli taki głaz spełnia wszystkie warunki normy, to oczywiście może przejść certyfikację po urządzeniu placu zabaw.
Zostanie oceniony jako bezpieczny i urządzający taki plac, na przykład samorząd czy przedszkola, ma podkładkę, że wszystko jest w porządku. Oczywiście brakuje tylko jeszcze jednego elementu, Ania się śmieje, który jest wskazany w normie, że nie ma tabliczki znamionowej z napisem producenta i że trzeba byłoby tam napisać Matka Natura.
No dobrze, jak się do tego zabrać? Jak stworzyć idealny plac zabaw? Jaki jest proces, który Ania poleca? Jako architekt krajobrazu jej proces jest utrudniony, a może specyficzny, o tyle, że musi dopasować tę przestrzeń do wszystkich i zrobić to tak, aby nie pokrzywdzić mniejszości. Przy ogrodzie prywatnym możemy dopasować się w stu procentach do swoich dzieci. Ale to od razu Ania radzi, żeby nie powielać w ogrodzie prywatnym tego, co jest na placu zabaw, żeby zrobić coś, czego nie ma za płotem przy szkole, coś, co możemy dać tym dzieciom innego, żeby zapewnić im różnorodność i inne doznania, których nie będą mieć tam. Żeby one też chciały wyjść na tę przestrzeń publiczną i żeby równocześnie chciały się też bawić w tej swojej, prywatnej.
Przede wszystkim w procesie kluczowe jest to, że dobry plac zabaw jest zaprojektowany, albo świadomie nieprojektowany, czyli jest zaprojektowany na nieprojektowanie. Ania opowiada o tym, jak często wygląda ten proces projektowania, że układa się te zabawki jak puzzle, bazując na strefach wolnych. Tak robią urzędnicy, firmy, które oferują projekt gratis w cenie zakupu zabawek. I tak samo często myślą też architekci, którzy projektują osiedle. Po prostu biorą jakieś zabawki preferowane, rysują prostokąt, oznaczają to plac zabaw i jest. I nikt się tym nie interesuje, co tam się znajduje, co tam jest. I kiedy architekci spotykają się z jej pracą, to się dziwią tak, naprawdę projektuje plac zabaw? No bo na studia krajobrazu nikt tego nie uczył. Nie ma wielu książek na ten temat. Z tego jest to taka wiedza, którą Ania zdobywała przez swoje życie i którą też cudownie, że się dzieli i przekazuje ją innym.
No ale do procesu. Jaki jest punkt pierwszy? Przede wszystkim Ania rozmawia najpierw z dziećmi, jeśli ma taką możliwość, albo z ich opiekunami. Zresztą mówi, że częściej rozmawia właśnie z opiekunami, bo przecież też cóż rozmawiać z dziećmi, które w danym momencie, w danym roczniku są w przedszkolu, a te dzieci zaraz stamtąd wyjdą. Trzeba rozmawiać z ludźmi, którzy z tymi dziećmi spędzają czas. I co oni im oferują, co na tym placu przejdzie, a co nie.
Ale generalnie rozmawiając z dziećmi, mówi, że… I też szkoli nauczycieli z tego, jak to robić. Absolutnie nie pytać dzieci, jaki jest twój wymarzony plac zabaw, tylko obejść to, zrobić inaczej. Bo jeśli spytamy w taki sposób, to dzieci pójdą w sztampę. Ale raczej trzeba porozmawiać o ogrodzie zabaw. I o zabawie w ogrodzie. Można dzieci poprosić, żeby narysowały istniejący ogród. Bo to pokaże, co w tej przestrzeni jest dla nich ważne. Co jest większe na przykład, co się w ogóle pojawia na rysunkach. No i później takie prace się analizuje.
Analizuje się potrzeby. I oczywiście Ania rozmawia z tymi nauczycielami, jakie oni chcą prowadzić aktywności? Co będą z tymi dziećmi robić? Ania też podkreśla, jak ważne jest to, żeby zostawiać na placu zabaw puste przestrzenie. Oczywiście chcemy i ulegamy takiemu pragnieniu, żeby urządzać wszystko na raz, na gotowo, ale że wspaniałe są takie strefy nic. Wolne przestrzenie, placyki, które umożliwiają swobodę wymyślania, co można na nich robić. Albo po prostu zostawiają przestrzeń, którą można będzie urządzić później, zaaranżować jakoś inaczej.
No ale to jest ten punkt pierwszy. Przede wszystkim słuchać. Posłuchać użytkownika. I Ania podkreśla, że z dobrej analizy samo wychodzi, jak należy stworzyć koncepcję. I ta analiza powinna obejmować oczywiście nie tylko samych użytkowników, ale również otoczenie, właśnie ten teren, co się znajduje. Właśnie jeżeli przeprowadza się takie badania z udziałem rysunków dzieci, to można zorientować się, że jest coś, co ogniskuje ich uwagę.
I punkt drugi. Znaleźć temat przewodni. Generalnie przy przedszkolach często jest to łatwe, ponieważ one są pod jakimś tam wezwaniem, mają swoje charakterystyki czy metodyki, do których się można nawiązać. Ale na przykład z rysunków może wyjść, że dla dzieci szczególnie ważne jest jakieś wielkie drzewo. I wokół tego można stworzyć opowieść. No a poza tym w ogóle właśnie bada to, co już jest. Analizuje teren, gdzie są wejścia, jakie są strony świata, gdzie są sąsiedztwo, gdzie są jakieś strefy gospodarcze.
I punkt trzeci. Z tego wynikają już później strefy funkcjonalne, strefy zabaw. Naturalnie po prostu z tego, co jest, z otoczenia, z układu budynku i z tego tematu przewodniego. To zgodziliśmy się też, że nasza rola jako projektantów jest służebna wobec architektury. Oczywiście nie byłoby placu zabaw, gdyby nie było tamtego przedszkola, nie byłoby tego domu, w którym mieszkają dzieci i ten ogród w ogóle nie miałby wtedy sensu. Dlatego przede wszystkim musimy zwrócić uwagę na to, jaki jest nasz stan zastany i wzbogacić go o te opcje aktywności, atrakcji na zewnątrz.
No i później, kiedy mamy już ustalone strefy funkcjonalne, gdzie będą się działy określone rzeczy, no to oczywiście wypełnia się to już konkretnymi pomysłami, potrzebami, które pojawiły się na etapie rozmów z dziećmi, z opiekunami. No załóżmy w ogrodzie prywatnym, jeżeli lubimy grać w szachy, ja na przykład lubię grać w szachy z synem, więc naturalnie gdzieś w jakimś zacienionym miejscu, spokojnym, daleko od ulicy, daleko też od domu, żeby nie przeszkadzali inni domownicy, wymyślilibyśmy sobie jakąś tam wielką szachownicę, która umożliwiałaby nam realizowanie tego. Albo jeżeli na przykład jakieś dziecko lubi bardzo grać w piłę, no to wiadomo, że to boisko będzie potrzebne i może też daleko od okien itd.
Więc to wszystko się tutaj już wydarza bardzo konkretnie. No i później u Ani temat już przejmuje wykonawca. Opowiada, że czasami wykonywali jakieś takie trudne elementy, które sobie powymyślali, jakieś ścianki interaktywne, ale generalnie jest projektantem, więc oddaje projekt i później on już jest wyceniany, trafia na rynek. Pytałem ją też o nadzór autorski, ale mówi, że generalnie rzadko zapraszają, ale warto oczywiście. I że miała też takie sytuacje, kiedy po paru latach poproszono o rozmowy z użytkownikami, naprawienie błędów, bo ktoś po prostu pewne elementy projektowe potraktował bez pomysłu, zastosował kliniec zamiast żwirku i też nie było certyfikacji.
To jest coś, co odróżnia pracę Ani właśnie od mojej, że nasze jako projektantów ogrodów, że takie place zabaw publiczne są po prostu certyfikowane przez firmy, które się tym zajmują, udzielają takich certyfikatów bezpieczeństwa, więc podczas takiego audytu i certyfikacji wychodzi, czy wykonawca zrobił pracę zgodnie z projektem. Są oczywiście takie rzeczy, że takie sytuacje, w których wykonawca proponował coś tańszego i estetycznie się to nie pokrywa. Ania się wtedy zastanawia, co robić, czy oprotestować, no bo to nie pasuje. Ale z drugiej strony wychodzi z założenia i też się z nią zgadzam tutaj, że jeżeli klientowi pasuje, to po co się kłócić, bo to przecież jest jego przestrzeń i on miał jakiś tam swój budżet do wydania. Jeżeli to im odpowiada i się podoba, to fajnie, że jest i że się tym ludziom w jakiś sposób pomogło. I szkoda energii na to, więc po prostu lepiej iść dalej.
Natomiast też nigdy nie sprzeniewierza się swoim wartościom. Jeżeli przyjeżdża na taki nadzór i widzi, że coś zostało zrobione w taki sposób, że według niej oszpeciło tą wizję, chociaż nie jest problematyczne, to oczywiście umieszcza to w swoim raporcie i zwraca na to uwagę.
Też jest taka ogólna porada. Bardzo mi się podoba. Ania uważa, że najlepszą formą projektowania jest in situ, czyli wyjść do ogrodu i tam projektować. Wtedy też najlepiej się chłonie tą przestrzeń. Warto naprawdę głęboko analizować potrzeby i sytuację, zanim zacznie się za coś zabierać. Sprawdzać wszystkie istotne elementy składowe, myśleć perspektywicznie, pytając się, jak to będzie się wydarzać w czasie, bo zakładamy ogród, ale kto będzie o niego dbał, kto będzie się tym zajmował, czy na pewno te atrakcje, które tam wymyślamy będą wykorzystywane, czy nie są po prostu na wyrost. Zeby to było potrzebne. Więc znowu wracamy do tego punktu pierwszego, tak, żeby dobrze poznać użytkownika, dobrze poznać teren i właściwie na to odpowiedzieć. Zwraca też uwagę, jak ważne jest to, żeby dobrze poznać sąsiedztwo, uniknąć, unikać pakowania się w sytuacje trudne i takiego rzucania się na bariery, a zamiast tego szukać potencjału największych wartości, na których należy się skupiać.
Ja bym powiedział, że jest to nieco taka ścieżka oportunistyczna, ale to w jak najbardziej pozytywnym sensie, żeby po prostu iść tam, gdzie energia chce płynąć, a nie stawać uparcie dogmatycznie na jakimś stanowisku, że my musimy mieć to i koniec i będziemy się na to upierać. Właśnie nie. Najpierw spojrzeć na to wszystko, zastanowić się i odpowiedzieć łagodnie na warunki zastane i te po stronie użytkowników i te po stronie rzeczywistości fizycznej i stworzyć taką przestrzeń, która dobrze się w to wszystko wpasuje, harmonijnie, nie będzie zaburzać, nie będzie robić właśnie zgrzytów.
To, co mi się u Ani strasznie podoba, to, że stoi na barkach innych, że uczy się od innych, ale uczy się też sama ze swoich własnych doświadczeń. Przyznaję, że nie było literatury o urządzaniu przestrzeni dla dzieci. Generalnie anglo- niemiecko-języczna literatura, która gdzieś tam była wydana lat temu oczywiście mówi, że nie wolno kujących, nie wolno trujących, ale dzisiaj właśnie mówimy, że nie należy unikać roślin kujących, a po prostu nie epetować z trującymi, że dziecko musi się nauczyć, jaka jest ta przyroda, wpaść w to, przekonać się. Ania uczyła się w Niemczech, gdzie na przykład głazy na placach zabaw są na początku dziennym, są powszechne. Kłody, pieńki już w Polsce są okej. Głazy, generalnie bariera mentalna. No, ale przecież obok mamy betonowe krawężniki, o które dziecko też może sobie rozbić głowę, ale tutaj nie robimy problemu. Także to też fajnie pokazuje, że właśnie to wszystko się dzieje w głowie i Ania jest takim innowatorem, który pokazuje w jaką stronę warto iść, no i jest to właśnie ta strona naturalna.
Z książek, które polecam, fajne cytaty, “Niedzielny ogrodnik” – “Nie urządzaj zbyt fajnego placu zabaw, bo zlecą się dzieci z sąsiadów i będą hałasować. Umieszczaj je daleko, żeby nie przeszkadzały rodzicom.” Podobną podaje z książki “Być rodzicami nie skonać” Hodkinsona, że plac zabaw musi być oddalony, tak, że nic nie musi na nim być, że dzieci sobie poradzą, że rodzicom najlepiej jest dać budkę z piwem, bo rodzic na lekkim rauszu jest lepszym rodzicem. Oczywiście w granicach rozsądku, ale taka prawda. To, co mówiłem wcześniej, że za bardzo tymi dziećmi się dzisiaj zajmujemy, tak, za dużo chcemy im zapewnić, a za mało im oddajemy takiej wolności i swobody i to Ania mówi, tej sprawczości.
Tutaj Ania przywołuje Carla Honora, żeby dać dzieciom święty spokój, żeby pozwolić im rozwiązywać swoje problemy, nie interweniować od razu.
A ja jeszcze przywołam cytat Krystofera Aleksandra, którego Ania cytuje w swojej książce “Ścieżce Boszych Stóp”, też jest absolutnie fantastyczny – “Każdy plac zabaw, który narusza albo pomniejsza rolę wyobraźni i sprawia, że dziecko jest bardziej pasywne i staje się w większym stopniu odbiorcą cudzej wyobraźni, może być wprawdzie ładny, czysty, bezpieczny i zdrowy, ale nie może zaspokoić podstawowej potrzeby, o którą chodzi w zabawie. Mówiąc bez ogródek, taki plac zabaw to strata czasu i pieniędzy.”
Myślę, że ten przekaz jest idealnie pasujący zarówno do prywatnych, jak i publicznych placów zabaw, że generalnie trzeba dać dzieciom przestrzeń, zostawić je tam w spokoju i pozwolić im po prostu rozwijać się po swojemu.
A taki najpiękniejszy morał, który w moim odczuciu płynie z przykładu Ani, przynajmniej ja go teraz bardzo mocno odczułem, to, że warto stać się specjalistą. Jeżeli chcesz coś robić naprawdę dobrze, musisz sporo czasu poświęcić na to. I w tym przypadku, kiedy Ania stała się specjalistą od placów zabaw, to sporo czasu poświęca na poznawanie dzieci, na rozumienie ich. Ona mówi też o tym, że na śledzenie badań. Ubolewa, że często te placy zabaw projektowane są przez biura, które robią to jako jedną z wielu rzeczy, że nie zagłębiają się w to, nie robią tego z takim prawdziwym namaszczeniem, tak jak ona to wykonuje. To szalenie mi się u niej podoba, że znalazła swoje właśnie miejsce, swoją specjalizację i szczerze mówiąc, nie znam innej takiej firmy w Polsce.
No i to oczywiście nie oznacza, że ty też masz zostać projektantem placów zabaw czy naturalnych placów zabaw, ale wyciągnij z tego taką naukę, że warto jest, dobrze jest się specjalizować, dobrze jest być konsekwentnym, bo kiedy jesteś konsekwentny, kiedy dajesz jasny sygnał na zewnątrz, co robisz, czym się zajmujesz, czego chcesz, co oferujesz, to przychodzą do ciebie tacy ludzie, którzy szukają właśnie kogoś takiego. To współpraca z klientem układa się super, bo on sam chciał, tak, bo był świadomy, bo właśnie tego potrzebował, właśnie ciebie szukał.
Więc Ania osiągnęła to jako zawodowiec. Super, gratuluję jej bardzo i myślę, że warto się zainspirować jej przykładem, także też w ramach swojej specjalizacji projektowania ogrodów, wymyślić sobie coś, co się najbardziej fascynuje, co się najbardziej cieszy i idź w tą stronę z pełną determinacją i dociekliwością.
I to by było na tyle. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zdecydowanie odwiedź stronę nieplatzabaw.pl. Znajdziesz tam podcast, a w artykułach podcastowych często znacznie więcej informacji niż tylko te, których Ania opowiada. Odwiedź też na Facebooku grupę NiePlacZabaw, NiePlac pisany razem. Wprawdzie Ania tą grupę już zatrzymała i zarchiwizowała, ale jako baza wiedzy, którą możesz sobie przegrzebać jakichś ciekawych informacji nadal jest aktywna.
No i dziękuję Ci dzisiaj za uwagę, za wysłuchanie mojej pogadanki i zapraszam za miesiąc do kolejnego odcinka. Wszystkiego dobrego w nowym roku. Pozdrawiam. Jakub Gardner
Jesteś projektantem?
Cenisz nasze merytoryczne publikacje? Zapraszamy Cię do wspólnego rozwoju, biznesu i integracji.
Jesteś właścicielem działki?
Szukasz wsparcia przy aranżacji ogrodu?
Zajmujemy się kompleksowo procesem projektowo – wykonawczym. Wypróbuj możliwości naszego zespołu.
Szukasz czegoś innego?