
Rośliny na podłoże piaszczyste
26 maja 2025
25 07 Gawęda o ogrodzie własnym projektanta ogrodów [Gawędy Ogrodnicze]
23 lipca 2025Jak dbać o naprawdę duży ogród z istotnym udziałem samorzutnie wzrastającej roślinności naturalnej? Jaka ekipa jest do tego potrzebna? Jak mądrze gospodarować wodą w trudnych warunkach? Jak chronić i odtwarzać naturalne siedliska? Czy lapiej sadzić duże czy małe drzewa i jak robić to poprawnie?
Posłuchaj rozmowy z Eweliną Roszkowską o Śląskim Ogrodzie Botanicznym, który zdecydowanie warto odwiedzać w różnych momentach sezonu i uczyć się tu wielu różnych dobrych praktyk ogrodniczych.
30 odcinek audycji Gawędy Ogrodnicze
Posłuchaj na swoim playerze:
Przejdź do podstrony podcastu:
Transkrypcja podcastu
J: Cześć, jestem dzisiaj w Śląskim Ogrodzie Botanicznym w Mikołowie z Eweliną Roszkowską, architektem krajobrazu. Właśnie jesteśmy po spacerze. Ewelina mnie oprowadziła, opowiedziała mi o różnych aspektach tej przestrzeni, którą znałem z jednego spaceru wcześniej, w zeszłym roku i bardzo podobał mi się ten ogród, ponieważ w ogóle bardzo czytelnie jest ogrodem. Ma bardzo jasno stworzoną komunikację, wygodną. Dowiedziałem się, że nie ma ślepych zaułków, których nie lubię.
Jest wiele ciekawych roślin, które można w tym ogrodzie oglądać. Głównie drzewa i krzewy. Już w takim wieku pod 10, 15, 20 lat, także w takich rozmiarach sensownych często są etykiety, coraz więcej tych etykiet się powtarza. I w dużej mierze jest to ogród, który jest prowadzony naturalnie, dlatego że nie ma tutaj jakiejś takiej bardzo intensywnej pielęgnacji. Są przestrzenie, które są bliżej człowieka, które są bardziej zadbane. Jest troszeczkę takich kolekcjonerskich nasadzeń, które faktycznie są dopieszczone. Są błonie trawiaste, na których odbywają się imprezy albo jakieś pikniki czy taki fragment komunikacji przy ścieżkach, która sprawia, że wszystko się to robi na takie bardziej komfortowe.
A równocześnie duża część tego ogrodu jest puszczona na dziko. I tym samym to tworzy taki całkiem stabilny ekosystem. I widać po roślinach, mimo tego, że jak mi powiedziała Ewelina, teren jest bardzo mocno zdrenowany i może być problem z wodą, to jednak te rośliny są w dobrym zdrowiu, są fajne, zadbane. Zadbane jakby same przez się, chyba właśnie przez to osadzenie w różnorodności.
No i to jest coś, co mi się bardzo podoba też w kontekście mojej promocji tego ogrodu minimalnego, że właśnie możesz zabrać tutaj do tego ogrodu swojego klienta albo po prostu samemu przyjechać, zainspirować się, jak fajnie może wyglądać przestrzeń, która nie jest idealnie zadbana, która pojawia się gdzieś samoistnie właśnie w słońcu czy w cieniu krzewów, drzew. Takich właśnie nasadzeń jest tutaj dużo i która utrzymuje się tylko dzięki temu, że jest na przykład raz albo dwa razy w roku koszona albo właśnie w ogóle nie jest koszona.
No i super. No dobra, mnie się to bardzo wszystko podoba. Cześć Ewelina.
E: Witam cię, witam wszystkich słuchaczy. Ja może się tutaj wypowiem i trochę do wtrącam do tego, o czym powiedziałeś wcześniej. To ogród botaniczny jest dość specyficznym miejscem, tym bardziej, że prowadzony jest głównie przez przyrodników, botaników we współpracy z ogrodnikami. To jest miejsce, gdzie zależy nam na tym, żeby przyroda była jak najbardziej naturalna, wyglądała jak najbardziej naturalistycznie, tak, jakie zbiorowiska widzimy w przyrodzie.
Oczywiście ze względu na funkcję, jaką jest ogród botaniczny, również mamy kolekcję roślin ozdobnych i dendrologicznych na terenie, po którym właśnie się przespacowywaliśmy, czyli po jednym z kilku terenów, jakimi dysponujemy. W pozostałych terenach jesteśmy nakierowani na zupełnie inny krajobraz i inne kolekcje. Ogród czerwony, tak zwany, oznaczamy je kolorami.
Ogród czerwony to kolekcje, tam znajdzie się więcej bylin, więcej krzewów. Drzewa będą stanowić tło dla tamtych ogrodów. Natomiast tutaj faktycznie w miejscu, w którym jesteśmy, to drzewa pełnią główną rolę. Mamy jeszcze teren ogrodu zielonego, gdzie odtwarzamy leśne ekosystemy na byłych polach uprawnych, co nie jest łatwym zadaniem, ale staramy się to zrobić od kilku lat i zaczynamy widzieć pierwsze efekty.
I oczywiście najważniejsza rzecz, najważniejszy element ogrodu botanicznego to ta część, którą chyba nie chcemy wszystkim pokazywać, która nie jest ogrodzona i o której często milczymy, która zawiera kilkadziesiąt cennych przyrodniczo gatunków dla Śląska, w którą zapraszamy nielicznych i którą ukształtowała sama przyroda, a którą my się teraz wzorujemy, odtwarzając inne elementy ogrodu.
J: To jest Fiołkowa Góra?
E: Tak, dokładnie.
J: Nikt tego nie wie, nie mówiliśmy tego.
E: Dokładnie, Fiołkowa Góra. Jest tam ścieżka, jest ścieżka przyrodnicza, która przeprowadza przez taki element, o którym można opowiedzieć, który można pokazać i wcale nie zachęcam ludzi, żeby przechodzili poza ścieżkę.
J: Jasne, a powiedz, w ogóle są organizowane jakieś przejścia z przewodnikiem?
E: Jak najbardziej. Prowadzimy dość dużą edukację przyrodniczo-ekologiczną skierowaną do grup zorganizowanych od najmłodszych klas dzieci przez osoby dorosłe. W większości trzeba się umówić na taką wycieczkę. Wtedy prowadzą ją nasi biolodzy, przyrodnicy, często nawet dyrektorzy, czy dyrektor Leszek Trząski, czy pan dyrektor Paweł Kojs. W zależności od tego, co chcemy osiągnąć i co chcemy przekazać, to wtedy dana osoba, dany specjalista nasz prowadzi taki spacer i wycieczkę.
Czasami są organizowane spacery w ramach obchodów świąt przyrodniczo-ekologicznych. Chyba teraz będzie najbliższy Dzień Ptaków i przy okazji jedna z nocek, która jest tutaj organizowana, tylko szczerze mówiąc nie pamiętam, która. Ale chyba Noc Ogrodów, w trakcie której będzie dość sporo spacerów, na które można się zapisać i w których można wziąć udział.
J: To nocą wiele się nie zobaczy.
E: Ach, wieczorem jak najbardziej i to dość ciekawe rzeczy. Jednego roku organizowaliśmy nocne zajęcia dendrologiczne w noc przesilenia wiosennego, gdzie obserwowaliśmy jak szybko przyrastają drzewa wszerz. Bo to jak rosną na wysokość, to jest poznana i… Bardzo przepraszam, to moja córka.
J: Mamy tutaj jeszcze trzeciego uczestnika wywiadu, siedmiomiesięczną Klarę, która się odrobinę niecierpliwi, jak mama za dużo gada i nie patrzy na nią.
E: Dokładnie, Klara chyba chciałaby być już gdzieś w przyrodzie. To bardzo interesujące jak drzewa przyrastają wszerz, to jak przyrastają do góry, to jest dość prosty mechanizm poznany i przyjęty, natomiast to w jaki sposób drzewa wzrastają wszerz? Jest kilka teorii. Teoria pana profesora Hejnowicza ogólnie przyjęta, która nie do końca tłumaczy wszystkie elementy, które dziś zauważamy w tym jak drzewa wzrastają wszerz.
I kontr-teoria właśnie naszego dyrektora Pawła Kojsa i pana profesora Wiesława Włocha, która od kilku lat jest przedstawiana na zasadzie systemów adaptacji komórek roślinnych i organizowaliśmy właśnie taki nocny spacer, nocne warsztaty dendrologiczne w celu pokazania tego jak rosną, bo w ciągu naprawdę kilku godzin jest się w stanie zauważyć przy użyciu nawet zwykłego binokularu.
Nie trzeba mikroskopu, który ma nie wiadomo jakie powiększenie, ale wystarczy binokular z powiększeniem o jakieś setki nawet, żeby zobaczyć w ciągu kilku godzin wzrost komórek drzewa, kory drzewa na szerokość.
J: Niesamowite.
E: I właśnie najlepszym momentem na obserwację tego jest noc przesilenia wiosennego.
Wtedy to widać w ciągu kilku godzin. Inne dni nie są aż tak bardzo wydajne, więc to jest najlepszy moment do obserwacji.
J: Ekstra. Masz tutaj sto dwadzieścia hektarów, którymi zajmuje się dwadzieścia osób. Potężne przedsięwzięcie, żeby to wszystko zaopiekować.
E: Dokładnie, to jest niesamowite duże przedsięwzięcie. Są też oczywiście czasami osoby zewnętrzne z jakichś firm, czy osoby, które odbywają kary, które możemy użyć czy wykorzystać do pielęgnacji. Natomiast głównie jest to dwadzieścia osób, które opiekuje się tym terenem.
J: Mówimy o osobach biurowo-terenowych, w sensie jednych i drugich. Mówimy i o dyrekcji, i o tobie, gdzie koordynujesz projekty.
E: Dokładnie.
J: I też o osobach, które plewią.
E: Dokładnie, to jest niewiele osób. Jesteśmy dość dziwnym tworem, bo jesteśmy związkiem stowarzyszeń i grupą ludzi, którym zależy na zachowaniu tego miejsca, rozwoju i edukacji przyrodniczo-ekologicznej. I chyba siła i energia do tworzenia tego miejsca właśnie wierzy się z pasji i z takiej chęci zrobienia czegoś, działania.
No i dzięki temu chyba ten ogród funkcjonuje, choć jak widziałeś w naszej rozmowie i w naszym spacerze, jest tu sporo mankamentów, które chcielibyśmy poprawić i zrobić lepiej, na co nie mamy zasobów ludzkich i siły.
J: Ja widzę takie historie, przynajmniej te, na które zwracałem uwagę, związane z jakimiś tam starzejącymi się elementami infrastruktury. Pomijając oczywiście etykiety, które widziałbym przy każdej roślinie, może prawie każdej, no to te rzeczy, które się starzeją, no to jasne, że się starzeją, za jakiś czas trzeba wymienić. Ale czy ty masz na przykład jakieś poczucie, że należałoby wykonywać więcej zabiegów serwisowych, na które nie macie mocy przerobowych?
E: Wiesz co, na pewno, ponieważ my robimy różne rzeczy, musimy też pamiętać, że musimy się utrzymać jako ogród botaniczny. Utrzymujemy się w większości ze składek miast członkowskich, ale no to nie wystarcza na pokrycie wszystkich kosztów, jakie są związane z utrzymaniem tak dużego ogrodu i jeszcze robieniem tylu różnych inicjatyw.
Stąd właśnie widzimy, że przydałoby się zrobić coś więcej w tym sensie, że brakuje nam czasami czasu, żeby zrobić pewną inwentaryzację kolejną, żeby sprawdzić, w jakim stanie są nasze drzewa, szczególnie te, które były w tym miejscu, kiedy je już zastaliśmy.
Starodrzew, który jest przepiękny, warty, cenny, wartościowo. Dopiero w tym roku dziewczyny zaczęły pielęgnację starodrzewiu, który jest naprawdę cenny i pewnie wymagałby tego wcześniej. Gdybyśmy mieli środki, zrobilibyśmy wcześniej, a cały czas mówimy, że tego nie ma i robimy to.
J: Jaką pielęgnację? Wycinanie jakichś konarów martwych, czy oczyszczanie na przykład wokół, żeby miało więcej światła? Co robicie dokładnie?
E: Pielęgnacja drzewa czy starodrzewiu, dobra, dobrze zrobiona pielęgnacja to taka, której nie widać. To, co robimy, to oczyszczanie z martwych gałązek i to robimy to w miejscach, gdzie drzewa spotykają się ze ścieżką, na przykład trasą przejścia ludzi. Chodzi o to, żeby te drzewa były w miarę bezpieczne dla dzieci, które korzystają z tego terenu, mieszkańców i wszystkich naszych gości, a jednocześnie zdrowe.
Czasami też napowietrzanie korzeni i strefy korzeniowej w miejscach, gdzie zostało wcześniej już przysypane korzenie. Także jest sporo elementów, które widzimy, które wiemy, jak zadbać o drzewa, po prostu trochę nad tym zwlekaliśmy. Bo trzeba sobie powiedzieć szczerze, że przy tworzeniu ogrodu w 2006 roku nie wszystko poszło po naszej myśli, nie wszystko zostało zrobione tak, jakbyśmy tego chcieli.
Mamy kilka dębów, które zostały przysypane z uwagi na tworzenie skarpy albo na przesuwanie skarpy między ogrodem botanicznym a szkołą. W związku z czym te stare, bardzo stare dęby niestety teraz zaczynają, czy zaczynają od tamtego czasu zaczynają podumierać, podupadać na zdrowiu. I w związku z tym wymagały pewnego podjęcia zabiegów, które wzmocnią strefę korzeniową. Takich jak na przykład napowietrzanie.
J: Rozumiem. A z innych prac, których jeszcze według ciebie tutaj trzeba by robić, a nie ma na nie czasu? Mnie to zastanawia, dlatego że ten ogród wydaje mi się w dużej mierze idealny, naprawdę. Jakby rozumiem niedoinwestowanie gdzieś tam właśnie takich obiektów, które można by było zrobić. Widzieliśmy na przykład glicynię, która jest na drewnianym trejażu, który już tam przegniwa. No to wiadomo, że ten trejaż trzeba wymienić. Potrzebne są na to pieniądze, pewnie jakiś przetarg, jakaś historia, w ogóle zdobyć te pieniądze. Rozumiem.
To w ogóle nie myślę o takich tematach. Myślę o ogólnym stanie ogrodu, który według mnie jest w świetnym stanie. Są na przykład zadarnienia z niskich roślin, przy niektórych ścieżkach są wyplewione. Te części, które powinny być wykoszone, według mnie są wykoszone. I te z kolei, które powinny być dzikie, są dzikie. Więc jak zastanawiam się, co jeszcze trzeba by było robić, na co może brakuje tej uwagi?
E: Nie no. Fakt, staramy się, żeby tu było jak najfajniej, wyglądało jak najlepiej. Ale zawsze jest coś do zrobienia. Zawsze gdzieś, jeśli jesteśmy w tym terenie, chodzimy, przechadzamy się, to zawsze znajdzie się coś, co się zdarzyło losowe. I zawsze jest coś do naprawy. To o takich rzeczach myślę.
Bo jeżeli chodzi o projekt, zaprojektowanie tej przestrzeni i o to, jak chcemy, żeby ona wyglądała, to ona wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli. Jest też sporo rzeczy, właśnie takich elementów, o których mówisz, że jest wykoszone między ścieżkami, w odstępach od ścieżki. To są miejsca, gdzie nie wychodzi nam to tak dobrze, jak w miejscach reprezentatywnych. Może nie do końca to widziałeś. I bardzo się cieszę, że ty na to nie zwróciłeś uwagi w takim razie. Jest to budujące. Możliwe, że to po prostu dla nas, jako osób, które tutaj są i z tym się spotykają, to jest widoczne.
J: No jasne, macie też pewne oczekiwania co do tego.
E: Wiesz co, chodzi o to, że ludzie mają oczekiwania, albo może już mieli oczekiwania, już się może to zmieniło, żeby plewić każdy najmniejszy kawałek ścieżki tej prowadzącej tutaj z kostki. Początkowo dostawaliśmy bardzo dużo zgłoszeń, że jak to ścieżka nie jest wykoszona. I być może to mi jeszcze zostało, że ja to tak zaczynam widzieć.
Chociaż przez długi czas sami mówiliśmy wszystkim, że my tak wręcz chcemy, chcielibyśmy, żeby te pojedyncze kostki zarosły trawą czy koniczyną między. Być może to już po prostu kwestia ludzi i tego, co ja słyszałam od wielu lat, to już mi weszło w głowę.
J: Rozumiem, ludzie też na terenach publicznych mają różnorodne oczekiwania i nie da się zaspokoić wszystkich, ale jakby wychodzicie z pewnym koncepcją. Mi ta koncepcja akurat odpowiada, dlatego też jak usłyszałem, że się zajmujesz… poznaliśmy się w ogóle dopiero teraz, na początku roku 2025 na targach w Warszawie, w Nandarzynie. Mieliśmy wystąpienia po sobie w ramach sali wynajętej przez SAK. I po prostu słuchałem swoich opowieści, jeszcze dojdę do tego, o co najbardziej w ogóle chciałem zapytać.
Ale jak się dowiedziałem, że jesteś ze Śląskiego Ogrodu Botanicznego, zrobił na mnie w zeszłym roku super wrażenie. Myślałem, że koniecznie musimy o tym opowiedzieć, zareklamować to miejsce szerzej. Bo według mnie właśnie dla projektantów ogrodów dzisiaj, w tym czego nam trzeba, żeby tworzyć mniej właśnie wymuskane, wypielęgnowane, wybetonowane i takie zadbane w każdym szczególe, a przez to też bardzo angażujące ogrody, to bardziej potrzebujemy właśnie ogrodów takich półdzikich. Gdzie dla człowieka jest wygospodarowane trochę przestrzeni i naprawdę zgrubnie, no chociaż jeżeli ktoś chce mieć doskonale, no to tak, ale w jakimś takim małym zakresie wystarczającym powierzchniowo dla funkcji po prostu, a nie wszystko, na każdy centymetr działki, a wiele można po prostu zostawić dziko i tak tutaj się dzieje.
W ogóle ogród to zawsze jest, ale tutaj w jakiś szczególny sposób opowieść o wodzie, tu mówiliśmy o ścieżkach, w większości te ścieżki są wykonane z takich ażurowych płyt, które już mocno poprzerastały i tym samym są też przepuszczalne dla wody. Myślę, że to jest fajne, że ta woda po prostu nie płynie jak dzika, jak potokami tymi ścieżkami, ale tutaj dzieje się też wiele innych rzeczy, jakbyś mogła o tej wodzie opowiedzieć.
J: Tak, jeśli chodzi o zagospodarowanie wód deszczowych, to musimy zwrócić uwagę na to, że jesteśmy na terenie powojskowym, który był mocno zdrenowany i nigdzie nie ma żadnych udostępnionych map ani informacji o tym, w jaki sposób był zdrenowany. Natomiast wody traciliśmy bardzo dużo i widzieliśmy to po roślinach.
W związku z tym trzeba było coś z tym zrobić. Zaprojektowaliśmy cały system retencji wód właśnie opadowych, który zbiera praktycznie całą wodę deszczową z obiektu, w którym aktualnie jesteśmy, czyli w siedzibie ogrodu botanicznego, która jest byłym bunkrem.
Tutaj w tym miejscu była stacja dowodzenia i nad którą była stacja radarowa do właśnie sterowania wyrzutniami rakietowymi. I z tego terenu ta woda musiała odprowadzać, to musiało być wtedy, kiedy działała stacja.
J: Doskonale zdrenowane.
E: Tak, musiało być doskonale zdrenowane. No my tę wodę teraz potrzebujemy. Stąd mamy system, który nam tę wodę zatrzymuje w zbiornikach podziemnych. Mamy tych zbiorników łącznie pięć, z których korzystamy. I uwaga, uwaga, bez użycia krzty betonu przekierowaliśmy wodę deszczową z tego terenu do zbiornika wodnego, który jest na samym dole Sośniej Góry.
I dzięki temu po wielu latach wrzuciły na ten teren traszki. Także to jest duży sukces, bo niemalże po dwóch latach od zakończenia inwestycji mamy odtworzony ekosystem zbiornika wodnego, który już tu był, który w międzyczasie zdążył praktycznie cały wyschnąć, czy w większości wyschnąć, z którego uciekła większość zwierząt. A po niecałych dwóch latach powróciły traszki, czyli duży, duży sukces. I udało się to zrobić na dużej powierzchni bez wylania ani krzty betonu.
J: Zdradzi więcej jakichś tajników. Co znaczy, że bez krzty betonu? To znaczy na kształtach PCV?
E: Nie, na ukształtowaniu terenu, na stworzeniu odpowiednich rowów, które nam tę wodę przekierowują w miejsce, w które chcemy, z wykorzystaniem już mokradeł, które zauważyliśmy, że są. To znaczy cały proces projektowania odbywał się przez wiele, właściwie przez kilka lat, obserwacji tego terenu, jak on się zachowuje podczas deszczy. Łącznie z tym, że w momencie deszczu zamawialiśmy filmy z drona, żeby widzieć, jak ta woda spływa.
I mając tę wiedzę, mając wiedzę, w którym miejscu mamy mokradła, w którym miejscu tworzą nam się mokradła po deszczu, w którym miejscu ta woda się zatrzymuje, zaplanowaliśmy system, który nam tę wodę przekierowywał tak, jak chcemy. Czyli z terenów góry w miejsca, w dół, oczywiście, że w dół, ale odpowiednimi kanałami, które chcemy, z wykorzystaniem tych, które już istniały, które są, z dobudowaniem tylko nielicznych fragmentów łączących, przekierowaliśmy tę wodę stąd, przez stworzone naturalnie mokradła, do zbiornika.
J: Absolutnie fantastycznie. Czyli jakby chciałbym wzmocnić ten punkt, bo też w swoim doświadczeniu zaobserwowałem, że zbytni pośpiech przy planowaniu zagospodarowania terenu bez dobrego, cierpliwego poznania go i szczególnie właśnie tego, o czym powiedziałaś, czyli bez poznania, w jaki sposób woda płynie, gdzie ona się zatrzymuje, gdzie spowalnia, gdzie chce się rozlewać. Po prostu nie da się zrobić dobrego projektu.
Trzeba się tego nauczyć, po prostu tego terenu się trzeba nauczyć.
E: Dokładnie, chyba kluczem tego, że wygląda tutaj tak, jak wygląda, czyli pięknie i naturalnie jest to, że roślinność jest dostosowana do terenu, w którym została posadzona. Także było to celowe i przemyślane. Większość rabat, które tu widzisz, czy kolekcji, które tu jesteś w stanie zauważyć, kolekcji strefy umiarkowanego opiera się na gatunkach z danego zbiorowiska. Czyli to są gatunki, które siebie lubią nawzajem i które lubią być w podobnych warunkach i w takie warunki zostały tutaj włożone. Także to jest chyba nasz duży sukces.
J: Super. Mówimy przede wszystkim o warunkach wodnych, bo tak jak mówisz, to jest góra, która ma w dużej mierze jakiś udział rumoszu skalnego, skały wapienne, więc to wszystko jest zasadowe, a tutaj dużo jest takich historii niekoniecznie lubiących zasadowe podłoże.
E: Tak, masz na myśli na przykład rododendrony, które tutaj pięknie kwitną aktualnie. To prawda, rododendrony bardziej preferują kwasowe siedlisko, natomiast specjalnie dla nas zostały sprowadzone osobniki szczepione na podkładkach Incarna, czyli takich, które znoszą to zasadowe środowisko i są w stanie dzięki temu wzrastać tutaj i przeżyć w tych warunkach. Także też staramy się patrzeć na to, na jakich podkładkach szczepimy, jaką mamy roślinę. Nie każda roślina ze sklepu, może nie ogrodniczego, ale z dużego sklepu jest w stanie przeżyć w danych warunkach. Także zakupy też powinny być odpowiednio przemyślane.
J: No właśnie, a to od razu przyszło mi do głowy, no bo teren jest duży, oczywiście daje bardzo szerokie możliwości tworzenia kolekcji roślin i wśród prywatnych inwestorów też pojawiają się takie niejednokrotnie pomysły, żeby tworzyć ze swojego ogrodu arboretum albo w ogóle jakąś kolekcję roślin, które się podobają, tak? Ale jaki jest zamysł generalny? No bo to też nie jest jakby nieograniczony teren, nieograniczony budżet, czyli jakby według jakiego klucza dobieracie rośliny?
E: Według jakiego klucza? No głównie są to rośliny, gatunki naszej strefy lokalne, to znaczy takie, które są rodzime. Natomiast musimy, jakby staramy się, żeby jak najwięcej gatunków było rodzimych. Większa część terenu to jest nastawiona na to, żeby odtwarzać właśnie nasze zbiorowiska. Mówię tutaj o tym terenie ogrodu tak zwanego zielonego, który jest aktualnie w budowie, o większości terenu ogrodu czerwonego, który jest przy fiołkowej górze.
Natomiast jako ogród botaniczny musimy pamiętać, że ogród botaniczny ma też zachować pulę genową innych gatunków, stąd też znajdą się tutaj różne gatunki obce i odmiany. Także staramy się łączyć te dwie funkcje, niekoniecznie w tych samych miejscach, staramy się je gdzieś tam rozdzielić, żeby jednak jak najwięcej terenu zostawić naturalistycznym.
J: Ale jest też trochę takich egzotycznych smaczków. Co myśmy widzieli? Nie grójecznik, tylko judaszowce.
E: Jukkę na przykład, judaszowca.
J: Kwitnące judaszowce.
E: Tak, jest sporo jednak. Musimy jednak spełniać też tą funkcję ogrodu botanicznego. Mimo tego, że ogród nasz powstał właściwie z pobudek całkowicie nie ogrodów botanicznego, a chęci ochrony właśnie fiołkowej góry, o której już wspomnieliśmy i bogactwa gatunkowego, taki mozaiki siedlisk, jaką tam jesteśmy w stanie zaobserwować, niesamowitej z punktu widzenia przyrodnika i botanika. A jakby też z niemożności ustanowienia jakiejkolwiek innej ochrony przyrody został tutaj, ktoś wpadł na pomysł, żeby stworzyć ogród botaniczny.
J: Fantastyczny wytrych. Zamiast ustanawiać rezerwat, to po prostu stworzono ogród botaniczny, który też jest formą ochrony.
E: Nie, właśnie tu muszę sprostować, że ogród botaniczny nie jest formą ochrony przyrody. Nie jest jako, mamy dziesięć form ochrony przyrody według ustawy. Ogród botaniczny nie jest jedną z nich, natomiast widnieje w ustawie o ochronie przyrody i jest zaznaczone, że teren ogrodu botanicznego nie może zostać nigdy uszczuplony, jak również teren z otuliny nie może zostać w taki sposób przekształcony, żeby negatywnie wpływać na teren ogrodu.
J: Może chciałem jakby dopowiedzieć, jest formą ochrony, póki zajmują się tym właściwi ludzie.
E: Tak, można tak powiedzieć, że jest formą ochrony przyrody, ale nie w tym ustawicznym kontekście. Natomiast my staramy się jednak ochronić ten najcenniejszy teren, a te części, które, nie chcę teraz powiedzieć, że są mniej cenne przyrodniczo, bo nie ma takich części, każda część jest cenna przyrodniczo, ale te części, których powiedzmy tak, że nam mniej szkoda, to przeznaczać na właśnie kolekcje roślin ozdobnych, spełniając też inne funkcje ogrodów botanicznych.
J: Jest tak, że jest jakieś gremium na przykład ogrodów, które przyjdzie i wam wystawi cenzurkę. Co wy jesteście, nie jesteście żadnym ogrodem botanicznym, macie tutaj za mało egzotyków.
E: Nie, nie, nie. Słuchajcie, do niedawna byliśmy najmłodszym ogrodem botanicznym i funkcja ogrodów botanicznych się zmieniała całkowicie od momentu ich założenia. Początkowo były to ogrody, które miały na celu prowadzić badania, bo… Zacznijmy od początku.
Ogrody botaniczne powstały razem z epoką wielkich odkryć geograficznych, kiedy ludzie zaczęli się przemieszczać, zaczęli kolekcjonować rośliny, nie tylko rośliny, ale i zwierzęta. Zaczęli zbierać, zaczęli je przywozić, badać i hodować i początkowo stanowiły taką bazę do prowadzenia badań na uniwersytetach przez wiele lat.
J: Linneusz podobno chyba tylko raz wyjechał gdzieś tam do Laponii na dużą podróż, a tak ktoś siedział u siebie i w ogrodzie botanicznym oznaczał te wszystkie rośliny.
J: Dokładnie tak. Natomiast teraz już tego nie potrzebujemy. Już ta wiedza na temat taksonomii, którą mamy, związana właśnie z kolekcjonowaniem roślin, już tam nie jest aż tak potrzebna i te rośliny nie są już bazą do prowadzenia badań. Jesteśmy już na etapie dalszym.
Stąd ogrody botaniczne przez jakiś czas, jakiś moment stracili trochę na wartości, trochę podupadły. Nie były tak mocno finansowane przez uczelnie. W ogóle botanika jako nauka nie była zbytnio, chyba jeszcze dalej nie jest dofinansowana.
Natomiast teraz ogrody zaczynają pełnić zupełnie inną funkcję. I nasz ogród jest pierwszym ogrodem w Polsce, który jest ogrodem siedliskowym, którym zależy na tym, żeby roślinność, jaka tu jest, była roślinnością siedliskową. Także to jest pierwszy ogród w Polsce, który jest nakierowany na bycie ogrodem siedliskowym.
My raczej w większości pielęgnujemy czyżnie, czyli zarośla śródpolne, które są na tym terenie. W większości roślin, które dosadzaliśmy w miejscach, które graniczą z polami uprawnymi, to też właśnie gatunki tak zwane czyżniowe. Staramy się to utrzymać. A między te elementy siedliskowe wplatamy gatunki ozdobne. Te, które bardzo często interesują naszych gości.
J: Mówimy o tym, że ten ogród jest siedliskowy. To znaczy, że jest tutaj bardzo dużo różnych siedlisk w kontekście fitosocjologicznym?
E: Tak, dokładnie. Ten teren był taki całkowicie inny w porównaniu do reszty Górnego Śląska, ponieważ najwyższą warstwą, najbliżej gruntu jest warstwa wapienia, nie warstwa węgla kamiennego, z czym mamy do czynienia w okolicy. Stąd od zawsze był tutaj wydobywany kamień, wapień i wypalany, a pomiędzy kamieniołomami były pola uprawne. I to wykorzystanie tego terenu w ten sposób, czy w taki dawny sposób, gdzie pola uprawne były poprzedzielane zaroślami śródpolnymi, takimi dość szerokimi zaroślami śródpolnymi, spowodowało, że wykształciło się tutaj naprawdę wiele zbiorowisk bardzo wartościowych i przepięknych.
J: Czyli w dużej mierze chcecie zachować te środowiska w takim razie, które tutaj zastaliście, czy też odtwarzacie je, bo one zostały jakieś zdewastowane?
E: W dużej mierze chcemy je zachować. O to chodziło od początku istnienia ogrodu, o zachowanie tego terenu. I to jest teren, który jest właśnie w większości nieogrodzony i do którego oczywiście zapraszam, żeby zobaczyć, ale żeby zrobić to z dużym szacunkiem dla przyrody.
J: Jasne, bo tu mamy tak, mamy ogród żółty tutaj z tą byłą jednostką wojskową. Ogród czerwony, który jest taki płaski i tam są te stawy i pomosty.
E: Tak, tam jest kolekcja roślin taka tarasowa, tam są mokradła, tam są zachowane jeszcze trzy stawy paciorkowe i tam mamy kolekcję sadowniczą, gdzie mamy ponad trzysta odmian, starych odmian jabłoni, grusz, śliw.
J: Tak, tak, tak. No i jeszcze trzeci jest ogród, mówisz, że razem z polem golfowym.
E: Ogród zielony to jest taka część, gdzie odtwarzamy siedliska dendrologiczne i to jest część, która jest poprzeplatana z istniejącym polem golfowym.
J: No ale skoro odtwarzacie siedliska dendrologiczne, no to na tych warunkach glebowych, które tutaj macie i chyba ogród zielony też jest na płaskim raczej terenie. … Czy zróżnicowany?
E: Jest zróżnicowany.
J: No ale wydaje mi się, że też jest ograniczona ilość tych siedlisk, które jesteście w stanie tam zaaranżować.
E: A no jak najbardziej, bo na całym świecie mamy ograniczoną liczbę siedlisk. No my staramy się, żeby to były siedliska…
J: A co konkretnie tam odtwarzacie?
E: Na terenie ogrodu zielonego odtwarzamy zbiorowiska leśne w większości.
J: No wiem, ale jakie? Nie pamiętasz?
E: Nie, no jak to nie pamiętam. Aktualnie… Tylko tak, jesteśmy na etapie początkowym. Chcemy dążyć do buczyn, natomiast na ten moment się sadzimy drzewa gatunków lasotwórczych, które rosną szybko i które są w stanie przeżyć w miejscu, w którym je sadzimy, czyli na glebie mocno zmienionej przez człowieka. To jest gleba, która była mocno przekształcona, mocno uprawiana i jest niestety wyjałowiona, całkowicie zmieniona jej wartość. Więc żeby to zrobić, żeby można tam posadzić drzewa, muszą to być drzewa, które są w stanie na takiej glebie funkcjonować.
Naturalnie w linii sukcesji powstałyby tam łąki, po łąkach weszłyby krzewy, a po krzewach dopiero weszłyby gatunki drzew, takie jak brzoza, pewnie byłby to na początku dąb, a później już by naturalnie tworzył się inny ekosystem liściasty. My sadzimy brozy, dęby, czyli gatunki, które są w stanie w tym miejscu funkcjonować. Sadzimy je jako małe siewki z takiego powodu, że mała siewka jest w stanie, ma na tyle siłę korzeniową, żeby utorować sobie odpowiednią drogę i ta, która przeżyje, to tam w tym miejscu przeżyje. Sadzimy je też dość gęsto.
J: Ile na metr?
E: Wiesz co, teraz to ci nie powiem, ale sadzimy je naprawdę bardzo gęsto, tak co 20, co 30 centymetrów, także mocno, mocno, mocno gęsto.
J: To może być więcej jak nawet na metr w takim razie.
E: Tak, to na pewno.
J: To bardzo dużo.
E: Bardzo dużo, ale zależy nam na tym, żeby one dość szybko wzrosły i szybko się przewróciły. Bo wtedy przewrócone drewno stanowi już element, który znowu nam tą glebę będzie przekształcał.
J: Tak, źródło próchnicy, jasne.
E: No więc to jest ta część dendrologiczna. Tam też mamy bardzo ciekawe pozostałości łęgów. Na starych mapach widoczne są jeszcze pozostałości stawów paciorkowych, które zostały zasypane, które chcemy odtworzyć i które zaczęliśmy odtwarzać.
J: Naturalnych czy rybnych?
E: Trudno powiedzieć. Nie ma o nich żadnych informacji. Ta część terenu była pod jurysdykcją księstwa pszczyńskiego i w większości stawów, jakie były hodowlane, to musiało zostać wydane pozwolenie. I w większości stawów w Mikołowie to pozwolenie jest. Natomiast przy tych stawach ja nie doszukam się żadnej informacji. Stąd nie jestem w stanie powiedzieć, czy to były stały.
J: Mogły być naturalne.
E: Mogły być naturalne, natomiast wiemy, że były to stawy nacieku. Sam ten teren jest dość ciekawy pod względem wody, bo przez ten teren nie dość, że przebiega dział wodny, pierwszorzędowy dział wodny między Wisłą a Odrą, to jest tutaj dość sporo wywierzysk. Sama Mikołów, Sołectwo Mokre, sama nazwa Mokre też to podkreśla, że było tutaj zawsze mokro.
J: Co to jest wywierzysko?
E: Miejsce, gdzie woda się przebija z niższych partii gleby do góry. Więc jest tutaj dość wilgotno i zawsze było tutaj dość wilgotno i dość mokro. Stąd widzimy też pozostałości właśnie łęgów, które też będziemy chcieli odtwarzać. Jeden fragment też już nam się udało zabezpieczyć w wodę dzięki odtworzeniu kilku po prostu zastawek na istniejącym cieku.
J: Macie bobry? Nie, w okolicy nie ma. Najbliżej bobry spotkałam na Kłodnicy, aczkolwiek wydaje mi się, że tylko przechodziły.
J: Mam pytanie, mówisz, że z tymi działaniami takimi lasotwórczymi dążycie do stworzenia buczyn, a sadzicie póki co brzozy i dęby, czyli rozumiem, że te buki są w perspektywie za 20 lat, na przykład za 30 chcecie je sadzić?
E: Jak nie później.
J: No właśnie, tak pomyślałam, że ta gleba musi być bardziej próchniczna, a się stworzyć przez te wszystkie opadłe brzozy.
E: Tak, dokładnie.
J: I skąd bierzecie sadzonki, z jakich szkółek leśnych?
E: Ze szkółek leśnych, dokładnie, to są typowo leśne gatunki.
J: Z gołym korzeniem?
E: W większości małe sadzonki z gołym korzeniem.
J: Okej, a termin sadzenia? Na jesieni?
E: Tak.
J: No jasne, to najlepiej. Jeszcze mam pytanie, jakie zabiegi pielęgnacyjne przy tych laskach wykonujecie? Robicie jakieś koszenie, czy po prostu sadzicie, zostawiacie?
E: Sadzimy i zostawiamy i zapominamy. Także to ma się tam w zamyśle samo odtworzyć. W sensie przyroda musi zrobić tę pracę za nas. I chyba gdybyśmy chcieli uzyskać efekt szybciej, to musielibyśmy zrobić dużo więcej zabiegów pielęgnacyjnych, a może nie pielęgnacyjnych, ale właściwie odtworzeniowych. Czyli trzeba by całkowicie odtworzyć glebę w takim sensie, że po prostu ją skądś indziej przewieźć. My tego robić nie chcemy. Chcemy, żeby to zrobiła przyroda sama.
J: Jasne, rozumiem. No bo to wiesz, od razu mi się nasuwają skojarzenia. I tak też rozmawialiśmy, że oczywiście to jest bardzo blisko koncepcji Miyawaki. Takiej właściwie Miyawaki od połowy. No bo jakby nie przygotowujemy gleby.
E: Oj, to chyba nie jest taki las Miyawakiego. Las Miyawakiego właśnie…
J: Zagęszczenie jest podobne.
E: Zagęszczenie jest podobne, to prawda. Wzrost jest podobny, ale tam się opiera na tym, że wymieniamy jednak tę glebę.
J: No właśnie, a tutaj nie robicie nic.
E: A my nie robimy nic.
J: Jakąś orkę robicie? Robicie jakieś bruzdy? Tak jak leśnicy robią? Coś w tym stylu?
E: Wiesz co, już teraz jesteśmy na etapie, że mamy posadzone te sadzonki.Więc teraz jeżeli jest teren, który nam nie udał się gdzieś tam, te sadzonki nie przeżyły, to po prostu w miejsce tych sadzonek sadzimy nowe. Początkowo ten teren był, ziemia była troszeczkę przerzucona, żeby jednak nie sadzić w twardej ziemi.
J: Wiem, ale też taki niuans mnie zastanawia, bo na przykład z tego co widzę, to leśnicy chyba w zależności od terenu, ale zwykle metoda jest taka, że robią taką bardzo grubą orkę, w której powstają takie rowy i sadzą rośliny na szczytach tych rowów.
J: Tak, aczkolwiek nie trzeba tego robić. Ja kiedyś, taka anegdotka, rozmawiałam z leśniczym, dlaczego oni to robią, dlatego, że jest tak łatwiej, a kiedy pytałam się o to, ale przecież trudniej jest wtedy wycinać te drzewa, to mówią, że przecież to już nie za ich życia, więc to już będzie ktoś inny się z tym męczył.
J: No tak, nie, to po stu latach, jak oni je wycinają, czy tam po osiemdziesięciu, to chyba te bruzdy to już znikną pod tym. Znaczy mnie się zdawało na przykład kiedyś, że korzystniej byłoby sadzić w tych, w zagłębieniach, ale jeden z moich klientów zrobił kiedyś coś takiego bez konsultacji ze mną i okazało się, że mu wygniły tam te świerki, bo było za dużo wody. Już sobie pomyślałem, że może jest w tym jakaś tam myśl leśnicza, że jednak w tych zagłębieniach się wtedy woda zgromadzi, roślina sobie do nich dojdzie, ale z kolei szyjka korzeniowa nie przygnieje, bo będzie jednak ponad tym wszystkim.
E: Dokładnie, no szyjka korzeniowa nie może być zalana w większości drzew, to znaczy zależy od gatunków, wiadomo. Mamy gatunki lasów łęgowych, które to znoszą, natomiast większość gatunków tego nie znosi.
J: W ogóle korzeni nie chce mieć pod wodą, no właśnie. Dokładnie. Tak. No to jest ciekawe. No dobra, czyli wy w sumie na płaskim. Czyli zrobiliście orkę, żeby po prostu skasować łąkę i trochę wzruszyć glebę, żeby była luźniejsza, ale sadziliście w płaskim.
E: Dokładnie.
J: Dobra, a ten teren jest sam w sobie, mówisz, że on jest zróżnicowany.
E: On jest zróżnicowany, bo on jest też na zboczu góry, więc jest tam dość sporo jakichś dołków, górek, dolinek, małych kotlinek, także.
J: Okej, na jakichś stromych zboczach też sadziliście?
E: Nie, to bardziej niewielkie zbocze, niewielkie zbocze, które, no zresztą tak jak można widzieć, zobaczyć przy drodze, przy tym terenie biegnie ścieżka rowerowa, także można to przyjechać, sobie zobaczyć jak to wygląda.
J: No zobaczę, już nie dziś, ale tamte ogrody sobie niezależnie obejrzę. A do kamieniołomu też można wejść?
E: Można zobaczyć go z góry. Okej. Jest też ścieżka, która prowadzi do kamieniołomu, aczkolwiek nie byłam tam dawno i nie wiem w jakim ona jest stanie. Może być troszeczkę zarośnięta.
J: Ale rozumiem, że kamieniołom jest zostawiony na dziko, w sensie tam nie robicie na sadzeniu ozdobnych jakichś takich historii?
J: Tak, zostawiony na dziko, częściowo jest, widać jak postępuje sukcesja. Także on myślę, że w domyśle zarośnie, tak jak pozostałe dwa kamieniołomy, które są na tym terenie i są całkowicie zalesione z zdjęć lotniczych. Już nie widać gdzie były.
J: Aha, jeszcze jest kilka kamieniołomów, nie jest jedyny.
E: Są łącznie trzy kamieniołomy na tym terenie. Dwa całkowicie zarośnięte, jeden ten, który najpóźniej został, gdzie najpóźniej zostało zaprzestane wydobycie. Jeszcze tą skałę można zobaczyć.
J: Nie chcecie sobie zostawić jakiejś części jako po prostu do pozyskiwania materiału na murki, na jakieś tam ścieżki, żwirowiska?
E: Dobre pytanie, bo jest tutaj kilka elementów, które powstały właśnie tak jak ogród Sucha Rzeka, która powstała z tego budulca. Myślę, że zawsze możemy do tego wrócić, jeżeli będziemy potrzebować, także nie jest to…
J: Jasne, wyciąć trochę głogów i dostać się do kamienia.
E: Jeszcze nie jesteśmy na etapie…
J: Nie jesteście rezerwatem, możecie robić, co chcecie.
E: To jest śmieszne, bo jako ogród botaniczny nie potrzebujemy zezwolenia do wycinania drzew, które są na naszym terenie, tak że to, jak jest prowadzone, to zależy w dużej mierze od naszej świadomości i naszego poczucia ekologicznego.
J: To, co wcześniej rozmawialiśmy, że teren jest chroniony, póki zarządzają nim mądre osoby. Ale póki co wydaje się, że jest fajna ekipa i taka naukowa i taka bardzo wrażliwa.
E: Na ten moment to jest grono naprawdę pasjonatów, ciekawych ludzi, którzy są otwarci do współpracy i do opowiadania o tym, co tutaj jest, co tutaj się dzieje i nie tylko.
J: To są też osoby, ponieważ ogród jest bardzo młody, raptem 20 lat, które też to miejsce w takim razie wywalczyły, żeby ono w ogóle mogło powstać.
E: Tak, jedną z takich osób jest obecny dyrektor, pan Paweł Kojs, który tutaj mocno walczył o to miejsce, który jest dyrektorem od samego początku.
J: Super. Duża część twojej ścieżki profesjonalnej to edukowanie innych. Powiedziałaś takie piękne słowo wcześniej, że trochę zapomnieliśmy, jak funkcjonuje świat. Uważasz, że powinniśmy szczególnie inwestować w edukację najmłodszych.
E: Tak, to jest coś, z czym się spotkałam na samym początku mojej drogi edukacyjnej, kiedy prowadziłam warsztaty przyrodnicze dla szkół i wyciągałam dzieciaki ze szkół katowickich do najbliższego lasu. I taka śmieszna historia, że szliśmy do tego lasu i dziecko, które mieszkało dosłownie trzy domy, jego dom, dwa domy i zaraz taki przepiękny, przepiękny las. I on mi w drodze tam powiedział, że tu mieszka, i mówię, super, ekstra, to teraz jakby pokażesz nam ten las. I on mi powiedział, że on tutaj nigdy nie był w tym lesie.
J: Kosmos.
E: Kosmos, trzy domy od lasu, takiego naprawdę pięknego. A po powrocie, kiedy już wracaliśmy, był niesamowicie zachwycony tym lasem. To takie niesamowite doświadczenie. Inne doświadczenie to takie, że dzieci bały się przejść, dzieciaki boją się lasów, boją się przejść przez nawet malutki rów, boją się, że gdzieś tam czeka na nie pułapka, jakieś niebezpieczeństwo. I myślę, że to wynika w głównej mierze od zmiany stylu życia, zmiany stylu życia naszego społeczeństwa, rodziców, osób, które nigdy nie wchodziły do lasu i przez to się tego lasu boją.
A kiedy się czegoś boimy, to tego nie chcemy. A ponieważ tego nie chcemy, to nie chcemy tego mieć nawet w naszych domach i ogrodach. Nie wiem jak ty, ale ja się spotkałam z ludźmi, którzy o wysokim statusie społecznym, którzy przeprowadzili się z mieszkania do domu i najchętniej chcieliby mieć sztuczną trawę w ogrodzie, byle nie przyleciały żadne owady, pszczoły, o boże osy i najlepiej nic. Najlepiej żadna nawet żaba.
J: Tak, tak. Obserwuję ten taki paniczny lęk przed wszystkim co żywe i to postępujący poziom takiej sterylizacji życia. Ty też powiedziałeś taką fajną rzecz wcześniej, że coraz mniej potrzebujemy w ogóle innych do tego, żeby przeżyć, ponieważ wiele możemy po prostu ogarnąć dzięki nowym technologiom, ale właśnie kosmiczne jest to, że wydaje nam się, że nie potrzebujemy w ogóle roślin i całej reszty, która w nich żyje. Te mikroflory glebowej.
Przecież, kurczę, w ogóle takie fantastyczne badania przytaczał ostatnio Piotr Sikorski, że kilkadziesiąt procent naszej flory bakteryjnej, jelitowej i w ogóle wewnętrznej, przewodu pokarmowego, naskórnej jest wymieniane z tymi samymi bakteriami, które są w lesie, które właśnie pochodzą z drzew, pochodzą z gleby i po prostu wracając do lasu my sobie tą florę możemy regenerować. Bez tego nie jesteśmy w stanie w ogóle żyć, nie jesteśmy w stanie trawić. Po prostu umrzemy, jeżeli nie będziemy mieli tej mikroflory w sobie, a tak bardzo próbujemy się od tego wszystkiego, co żywe, właśnie zdystansować, ale to jest ślepy zaułek.
E: Tak, było kiedyś takie japońskie przysłowie, że dopiero kiedy padnie ostatnie drzewo, wtedy przekonamy się, że pieniędzy nie da się jeść. I to chyba tak mocno nam pokazuje, że jak bardzo jesteśmy zaślepieni tym pędem do tego, co mamy, do rzeczy, do pieniędzy, że zapominamy o tej podstawie piramidy potrzeb, która nas buduje i dzięki której funkcjonujemy, czyli o przyrodzie, która daje nam wszystko, z której czerpiemy i pożywienie, tlen, materiały do budowy tego wszystkiego, co mamy. No nic, co powstało, nic, z czego korzystamy, nie powstało znikąd. Wszystko bierze się z przyrody, która jest wokół nas i która to tworzyła przez setki, tysiące, miliony lat.
J: Czy ty masz jakiś pomysł na to, jak szerszą grupę ludzi spoza naszej bańki wąskiej, rozumiejącej, czującej te tematy, można zainteresować i uwrażliwić takimi obszarami?
E: Wiesz co, tak ja bardzo długo prowadziłam warsztaty, zajęcia różnego rodzaju. Jeszcze zanim to się zaczęło stawać modne, wtedy nie było tak dużo różnych stowarzyszeń, które się tym zajmowały. Teraz powstaje ich coraz więcej. Ja z czystym sumieniem mogę polecić przynajmniej z dziesięć różnych stowarzyszeń, które prowadzą naprawdę świetną edukację przyrodniczo-ekologiczną dla dzieci, młodzieży i rodzin z dziećmi. Pomyślę, że od tych najmłodszych powinniśmy teraz, właściwie powinniśmy w tych najmłodszych inwestować, bo my już jesteśmy trochę na straconej pozycji.
J: Popsuci.
E: Trochę tak, trochę wydaje mi się, że to najmłodsze pokolenie, które jest w stanie chłonąć, obserwować, analizować, nawet w takiej ciszy i w takim trochę bardziej uspokojeniu tą przyrodę kontemplować, jest w stanie później ją zrozumieć.
Ilekroć rozmawiam z osobami już dorosłymi, nie mają one czasu na to, żeby w taki sposób jak małe dzieci przyjrzeć się przyrodzie. Nawet są to rodzice, ci rodzice, którzy przechodzą na te warsztaty ze swoimi dziećmi. Oni już nie patrzą na to w ten sam sposób.
J: No jasne. Pracują każdy na etat albo dwa, wracają do domu, żeby zawieźć dzieci na tysiąc zajęć pozalekcyjnych i spłacać kredyty i po prostu zupełnie nie mają czasu na to, żeby się uwrażliwiać. A są też często, po prostu są już starzy, są ukonstytuowani i mają już w swój głowach jakieś swoje racje, swoje ścieżki postępowania.
E: Dokładnie tak. I wbrew pozorom są to też ci, którzy przyjeżdżają tutaj do nas ze swoimi dziećmi, czy do ogrodu, czy na jakieś inne warsztaty. Są świadomi swoich… są ludzie świadomi swoich braków i swojej niewiedzy i chcą, żeby ich dzieci były całkowicie inne. A jedyną, wydaje mi się drogą do tego, żeby myśleć o czymś, że coś jest ważne, to poczuć jakąś więź z tym czymś.
I czasem nawet to, że dziecko zrywa jakieś kwiatki. My sobie myślimy jako dorośli, że ono niszczy przyrodę, bo zrywa kwiatki, pielęczy się wianek, czy rzuca kamieniem gdzieś w wodę, czy gdzieś tam przerzuca, zbiera patyki i niszczy tę przyrodę. A to właśnie jest też nabieranie takiej więzi emocjonalnej z tą przyrodą. To, że to doświadczenie plecenia wianków, zabawy na trawie, na łące, to potem zostaje i owocuje.
J: Tak, taki nieskrępowany po prostu kontakt z przyrodą, taki wyluzowany czas na łonie natury. Ale super, mówisz, że jest nadzieja, że ludzie, którzy nawet sami nie mają przestrzeni, żeby się tym zajmować, to jednak czują, co jest dobre i przyjeżdżają razem z dzieciakami, żeby chociaż oni ich uratować. Ale według ciebie, jaka jest ta statystyka? Więcej jest ludzi, którzy są obojętni na przyrodę i potrzebę tej więzi, czy więcej jest ludzi, którzy czują, że jednak coś w tym jest, nawet jeśli nie podejmują działań?
E: Ojejku, ja się obracam w środowisku większości ludzi, którzy są zaangażowani w działania. Ale patrząc po mojej rodzinie, myślę, że jest na odwrót. Rodziny się nie wybiera, jest jaka jest. Ale czasami nawet trudniej jest z rodziną współpracować w tym, jeżeli chodzi o roślinność, bo sama widzę to po swoich najbliższych, że w ogrodach zamiast żywopłotu chociażby z głogów są żywopłoty z tui i nie jestem w stanie tego przewalczyć. Więc kwestia pieniądza i takiej pozornej myśli, kalkulacji, że ta tuja jest jednak tańsza, czasami wygrywa, często wygrywa.
J: No, kalkulacja wygrywa, to prawda. I też może…
E: Choć pozornie, bo patrząc w dłuższej perspektywie, tylko my nie patrzymy w długiej perspektywie, nie patrzymy w perspektywie stu lat, kiedy rozwijają się zbiorowiska, tylko patrzymy w perspektywie naszego życia, czyli kilkudziesięciu lat, gdzie za te paręnaście lat już nas nie będzie obchodzić, co tam jest, prawda?
J: Ale ty patrzysz.
E: No ja patrzę, biolodzy patrzą, przyrodnicy patrzą.
J: Ogrodnicy patrzą.
E: Mam nadzieję, że ogrodnicy też i architekci krajobrazu.
J: No tak, no tak. Ci, którzy sadzą drzewa prędzej. Ci, którzy sądzą jakieś tam jednoroczne, czy bylinki może mniej, ale…
No dobrze, chciałem z tobą jeszcze porozmawiać o jednym obszarze tematycznym i jakby kolejnej nodze twoich doświadczeń profesjonalnych. To też mi się wydawało absolutnie pasjonujące i chciałem, żebyś powiedziała o tym więcej, Archiclima.
E: Archiclima to jest moja druga praca. Właściwie jestem tam od niedawna w zespole. Niestety z przerwą, ale to jest fantastyczny zespół osób, które działają w obszarze typowo zurbanizowanym, czyli w obszarze miejsc, w terenach czy obszarach wielkoformatowych, takich jak centra handlowe, lotniska, czyli tereny mocno zabudowane, mocno zabetonowane.
J: Jeśli dobrze rozumiem, zazieleniacie to, co nie zostało przewidziane do zazielenienia wcześniej, czyli jakieś takie wielkie powierzchnie na przykład dachów, próbujecie tam wprowadzać zieleń.
E: Nie tylko tam, w miejscach, gdzie jest to możliwe. Czyli jest cały zespół, bo to nie tylko ja, ja jestem tam tylko architektem krajobrazu, zajmuje się tylko roślinnością, ale to jest duży zespół architektów, którzy zajmują się analizą całych tych terenów i okolic w taki sposób, by znaleźć jak najwięcej miejsc do wykorzystania na zieleń, na elementy zielone, na zwiększenie retencji i na zwiększenie efektywności energetycznej czy cieplnej tych obiektów.
To znaczy koleżanki architektki analizują projekty, analizują tereny, analizują też umowy co do ilości miejsc parkingowych i jeśli tylko jest jakakolwiek szansa na zwiększenie ilości zieleni, wtedy wchodzimy w tą zieleń. I w miejscach, w których ta zieleń jest, też zależy nam na tym, żeby poprawić jej jakość, bo nie tylko ilość, ale również jakość zieleni się liczy.
J: No dobrze, wczoraj umówiłem się z koleżanką pod Ikeą w Krakowie. Plac gigantyczny, cały wybetonowany. Od 20 lat patrzę na ten plac i myślę sobie, boże, mogliby chociaż tak jak tutaj macie, wy zrobione te kratki trawnikowe, żeby ta woda wchodziła w głąb i żeby może coś tam się na nich zieleniło, gdzie akurat nie parkują samochody, ale nie.
Dodatkowo parę doniczek betonowych z takimi klonami cienkimi jak patyki, takimi po prostu na górze malutkimi zielonymi, no chyba dla pisu po prostu posadzonymi jak woreczek foliowy, takimi po prostu bombeczkami. No i jakby tyle tej zieleni i w ogóle nie ma nic. No i dach spodziewam się, że Ikea, która bardzo rozsądnie gospodaruje zasobami ekonomicznymi, to na pewno dach przez inżynierów został konstrukcyjnie tak zrobiony, że dokładnie wytrzyma śnieg i ani grama więcej. Więc co właściwie tam można zrobić?
E: W zasadzie można zrobić sporo. Można zacząć od przeanalizowania tego, jak gospodarujemy wodą deszczową i to jest taki chyba klucz, od którego można zacząć. Ikea też jest dość specyficzna, tam w większości nie ma okien, więc o tej cieplnej wymianie między oknami i to tam nie ma mowy. Natomiast to, jak woda jest magazynowana, gdzie spływa, w którym miejscu spływa, to można przeanalizować.
Jak najwięcej tej wody można wyłapać chociażby na to, żeby móc podlewać te rośliny w doniczkach, bo z doświadczenia wiem, że zapewne są podlewane wodą z sieci, a nie deszczówką, a deszczówkę tracimy, co jest dużym problemem dla naszego kraju.
J: A czym ma sens i czy robicie takie rzeczy, żeby tę wodę w ogóle wpuszczać w ziemię, żeby tworzyć jakieś, nie wiem, obiekty rozsączania?
E: Ogrody deszczowe, takie tereny rozsączania. Wszystko zależy od miejsca, w którym jesteśmy i które jest aktualnie tworzone, projektowane. Mieliśmy jeden przypadek Centrum Handlowego na Pomorzu, gdzie na przykład odtwarzamy element boru sosnowego, ubogiego boru sosnowego, który w okolicy właściwie już się zaczął sam tworzyć. My tam zaprojektowaliśmy ściągnięcie betonowej płyty, która jest całkowicie niepotrzebna. Pod tym zaprojektowaliśmy systemy do rozsączania wody deszczowej, którą da się złapać z dachu i to jako element pod powierzchnią. Natomiast na powierzchni chcielibyśmy zostawić już bór sosnowy, który i tak się by tam stworzył, gdybyśmy to miejsce zostawili całkowicie same sobie.
J: Tutaj opowiadałaś mi o tym, że woda, którą wyłapujecie na przykład z parkingu, zanim ona trafi do stawu, w którym właśnie wróciły już traszki, to najpierw przepuszczacie ją przez jakieś filtry.
E: Mamy tak zwany system bio retencyjny, tak go nazwaliśmy. Chodzi o to, że cała woda z parkingu jest przepuszczana przez złoże biologiczne. To działa trochę tak jak oczyszczalnia fitokorzeniowa. To znaczy woda jest oczyszczana przez odpowiedni układ, odpowiednią gradację gleby, kamieni, skał, piasku, ale między tym jest też posadzona roślinność, która ma wyłapywać głównie biogene, która jest w stanie zakumulować w swoich tkankach.
J: Stosujecie jakieś złoże asorpcyjne?
E: Wiesz co, my staraliśmy się to zrobić jak najbardziej naturalistycznie, jak najbardziej naturalnie, więc po prostu jest tam odpowiedni układ warstw o różnej gradacji.
J: Żeby to było pewnie drożne po prostu też.
E: Tak.
J: A mówiąc, że wyłapujemy biogeny, to mamy na myśli?
E: Azotany, fosforany, to co rośliny są w stanie zmagazynować, zakumulować przez korzenie.
J: A takie substancje, jakieś oleje wyciekające z samochodów?
E: Oleje ropopochodne. Część roślin jest w stanie sobie z tym poradzić i to gdzieś zatrzymać, zakumulować. Natomiast nie wszystko wiadomo. Ale zależy nam na tym, żeby to co trafia do stawu już było tą wodą jak najbardziej czystą, bez tych wszystkich olei. Wiadomo, jest to dość daleka droga, więc podejrzewam, że duża część tych substancji ropopochodnych zostanie po prostu w glebie, w miejscu tego złoża bio retencyjnego.
I co jest ważne, to pielęgnacja tego złoża. To znaczy, no wiadomo, jak rośliny obumierają, tworzy się nowa warstwa gleby. W pewnym momencie prawdopodobnie będzie trzeba tą istniejącą warstwę gleby podłoża wymienić za parę lat. Więc to jest, ważne będzie to, co zrobimy z tą podłożem.
J: Czemu trzeba będzie wymienić?
E: Prawdopodobnie dlatego, że będzie po prostu zbyt wysoko.
J: Nie będzie woda przepływać, po prostu się to zapcha przez ten odkosz tej materii organicznej.
E: Woda będzie przepływać na swoim poziomie, więc prawdopodobnie będzie dużo niżej niż system korzeniowy, który chce, żeby tą wodę oczyszczała.
J: No dobrze, zastanawiam się też nad tym, no bo przy ogrodach prywatnych to nie ma takiego dużego znaczenia, a może przy waszym ogrodzie tutaj śląskim, botanicznym też nie, no bo większość samochodów pewnie jest nowa. Nawet jak ktoś tam trochę kapie tymi olejem, to też nie jest pewnie jakaś tam duża ilość. Parking nie jest duży, obłożenie nie jest duże, ale pod takim centrum handlowym, no to ta wymiana tych samochodów i ten spływ właśnie z deszczem tych wszystkich substancji.
E: Centra handlowe są troszeczkę inne.
J: To jest jakiś kosmos, jeśli chodzi o zatrucie wód gruntowych.
E: Znaczy się tak, woda, która spływa z terenów parkingu jest oczyszczona w specjalnych separatorach. Więc jakby najpierw musi przejść przez specjalne separatory, później trafia do zbiorników na deszczówkę. Także tam jest troszeczkę inna sytuacja.
J: No właśnie, poważniejszy układ. No dobra, co jeszcze takiego inspirującego się dzieje w ArchiClime?
E: Ojejku, to jest naprawdę niesamowicie inspirujący zespół. Od samych projektów, przez w ogóle sam zamysł takiego działania na rzecz centrów wielkopowierzchniowych, bo to jest w ogóle niesamowite. To jest, oprócz zespołu projektującego, jest zespół, który tworzy tak zwany zespół assessmentu, którzy oceniają przystosowanie czy zdolności adaptacyjne danego centrum. Co jest, myślę, że takim plusem. I wychodzi trochę naprzeciw tej nowej ustawy, która ma zmotywować tych dużych inwestorów do dbania o jakość przyrody.
J: No właśnie, zastanawiałem się, czy oni mają jakikolwiek interes w tym, żeby w ogóle was angażować, ale mówisz, że jest jakiś bat prawny, który ich obliguje do jakichś działań.
E: Tak, ale z tego co wiem, to on się pojawił później, po tym jak już projekt ArchiClimy funkcjonował. Ja może nie jestem dobrą osobą do tego, żeby opowiadać o całym projekcie, bo ja po prostu weszłam do tego projektu w trakcie jego funkcjonowania. Być może uda się zrobić rozmowę z osobami, które ten projekt prowadzą. Może byłbyś zainteresowany, wtedy dam ci kontakt. Jest naprawdę świetny, świetny zespół niesamowitych ludzi, którzy chętnie opowiedzą.
J: No bo z tego co się orientowałem, to jakby ArchiClima jest częścią też jakiejś większej w ogóle grupy.
E: Firmy InvestEco, która zajmuje się też assessmentem, oceną ekologiczną.
J: Ale też jakimś, czy recyklingiem, czy przetwarzaniem odpadów, jakimś takim historiami.
E: Też, też, dokładnie.
J: Zacząłem czytać w sieci, ile tam się tego dzieje wokół tej ogromy środowiska.
E: Niesamowita firma, która opracowała system odzyskiwania materiałów z frakcji, która do tej pory, plastiku, która do tej pory nie była odzyskiwana. System jej przetwarzania i to, co uda się przetworzyć jest wykorzystywane do na przykład tworzenia mebli ogrodowych. Także można na drukowanych, na drukarkach 3D. Także można sobie mebli i różnych innych rzeczy można sobie zamówić. Coś, co jest przetworzone.
J: Super. Powiedz mi proszę, masz jakieś doświadczenia z projektowaniem ogrodów prywatnych?
E: Wiesz co, niewielkie. Raczej z uwagi na moją pracę i moją historię, ja po pierwsze jestem biologiem i botanikiem i projektowanie ogrodów, projektowanie terenów czy późniejsza architektura krajobrazu, właśnie wyszło z pracy tutaj w ogrodzie i z tej potrzeby zazieleniania terenów, z potrzeby, czy zauważenia tej potrzeby zazieleniania miejsc w mieście w taki sposób, czy wprowadzenia tej zieleni do miast w taki sposób, żeby ona nam jednak służyła. I żeby była częścią miasta, a nie tylko jakąś ozdobą wrzuconą gdzieś przypadkowo i o którą trzeba niesamowicie dbać, żeby ją utrzymać.
J: Bardzo ciekawe. No, rozumiem. Myślę, że pracując w swoim zawodzie możesz mieć fajny wpływ po prostu na dobro wielu ludzi. W szerokim ujęciu.
E: Mam nadzieję. Mam nadzieję. Bardzo nam na tym zależy. Nam jako całemu zespołowi Ogrodu Botanicznego i wydaje mi się, że projektu Live Archiclima też.
J: Ale wiesz, że ogrody prywatne to jest 20-30% naszych miast.
E: Wiem, wiem, jestem tego świadoma, dlatego też często prowadziliśmy, przed moim urlopem, prowadziliśmy warsztaty i zajęcia właśnie dla osób prywatnych z tworzenia ogrodów, planowania swoich własnych ogrodów z wykorzystaniem gatunków rodzimych, z naciskiem na gatunki rodzime i wykorzystaniem rozwiązań opartych na przyrodę.
W trakcie zajęć próbowaliśmy przedstawić, czy pokazać, w jaki sposób policzyć, ile mamy deszczówki, jakie rozwiązania możemy zaprojektować, czy to zbiorniki na deszczówkę nadziemne, podziemne, systemy rozsączania wody deszczowej. Jeśli projektujemy dom, to możemy od razu zaprojektować sobie system drenażu w taki sposób, żeby tę wodę rozprowadzić po naszym ogrodzie bez zbiornika na deszczówkę.
No i do tego, jakie gatunki wybrać, bo to też nie jest, nie jest takie typowo oczywiste. Kiedy ma się swój ogród, chciałoby się mieć tak pięknie, jak w ogrodzie botanicznym albo jak w przestrzeni, którą spotkaliśmy na mieście. A wiadomo, w większości miast są to gatunki jednak obce. Jeszcze gdzieś tam chyba jest ich najwięcej, chociaż to się zaczyna zmieniać. Większość miasta też zaczynają tworzyć rabaty naturalistyczne i rabaty z gatunków rodzimych. I mam nadzieję, że to też zainspiruje wielu właścicieli ogrodów prywatnych do tworzenia u siebie takich terenów.
J: No i jeśli zainspiruje właścicieli ogrodów prywatnych, to może oni z kolei zainspirują szkółkarzy, bo największy problem jest w tym, że tych roślin się nie da kupić.
E: Tak, to prawda. Dużym problemem jest zakup roślin, sadzonek. To jest też jedna z takich moich bolączek. I przy okazji projektu Life Archiklima, że projektujemy duże tereny na dużą ilość gatunków i tych sadzonek nie ma. Realizacja tych projektów trwa bardzo długo.
J: No ale jeżeli, tu opowiadałaś mi wcześniej o realizacji altany z dachem zielonym. Jak to się nazywa? Wiata.
E: Wiata edukacyjna.
J: Wiata edukacyjna, tak. Na której testujecie, jak będą się zachowywać rośliny przy różnej miąższości substratu na dachach zielonych. Macie tam awaryjny system nawadniają, wszystko fajnie. Iz takim po prostu ukłuciem bólu mówisz, te rośliny, które po prostu wykonawca posadził, bo nie był w stanie kupić tych, które sobie zażyczyliśmy. I znowu, bo była to firma właśnie bez kompetencji, która czekała do ostatniej chwili, aż te rośliny trzeba będzie sadzić i je kupić. Oczywiście nie dało się ich kupić, nie zamówiła ich sobie wcześniej.
No ale jeżeli mamy cały ten łańcuch obsługi, inwestycji oparty o ludzi z odpowiednimi kompetencjami, no to wtedy jesteśmy w stanie zadbać o to, żeby właśnie odpowiednie rzeczy działy się w odpowiednich momentach. Ja coraz częściej słyszę, że szkółkarze właśnie produkują coś dla firmy, która będzie tam sadzić na przykład za dwa lata, nie? I to już…
E: Tak, no to duży problem jest, jeżeli chodzi o rośliny rodzime, czy rośliny środkowej Europy, których nie da się kupić. Ale szkółkarze są otwarci. Ja ze swojego doświadczenia wiem, że wystarczy dobra rozmowa i odpowiednio wcześniejsze zamówienie roślin i wtedy są w stanie po prostu wyprodukować tyle, ile potrzebujemy.
J: Bylin.
E: Bylin, tak.
J: Bo z drzewami to…
E: No z drzewami wiadomo, potrzeba kilku…
J: Formy nie ogołocone na wysokości do dwóch metrów z gałęzi.
E: Tak, to też zależy od tego, jakie drzewa chcemy sadzić, no nie? W jakim stanie i… O, jest bardzo dużo zależności. Zresztą pewnie wszyscy już słuchacze o tym wiedzą, że to zależy od tego, jaki efekt chcemy osiągnąć, takie drzewo musimy sadzić. No my najczęściej, ja najczęściej kupuję w szkółkach leśnych ich to małe sadzonki i wychodzę z założenia, żeby posadzę ich więcej i jak przeżyję, to znaczy, że się przyjmie, jeżeli nie, to nie.
Przy okazji ArchiClimy, no musimy sadzić większe rośliny, bo to też chodzi inwestorom, więc to jest taki kompromis. Tam sadzimy większe okazy, natomiast też zalecamy mocniejszą pielęgnację na początku. Coś, czego ja bym starała się w ogrodach prywatnych też może uniknąć w części. Też nie wiem, czy to się uda.
J: Uniknąć czego?
E: Sadzenia dużych roślin od samego początku, bo wiadomo, że im większą roślinę sadzimy, tym ona ma mniejsze zdolności adaptacyjne.
Im młodsza jest roślina, tym zdolności adaptacyjne do różnych warunków są lepsze. A wiadomo, w szkółkach warunki są perfekcyjne. Każda roślina jest nawadniania, każda ma odpowiednią glebę, odpowiedni nawóz, a kiedy my ją przesadzamy do warunków terenowych, które mają zupełnie inne warunki wodne, warunki glebowe, to starszym roślinom ciężej jest się przystosować.
J: Tak, to jest bardzo trudny temat i on dotyka wielowątkowo różnych grup interesu i przyznam szczerze, że nie wypracowałem sam w sobie jeszcze jakiegoś takiego konkretnego stanowiska, bo rozumiem oczywiście inwestorów prywatnych, którzy chcieliby mieć ogród od razu i w swoim cyklu życia, gdzie to są ludzie mający pieniądze na przykład w wieku 40-50 lat, żeby ten ogród zakładać, oni po prostu nie dożyją, jeżeli im posadzimy drzewa z siewek.
To jest taki ból, a ptaki nie przelecą i nie będą śpiewać, jak nie będzie dużych drzew, więc fajniej posadzić duże, a z drugiej strony, tak jak mówisz, te duże one są w takim stanie mentalnym, jeśli pomyślimy o stanie mentalnym roślin, ich rozproszonej świadomości, że po prostu ich tempo wzrostu zostało wyciągnięte na maksa, że po prostu szybciej nie są w stanie rosnąć i nagle trafiają z tych warunków właśnie do ogrodów.
No i w przestrzeni miejskiej to jest też sytuacja, którą mi opowiadają koledzy z Stowarzyszenia, Europejskiego Stowarzyszenia Wykonawców Zieleni, że po prostu są trzy lata, czasami pięć lat na pielęgnację, później się te drzewa przestaje podlewać i dziękuję bardzo, po prostu drzewa padają.
E: Dokładnie, nie są w stanie. Bardzo często ja się spotkałam przy okazji robienia inwestycji przy drogach, że posadzone zostały drzewa w całkowicie nieprzygotowanym dole sadzeniowym, gdzie została wyciągnięta tylko element na bryłę metr na metr, czyli metr sześcienny i nic więcej. I po pięciu latach te drzewa, system korzeniowy nie wzrósł o ani milimetr dalej, bo po prostu nie miał szansy się przebić przez glebę, która była tak twarda wokół. A więc drzewa po prostu rosły w takim metr na metr, jakby w donicy. To jest duży ból przy dużych inwestycjach. Myślę, że przy małych też często o tym nie myślimy, sadząc duże drzewo, żeby przygotować większy dół sadzeniowy i odpowiednio przystosować glebę do wzrostu korzeni.
J: Tak, zrobić też jakąś strefę buforową pomiędzy tym przygotowanym, a tam tym rodzimym, pomieszać coś, wzruszyć.
E: Tak, albo trochę napowietrzyć, albo trochę rozluźnić tę glebę. Musimy pamiętać, że jak mamy naturalną sukcesję, to w naturalnej sukcesji roślin najpierw wchodzą nam trawy, których system korzeniowy jest cieńszy i ma mocniejszą siłę. On jest w stanie rozluźnić glebę. Dopiero później wchodzą nam krzewy, które mają troszeczkę grubszy system korzeniowy i troszeczkę mniejszą siłę. A na końcu wchodzą dopiero drzewa, które tą siłę rozluźniania i przepychania się między grudki gleby mają najmniejszą. Więc one już potrzebują tej gleby przystosowanej, odpowiednio spulchnionej przez rośliny i żyjące w glebie owady.
J: No właśnie, jak chcemy coś zrobić za szybko, dlatego w Miyawaki się tą glebę miesza tam na tej głębokości do metra, żeby nie było problemu z korzeniem.
E: Miesza się, a też robi się tak zwane przeszczepy gleby z gatunków, ze starych lasów, która zawiera odpowiednią florę czy odpowiednią grzybnię.
J: No tak, no tak, no właśnie. Widzisz, ja też widzę taką obserwację a propos tych dużych drzew, że nie ma takiego dużego problemu z przeżywalnością naprawdę dużych roślin, które są sadzone na obwodzie powiedzmy 30, 40, 50 plus i są przygotowywane w szkółkach tam przez dziesiątki lat. Typu na przykład holenderskie szkółki, ale największy problem jest z takimi średniakami, które po prostu typu obwody 12, 14, 16 i tak dalej, które są produkowane w takich po prostu mikro miseczkach i właściwie tamtego systemu korzeniowego w ogóle nie ma. I tylko się woda przez kroplowniki leje z nawozami.
E: Dokładnie, jak one mają przeżyć potem w naturalnym środowisku, które jest znacznie bardziej nieprzyjazne.
J: Często też robi się takie rzeczy wbrew i szkółkarze nie powinni się na to zgadzać, ale słyszę, że po prostu klient mówi ja muszę, bo mnie urzędnicy po prostu odbierają w takim terminie i jak nie posadzę to ja tracę cały kontrakt czy płacę jakieś gigantyczne kary, więc on kupuje na przykład drzewa z liściem. Zupełnie nie w tym terminie, w którym powinny być sadzone i to też mówi dobra jakaś część się przyjmie i tak mu się bardziej opłaca w okresie gwarancyjnym wymienić te parę, które się nie przyjmą.
E: Tym bardziej, że okres gwarancyjny to w większości trzy lata. Po trzech latach nasadzenia zastępcze mogą już zniknąć i często nikogo nie obchodzą.
J: No dobrze, porozmawialiśmy bardzo fajnie. Dziękuję Ci za te wszystkie bezcenne informacje. Zapraszamy oboje do Śląskiego Ogrodu Botanicznego. Czy gdyby jakiś projektant ogrodów chciał się właśnie wybrać, dowiedzieć się więcej to są jakieś zorganizowane wycieczki czy po prostu ma pisać bezpiecznie do ogrodu, żeby spróbować umówić z kimś?
E: Można śledzić informacje na stronie ogrodu. Na stronie, na Facebooku zdarzają się takie wycieczki przy okazji właśnie tych świąt Przyrodniczo-Ekologicznych. No nie jest ich zbyt dużo, więc jeżeli ktoś chce taką stricte typowo tematyczną oprowadzenie czy jakąś pogadankę, rozmowę to warto bezpośrednio do nas pisać.
J: Może zebrać jakąś większą grupę, żeby to też miało sens po prostu.
E: Na przykład wtedy czy do pani Katarzyny Galej-Ciwis, która zajmuje się Śląskim Bankiem Nasion, czy do pani Agnieszki Szyszki, która zajmuje się działem edukacji, czy do mnie też można bezpośrednio pisać. Wszystkie dane kontaktowe są na stronie naszego ogrodu, także zapraszam do kontaktu.
J: Super, no ja myślę, że miejsce jest szczególnie cenne do obejrzenia właśnie przez tą różnorodność siedlisk. Właśnie to tutaj w tym czerwonym, że jesteśmy na tej górze odwodnionej, tam właśnie, że są zupełnie inne klimaty. No ja jeszcze nie widziałem wszystkiego, także super. Dziękuję ci serdecznie.
E: Dziękuję bardzo.
J: Drogi słuchaczom, słuchaczkom, dziękuję ci serdecznie dzisiaj za uwagę. Do usłyszenia. Dzięki.
Jesteś projektantem?
Cenisz nasze merytoryczne publikacje? Zapraszamy Cię do wspólnego rozwoju, biznesu i integracji.
Jesteś właścicielem działki?
Szukasz wsparcia przy aranżacji ogrodu?
Zajmujemy się kompleksowo procesem projektowo – wykonawczym. Wypróbuj możliwości naszego zespołu.
Szukasz czegoś innego?