Turystka w ogrodzie i zielone magnesy
12 czerwca 2023Powitanie lata 17. VI 2023 – relacja z wydarzenia
4 lipca 2023Posłuchaj na swoim playerze: Spotify | YouTube | Apple | Google | Spreaker
Kto powiedział, że w ogrodzie jest nudno? Nic z tych rzeczy! Dzieje się w nim więcej, niż Ci się wydaje. Leje się krew i chlorofil, nieustannie toczą się wojny, zawiązywane są sojusze i przyjaźnie. A napady rabunkowe z bronią w postaci żuwaczek, to codzienność.
Spacer po własnym ogrodzie z pewnością nie wyzwala tylu emocji, co kolejny odcinek jakiegoś thrillera czy dreszczowca lub choćby wizyta w Poison Garden (Ogrodzie Trucizn) przy zamku Alnwick w brytyjskim hrabstwie Northumberland, gdzie śmiałków witają czarne wrota z czaszką, skrzyżowanymi piszczelami i napisem „Te rośliny mogą zabić”. Rośnie tam ponad 100 roślin „killerów”, a najbardziej trujące uprawiane są w… klatkach. Mimo grozy, zakazu wąchania i tykania czegokolwiek turyści walą drzwiami i oknami w liczbie kilkuset tysięcy rocznie. Oprócz omdleń w wyniku wdychania trujących oparów, ofiar śmiertelnych jak dotąd nie było.
We własnym ogrodzie raczej trudno o takie atrakcje, co najwyżej coś może czyhać w chaszczach (z kleszczem na czele), ale spacer zawsze choć trochę zaskakuje oczy i dostarcza różnorodnych emocji. Raz mocniejszych, raz słabszych. Ot, życie…
Wzloty i upadki
zdarzają się każdemu, mi oczywiście również. Na przykład jesienią posadziłam przy tarasie cebulkę czosnku Globemaster, którego kwiaty w pełnym rozkwicie miały mieć średnicę 30 cm. Miały mieć, gdyż jak dotąd widziałam je tylko w innych ogrodach, na ulicznych skwerach i na zdjęciach. Od końca kwietnia czekałam, aż czosnek strzeli kwieciem! U sąsiadów za płotem dawno buchnął fioletem, a mój tylko dumnie kołysał pąkiem. Aż wreszcie wydał kwiatostan wielkości… zwykłego czosnku L. Za to emocje, oczywiście negatywne, były ogromne! W tym przypadku zawinił producent, nie ja!
Czekam i czekam
aż zakwitnie lilia podgryzana przez poskrzypkę (to taki żuk). Lilia wydłuża się i wydaje liście, ale czy w tym roku otworzy dzioba (czyli pąka)? Tego nie wie nikt, oprócz poskrzypki, no i może samej lilii. Ja odpadam i sama jestem sobie winna, gdyż jak zwykle nie prysnęłam na poskrzypkę Decisem (to taki preparat). Obserwuję pąk z zapartym tchem…
Wiele emocji dostarczają też siewki. Zdarzyło Ci się wyrwać z gleby cenną odmianę, nieśmiało wysuwającą z ziemi łeb? W ten prosty sposób zlikwidowałam stado kosmosów – ich siewki przypominały mi dziką marchew. To samo spotkało jesienne astry wzięte za wszędobylską nawłoć. Moja wina, działałam chaotycznie.
Przedwczoraj, wybiegając do pracy, zauważyłam przy ścieżce wbity w ziemię patyk.
Grunt to się nie patyczkować
– pomyślałam i wyszarpnęłam patyk z ziemi. W ten oto sposób o mały włos pozbyłabym się sadzonki hibiskusa, którą ubiegłej jesieni z pełnym poświęceniem, pod osłoną nocy i z kumplem na czacie, wydłubałam z ziemi spod czyjegoś płotu.
Zamordowałabym hibiskusa – było naprawdę blisko! To samo groziło funkii nakrytej wiosną głazem i innym roślinom późno rozpoczynającym wegetację. Jako fanka kamieni przed sezonem często przenoszę je z miejsca na miejsce, żeby było w ogrodzie ładniej, zapominając o drzemiących w ziemi okazach. No i proszę, tragedia gotowa! W tym przypadku zawinił brak wbitych w ziemię znaczników. Czyli ja.
Ciąg dalszy zmagań nastąpi
– to pewne. Żeby się o tym przekonać, wystarczy wyjść do ogrodu. Spacer, w zamierzeniu uroczy, szybko może się przeistoczyć w mroczny odcinek serialu „Kto widział, kto wie”? Na przykład wczoraj… Nie widać ostróżki, dopiero co widocznej na rabacie, pies staranował nowego floksa, a mąż wyciął dziurę w dereniu, mozolnie formowanym w sześcian. Sałata i funkia mają dziurawe liście, a bazylia jest w totalnym zaniku. Bo kto buszuje za oknem, kiedy Ty słodko chrapiesz? Bezdomne pomrowy (ślimaki bez muszli) i wiele innych gąsienic czy żuczków. Tu winowajców jest cała gromada… Groźby i krzyki typu:
Sałata lub życie!
nic tu nie pomogą. Planowanie zemsty: ślimak zjadł bazylię, ja pożrę ślimaka – też nie. Pomrowy to nie winniczki, nie wyglądają apetycznie. A zresztą nie znalazłam w Necie żadnego przepisu, choć przysięgam – szukałam! Za to informacje, co zrobić z tym ślimaczącym się problemem – i owszem. Wystarczy ułożyć wokół roślin skorupki jaj, iglaste gałązki lub rozsypać popiół. Są równie skuteczne, jak Ślimakol, a bardziej przyjazne dla środowiska. Można też uprawiać bazylie i sałaty w donicach – byleby wysokich. Przede wszystkim jednak pora wyciągnąć wnioski.
Żarty się skończyły!
Nie można wszystkiego zwalać na ślimaki, wielu przykrym sytuacjom łatwo zapobiec przyswajając choć odrobinę ogrodniczej wiedzy. Kiedy stałam się właścicielką skrawka ziemi opętała mnie żądza posiadania pięknego ogrodu – nie za rok czy dwa lata, lecz zaraz! Od rana do nocy tyrałam w ogrodzie, każdy dzień kończyłam w centrum ogrodniczym, znosiłam do domu masę nowych roślin, przeglądałam stosy zdjęć pięknych ogrodów.
Chciałam mieć taką samą cudną rabatę, jak sąsiadka pięć domów dalej (notabene genialna ogrodniczka i projektantka), absolutnie nie biorąc pod uwagę, że jej ogród jest słoneczny, a mój zacieniony. I co? I nic! Ileż to roślin zmarnowałam… Bo w ogrodnictwie działanie po omacku nie ma sensu.
Zabawa w ogrodową ciuciubabkę
źle się kończy, podobnie jak naginanie faktów do swych potrzeb. Nie chciałam wierzyć, że światłolubna jeżówka nie przetrwa w cieniu, a barwinek, jasnota czy poziomka indyjska, zamiast grzecznie tkwić w jednym miejscu, rozleją się niczym morze, zagrażając sąsiadom (również moim). Miałam w nosie równowagę biologiczną, bardziej niż potrzeby roślin interesowała mnie ich aparycja. Uparłam się, że w cieniu wzdłuż płotu powstanie ukwiecona barwna rabata. Sadziłam na niej jeżówki, kosmosy, gipsówki, róże i inne ulubione światłolubne cuda. No przecież zakwitną, jak je ładnie poproszę… Nic z tych rzeczy! W efekcie stworzyłam strefę, gdzie nic nie chciało rosnąć, a co dopiero kwitnąć.
Mój trójkąt bermudzki
– bo tak nazwałam tę strefę – zniknął z dnia na dzień wraz z dużym klonem jesionolistnym zacieniającym część ogrodu, posadzonym tu przez poprzedników. Zagrażał podmurówce i dachom sąsiadów, postanowiliśmy więc go wyciąć. Wraz z nim strefa cienia odeszła w niepamięć, a rabata wzdłuż płotu pokryła się kwieciem. Przekonałam się wówczas ostatecznie, że dobór roślin odpowiednich do warunków siedliskowych to podstawa!
I jeszcze coś… Koleżanka architektka, śledząc me zmagania, postawiła trafną diagnozę: „Działa u Ciebie instynkt zakładania gniazda. To dlatego wciąż znosisz do ogrodu zieleninę”. I dodała: „Nie martw się, potrwa to jeszcze z 5 lat, nie więcej, a potem wszystko wróci do normy”. Miała rację, pomału wraca. Ale zwiększa się też ilość ogrodniczych książek i czasopism na półkach, wydłuża lista ulubionych blogów ogrodniczych, a wraz z nimi powiększają się obszary mojej wiedzy. Doświadczenie jest ważne, ale trzeba też czytać, dowiadywać się, dyskutować, śledzić nowinki.
PS. Wiadomość z ostatniej chwili – wokół mej szyi owinął się właśnie winobluszcz, a zaraz potem zaatakowała mnie pokrzywa! Tak, ogród potrafi zaskakiwać.
Szukasz wsparcia przy aranżacji ogrodu?
Zajmujemy się kompleksowo procesem projektowo – wykonawczym. Wypróbuj możliwości naszego zespołu.
Szukasz czegoś innego?